-
1830 -
2473 -
20318 -
98
24742 plików
276,69 GB
![Foldery Foldery](http://x4.static-chomikuj.pl/res/152bece31a.png)
![Ostatnio pobierane pliki Ostatnio pobierane pliki](http://x4.static-chomikuj.pl/res/152bece31a.png)
SĄ TAKIE CHWILE
I
Nie tak miało być. Zatrzasnęła szufladę może zbyt gwałtownie. Zbyt - dla kogo? Dla niej, dla niego, czy dla toaletki wystrojonej w lustra? Swoją drogą, w domowych kapciach wyglądała śmiesznie, już nie wspominając o obwisłym szlafroku przewiązanym postrzępionym paskiem. Żałosne. Gdzie się podziała tamta atrakcyjna, pełna humoru, roztańczona królowa dyskotek? Przymknęła oczy, jakże inne niż kiedyś: podpuchnięte, zmęczone, z sinymi workami pod spodem, a przede wszystkim n i e u m a l o w a n e.
Wrócić! Chociaż na chwilę wrócić do przeszłości. Wtedy wszystko było proste i przewidywalne. Świat wirował w koło, kusił kolorowymi neonami. Leciała na oślep, jak ćma. Rozpościerała ramiona, przytulając do serca wszystkich i wszystko. Połykała wiatr szeroko otwartymi ustami i naprawdę się u ś m i e c h a ł a.
Po policzkach popłynęły łzy, które w chwilę później, zmieszane z mlekiem na piersiach, całkiem nieestetycznie rozmazały się na brzuchu.
Westchnęła. Podeszła do łóżeczka. Spał spokojnie. Taki malutki, otulony kołderką w kotki i... taki tyko jej. Podniosła go delikatnie, przytuliła. Musi nauczyć się kochać. Od nowa. Inaczej. Dla niego, dla niej, teraz już dla nich.
II
Obowiązek. Wpisał się na stałe do kalendarza. Stał się przeznaczeniem i przekleństwem. Wypełniał dzień od pierwszych godzin, jeszcze przed wschodem słońca, aż do późnej nocy.
I kolejny dzień, i następny, a dni te w jakimś dziwnym, samoistnym porządku układały się w zamknięte schematy tygodni, miesięcy, lat. Całe życie stawało się jednym, wielkim obowiązkiem.
Tak. Czytała „Siłaczkę”. Dawno temu. Nie wiedziała wtedy, że tak wiele będzie miała z nią wspólnego. Bo czy można udźwignąć na ramionach całe życie? Dwa życia? Okazało się, że jednak można.
Dźwigała więc te życia. Jedno – swoje, wewnątrz kruchego ciała, drugie – jego, na rękach, obok torebki, siatki z zakupami, reklamówki pełnej ubranek na zmianę i pieluch. W skwarze słońca, w deszczu, podczas burzy i śnieżycy. Po błocie, po lodzie, po kamieniach. Biegała z jednego autobusu do drugiego, aby zdążyć trzecim do pracy, na czas. Popołudniami powtarzała drogę w odwrotnej kolejności, w kierunku domu.
Czasem się potykała. Wtedy na kolanach szukała równowagi, aby tylko nie upuścić małego. W tym momencie nieważny był chleb. Zwykle podawał go ktoś chwilę później.
Codzienność wypełniała kolejne minuty. Zasypiała na wpół przytomna, przytulona do synka. Budziła się kolejnego dnia przed świtem z poczuciem winy, że nie zdążyła przebrać się w piżamę, ani umyć zębów.
Uparcie powtarzała jednostajny rytuał, by znowu bezwiednie zasnąć z nosem wtulonym w brzeg tapczanu. Z poczuciem winy, świadoma swojej nieporadności i tego, że tak dalej być nie mogło.
Zaprzyjaźniła się z budzikiem. Od tej pory pomagał jej w organizacji czasu.
III
Najtrudniej było, tak jej się przynajmniej wtedy wydawało, kiedy chorował. Na szczęście do przychodni nie miała daleko, może trochę mniej niż kilometr. Z tego też powodu lekarz nigdy nie przychodził na wizyty domowe. Z matematycznego punktu widzenia odległość z punktu A do B była taka sama, jak z B do A, a według lekarza może nawet znacznie krótsza.
Rozumiała to. Była w stanie uwierzyć absolutnie we wszystko.
Otulała wtedy ramionami rozognione gorączką dziecko, osłaniała szalem przed podmuchami wiatru i wędrowali tak razem po kolejne recepty do przychodni, a potem po kolejne lekarstwa do osiedlowej apteki.
W nocy nie spała. Setki razy przykładała rękę do rozpalonych policzków, lepkiego czoła, niespokojnych piersi. Mierzyła temperaturę, parzyła herbatkę i tak bardzo się bała. Jak tysiące innych matek w podobnych sytuacjach.
Ukradkiem ocierała łzy, na które nie mogła sobie pozwolić. Według niej łzy były oznaką słabości, a ona musiała być silna. Jako matka i jako ojciec, takie dwa w jednym.
IV
Kiedy po raz pierwszy poszedł do szkoły, z uśmiechem patrzyła na krótko przycięte, jasne włosy, starannie wyprasowane rękawy białej koszuli i granatowe, takie już całkiem „dorosłe” spodnie. Zaczął się nowy etap w jej życiu. Szykowała kanapki, owijała je w papierowe torebki, w śniadaniowe woreczki. Pakowała książki i zeszyty do tornistra, machała ręką na pożegnanie, odchylając firankę z kuchennego okna.
Na wywiadówkach siadała w pierwszym rzędzie i wyżej podnosiła głowę, gdy wypowiadała magiczne słowa: „mój syn”. Jego radości były jej radościami, a jego porażki jej smutkiem.
W ich domu zamieszkał pies (jedynacy nie powinni być przecież sami) i bezpańskie koty z kurzu. Czasu nadal nie starczało na wszystko, a w wolne od pracy dni ważniejsze były wspólne spacery niż porządki.
Kiedy ukończył gimnazjum myślała, że Pana Boga chwyciła za nogi. Płakała jak mała dziewczynka, gdy w garniturze przekraczał próg nowej szkoły. Taki przystojny, wysoki, mądry. Długo jeszcze stała na ulicy patrząc w ślad za nim i całe szczęście, że mogła na ten dzień wziąć urlop. Powtarzała w kółko, że są takie chwile, dla których warto żyć.
Gdy skończył pierwszą klasę, świadectwo schowała z pietyzmem do teczki.
A potem... potem cały jej świat rozleciał się, jak domek z kart. Była bezsilna, kiedy coraz więcej czasu spędzał przed komputerem, stopniowo tracił kontakt z rzeczywistością, przestał o siebie dbać, oblał kolejny rok nauki, wreszcie całkowicie porzucił szkołę.
W listopadzie umarła jej matka.
V
Siedziała w fotelu otulona kocem. Tak, jest gotowa. Nie, nie zabierze stąd niczego. Tam, dokąd idzie, nie potrzeba już budzika. Czuła się bezradna, samotna i winna. Tak bardzo winna. Jak mogła do tego dopuścić? Jak mogła i gdzie popełniła błąd?
Ból rozdzierał serce. Skronie pulsowały zbyt szybko. Nie miała już w sobie więcej siły. Odchyliła głowę do tyłu, a koc bezszelestnie zsunął się z ramion.
W zamku zazgrzytał klucz. Długowłosy, brodaty młodzieniec wszedł do domu krokiem żwawszym niż zazwyczaj. Był wyraźnie czymś podekscytowany.
Chciał powiedzieć, że zapisał się do szkoły i że tak bardzo, bardzo ją - matkę, kocha. Zamiast tego zatrzymał się na progu. Zastanowiła go wszechobecna cisza. Rozejrzał się uważnie po pokoju.
- Mamo?...
Nie ma plików w tym folderze
-
0 -
0 -
0 -
0
0 plików
0 KB
![Zaprzyjaźnione i polecane chomiki (34) Zaprzyjaźnione i polecane chomiki (34)](http://x4.static-chomikuj.pl/res/cba406437d.png)