-
1830 -
2475 -
20271 -
98
24697 plików
276,78 GB
![Foldery Foldery](http://x4.static-chomikuj.pl/res/152bece31a.png)
![Ostatnio pobierane pliki Ostatnio pobierane pliki](http://x4.static-chomikuj.pl/res/152bece31a.png)
ZŁOTA RÓŻA
Spokojnie, to tylko ja.
Dziwisz się? Rozglądasz?
Szukasz źródła tego dźwięku?/ Przeraża cię, że mój głos rozbrzmiewa nawet kiedy dookoła panuje cisza?
Ach! Gdybyś tylko mógł dostrzec teraz mój uśmiech.
Od ucha do ucha. Pełen dumy.
Dobrze… Nie denerwuj się. Już tłumaczę…
Słyszysz, prawda? To właśnie ja.
O nie! Nie przesadzaj. Dlaczego twierdzisz, że mnie nie ma?
Jestem! Jestem częścią ciebie - twoim głosem.
…skąd w tobie taki sceptycyzm?
Może wstrzymasz na chwilę te zarzuty szaleństwa?
Dziękuję!
Naprawdę nie sądziłem, że tak długo zajmie mi przekonanie cię do tego, że naprawdę istnieje.
Ale teraz, kiedy już mamy to za sobą, pociesza mnie myśl, że świadomość mojego istnienia będzie towarzyszyć ci już zawsze. W każdej chwili… aż w końcu, nauczysz się akceptować moją obecność.
Pytasz: „dlaczego dzisiaj?”
Cóż… Nie ma chyba żadnego szczególnego powodu.
Chociaż… Może nieco dość mam już nudy i samotności. Chyba rozumiesz?
Dziś mam dla ciebie pewną historię i chciałbym, żebyś jej wysłuchał… jednak wcześniej, drobna prośba: bądź czujny. To jedna z tych historii, w których liczy się każdy detal, nawet najmniejszy.
Opowiem ją tylko tobie, obiecuję!
I nawet jeśli postanowisz przekazać ją komuś dalej, to wierz lub nie, ale nie będzie ona już taka sama. Nikt nie dostrzeże jej tak jak ty, czyż to nie piękne?
Przyznaję, mój świat nie różni się niczym od twojego, w końcu, ciężko o różnice kiedy żyjemy w tym samym miejscu. Chłoniemy te same historie i opowieści, a różni nas tylko zdolność słuchania.
Jak możesz…?
To, że jestem głosem nie oznacza wcale, że pozbawiono mnie słuchu. Takie ograniczenia nie mają racji bytu.
A teraz do rzeczy…
Pamiętasz ten dzień gdy wydawało ci się, że twój świat się wali, a w życiu nie pozostało ci już nic poza złudną nadzieją i smutkiem?
O! Pamiętasz!
Tak! Właśnie wtedy gdy kazałeś mi zamilknąć, chociaż starałem się ze wszystkich sił by jakoś ci pomóc. Tego dnia udało mi się wysłuchać opowieści naszego przyjaciela. Wsłuchałem się w jego delikatne kołatanie, w cichy gwizd wieńczący powiastkę. Dzięki tobie przyjacielu, miałem okazję.
Staruszek Wiatr rozsiadł się wygodnie na parapecie opierając zgarbione plecy o uchylone okno. Zanim zaczął mówić westchnął ciężko, a echo jego oddechu rozeszło się delikatnym szumem wśród gęstych koron drzew. Słuchałem z przejęciem, które pogłębiał fakt, że mozaika jego słów wydawała mi się niepokojąco znajoma.
Według niego, w pewnym miejscu, odciętym od nas niebem rozlanym po ziemi, istnieją rozległe doliny nad którymi górują niewielkie, ale strome wzniesienia. Zieleń traw zbiegających po ich zboczach różni się od znanej nam zieleni - intensywnością, blaskiem, soczystością. Potężny orzeł toczy wielkie kręgi po błękitnym niebie, czuwając nad spokojem całej okolicy.
Tu Wiatr westchnął delikatnie na tak żywe wspomnienie owych obrazów.
- Tęskno mi za tym miejscem – powiedział.
Ale jak na światowego bywalca przystało, szybko przemógł tę chwilę słabości i na powrót wrócił do normalnego, niemal obojętnego tonu.
Powiadał, że za każdym razem gdy przybywa w tamte okolice, zatrzymuje się na chwilę na najwyższym wzgórzu i stamtąd spogląda na cudowny widok. Tam w dole, u jego stóp, jak okiem sięgnąć rozpościera się piękny, kolorowy dywan ułożony z delikatnych róż. I tylko od wschodu, równym murem, jakby wzdłuż niewidzialnej linii, stoją potężne drzewa, podobnie jak wiatr urzeczone pięknem kwiatów.
- Ach, co za widok – powiada Wiatr i na chwilę milknie ze wzrokiem zamglonym kolorami tysiąca wspomnień.
Róże już z daleka wypatrują swojego przyjaciela, który delikatnym chłodem muska ich miękkie płatki i pozwala odetchnąć od troskliwego słońca. Tak, tak! Ten potężny i jasny klejnot nieba posyła kolejne promienie by ogrzać swoich podopiecznych, jak nadopiekuńcza matka, która otula swe dziecko kolejnym kocem chociaż od dłuższego czasu krzyczy ono, że jest mu już wystarczająco gorąco.
- Czekają na mnie – pyszni się wiatr i zawadiacko podkręca długi wąs.
Gdy pierwsza radość z wyczekiwanego spotkania minie, rozmawiają wszyscy jakby węzeł zawiązanej przyjaźni spleciony został już na początku wszelkiego istnienia. I nawet najmłodsze kwiaty, których pąki rozkwitły dopiero przed chwilą z całym zapałem wtrącają się do rozmowy i korzystając ze swych świeżych sił przekrzykują wszystkich innych. Wszyscy za nic mają sobie tak znaczący wiek poczciwego Wiatru.
- Dowiedziałeś się czegoś? – pytają niemal jednogłośnie.
- Przykro mi kochane, ale nie – odpowiada, zwieszając nieco głos.
Wówczas jak na komendę wszystkie chylą piękne główki, jakby przygniecione rozczarowaniem i niewesołą dla nich nowiną. Od dłuższego czasu trapi je bowiem, że żyją jak we śnie. Nie pamiętają skąd się wzięły i dlaczego tu są. Nawet najstarszy krzew, którego kwiaty rosną najbujniej, nie pamięta jak przybył do tego miejsca.
- Tak je to martwi – tłumaczy Wiatr. – Tak chciałyby wiedzieć. Smutne są w tej niewiedzy. A ja ciągle zastanawiam się skąd wzięła się ich ciekawość.
Naprawdę wydaje się strapiony losem swoich małych i pięknych przyjaciół. W tej jednej chwili wygląda na jeszcze starszego niż w rzeczywistości jest.
Nie przerywając swej historii opowiada mi jak żadna z Róż nie zadowala się już tymi zbywającymi odpowiedziami. Wszystkie one chcą wiedzieć jak najwięcej. Wówczas najstarsze z nich, żeby odciążyć się od nieustannych pytań, powiadają, że swoje zagwozdki powinny kierować do Złotych Róż.
- Kim są Złote Róże? – pytam wyraźnie zaciekawiony.
- Ha! To ciekawe – odpowiada Wiatr uśmiechając się na widok mojej miny. – Nie wiem czy wiesz, ale wszystkie róże rodzą się jako złote. Wszystkie, w swoim młodym wieku posiadają złote pąki, ale z czasem, gdy zaczynają rozkwitać , tylko nieliczne zachowują swój kolor.
Chciałem mu przerwać, ale powstrzymał mnie jednym ruchem dłoni, jakby spodziewał się mojej reakcji.
- Nie wiadomo dlaczego – kontynuuje akcentując każde słowo. – Wydaje się, że jednym jest to po prostu pisane, inne chcą tego tak bardzo, że poświęcają wszystko by zachować złoty kolor, jeszcze inne zachowują swój kolor dzięki wsparciu najbliższych sąsiadów. Niektóre są bardziej, inne mniej naturalne. Jedne świadome, inne nie. To dziwne, jak mówiłem.
- Faktycznie – odpowiadam, bo tylko to przychodzi mi na myśl.
- A to jeszcze nie wszystko! – uśmiecha się. – Ciekawe jest to, że wszystkie Róże dostrzegają złoty kolor tych, które krzyczą najgłośniej i najbardziej zwracają na siebie uwagę. O! Niektóre robią to po mistrzowsku! – zapewnia mnie Wiatr, energicznie kiwając głową. – Niestety nikt nie chce dostrzec złotego koloru tych Róż, które w milczący sposób dają świadectwo swojej wyjątkowości.
Milknie na chwilę, jakby przytłoczony jakąś troską. Zdaje się, że toczy walkę z samym sobą, jakby niepewny tego czy powinien mówić dalej. Na jedną tylko chwilę jego spojrzenie osnuwa mgła, ale otrząsa się z tego szybko. Zwątpienie jest zbyt ludzkie – zdaje się, że krzyczy cała jego fizjonomia.
Po chwili zaczyna opowiadać dalej. Tłumaczy mi, że kiedyś, że niedawno, że jakiś czas temu – gubi się, bo jego czas płynie inaczej.
- To nie ma większego znaczenia – mówi. – Wybierz sobie co lepiej ci pasuje, niech to będzie nasza historia. Tak opowiemy ją razem.
Przytaknąłem mu chociaż do dziś nie udało mi się wybrać.
„Jeszcze kiedyś, jeszcze niedawno, jeszcze jakiś czas temu”, wszystkie Róże tworzyły jeden zwarty i kolorowy dywan, który jak wzburzone fale okryte delikatnymi płatkami staczały się po wzgórzach. Nawet gdy Wiatr wzbijał się w niebo by chociaż na chwilę spojrzeć na wszystko z wysoka, to nie udawało mu się dostrzec żadnej przerwy w tej szczelnej formacji.
- Były jakby jedną całością – zapewniał. – Jak jeden organizm, którego funkcjonowanie zależy od sprawnego działania każdego organu. Wszystkie spisywały się doskonale, jakby świadome swojej roli, tego, że są potrzebne swoim sąsiadom.
Patrzył na mnie przenikliwym spojrzeniem jakby sprawdzając czy podzielam jego entuzjazm, zza którego przebijało się ciche i wciąż niejasne dla mnie cierpienie.
- Ale coś się zmieniło – powiedział po chwili spuszczając głowę.
Gdy przybył tam w jakiś czas potem nic nie było jak dawniej. Czerwone kwiaty zwarły się wchodząc niemal na siebie, wypychając przy tym wszystkie Róże innego koloru. Skupiły się wokół jednej, dużej, złotej róży i teraz ku niej zwracają swe oczy.
Żółte, niebieskie, fioletowe, różowe… i wszystkie inne. Te, których było dużo i te, które stanowiły rzadkość, poszły w ślady Czerwonych Róż. Każda z grup ma swoją złotą różę – jedną, dwie, czasem trzy.
W tych gwarnych dolinach, wśród wzgórz i drzew, gdzie rozbrzmiewały przyjacielskie rozmowy, teraz panuje milczenie. Każda z powstałych grup wrogo patrzy na swoich sąsiadów. Każda z nich porzuca swe zielone liści, którymi jeszcze niedawno wachlowały się by ochłodzić się przed skwarem. Puste miejsca zapełniają kolejnymi kolcami co jak ostre piki odstraszają wrogów.
Już nie rozmawiają jak dawniej, nie szepczą, nie nucą wesołych pieśni, więc milczenie i cisza pokryły całą krainę. Już nie pytają skąd i dlaczego tu są, już nie zastanawiają się czy to tylko sen. Już nie przyjaźnią się z wiatrem. Ignorują go, odtrącają, tylko dlatego, że nie zechciał wybrać żadnej ze stron. Na dźwięk własnych słów w jego oczach pojawia się ból. Ból, do którego nie chce się przyznać.
Zmieniło się wszystko.
- Nigdy nie przerywają milczenia? – pytam zaciekawiony.
- O! Zdarza im się… - odpowiada Wiatr.
Podobno te nieliczne chwile, w których zaczynają znowu mówić, zmieniają się w prawdziwe piekło. Wściekają się wówczas, przekrzykują i kłócą zapamiętale o to, która z nich większą posiada wartość. I w tych rzadkich momentach ciekawi je jedynie skąd biorą się złote róże.
W ogólnym zamieszaniu, jakby z prawdą wypisaną na obliczu, do głosu najczęściej dochodzą Niebieskie Róże. Chociaż wcale nie jest ich najwięcej, to zaskarbiły sobie nieco szacunku i zabobonnego strachu, typowego dla mistyków, gromadząc w swych szeregach najwięcej spośród Złotych Róż.
- Drodzy przyjaciele – krzyczą wyniośle najwyższe z nich. – Porzućmy wszelkie spory. Zarzućmy tę zawiść. Czyż warto kłócić się o to, co zdaje się nie mieć znaczenia? Czy warto sprzeczać się o to co zdaje się łatwe i proste? Drodzy przyjaciele! My mamy odpowiedź na wasze pytanie, my wiemy! Wiemy skąd biorą się Złote Róże!
I gdy tak krzyczą, zaciekawiając swych pobratymców, wówczas na moment gasną spory, a spojrzenia wszystkich zgromadzonych kierują się na nich. Zdaje się, że nawet słońce i chmury schylają się ku ziemi nadstawiając ucha. Nawet drzewa wychylają się zza swojej niewidzialnej i równej linii.
- Słuchacie przyjaciele?! – rozlega się donośne pytanie. – A zatem wiedzcie, że Złote Róże są wybrańcami. Tak, tak! Dokonało się! To właśnie je wybiera Wielki Ogrodnik, który przybywa do nas każdej nocy kiedy pogrążymy się we śnie. To właśnie On zabiera wszystkie słabe kwiaty, obsadza nowe pąki na pustych gałązkach, w końcu, to On dba o wybrane i umiłowane przez siebie kwiaty, pozwalając im tym samym na zachowanie złotej barwy. Wielki Ogrodnik przychodzi do nas i to Jemu powinniśmy być wdzięczni, według naszej wiedzy, to On odpowiada za całe nasze stworzenie! – kończą głośno.
Po zgromadzonych przebiega szmer niedowierzania.
- Czy ktoś Go widział? – pytają Czerwone.
Chociaż zdaje się, że przemawia przez nie zwątpienie, to słychać w ich głosie bojaźliwe drżenie, jakby pomimo swych wątpliwości obawiały się, że mogą rozgniewać tajemniczego Jegomościa.
- Przychodzi gdy śpimy! Nikt nie może go zobaczyć, taka jest Jego wola! – odpowiadają Niebieskie Róże bez chwili zastanowienia.
Wbrew pozorom zdaje się, że taka odpowiedź zadowala wszystkich bo zamykają się usta niedowiarków. I zdawać by się mogło, że teraz, kiedy wszystko się wyjaśniło, ponownie zapanuje zgoda. Jednakże nic bardziej mylnego… Ta sama dyskusja rozbrzmiewa przy każdej okazji, przy każdej okazji słychać historię Wielkiego Ogrodnika i każdego dnia słychać niedowierzanie i prędką odpowiedź. Nic się nie zmienia, bowiem żadna z młodych róż nie czerpie z doświadczenia starszych, tak marnotrawiąc swój czas. Każdego dnia po dyskusji Niebieskie Róże rozstępują swe zwarte szeregi i pozwalają wyjść swoim Złotym towarzyszom, których zadaniem jest przekonanie wszystkich niedowiarków do jednej, „prawdziwej” historii.
- Udało im się? – pytam.
- O! Bardzo być może! – odpowiada Wiatr. – Chociaż nawet ci, którzy zostali przekonani wciąż mają wątpliwości.
- Ale… - zacząłem, jednak jego przeszywające spojrzenie kazało mi umilknąć.
- Teraz już nie przyjaźnią się ze mną i zdaje się, że nic nie jest takie jak dawniej. Już nie schodzę z wysokich szczytów, nie zbiegam po zboczach. Zatrzymuję się na skalistym brzegu i z uczuciem pustki spoglądam w dół.
Zawiesił głos i popatrzył na mnie znaczniej łagodniej i smutniej, ale za jednym westchnieniem, delikatne i skrzące iskierki zagrały w jego oczach. Nie mogąc powstrzymać uśmiechu mówił, że wciąż jest mała nadzieja.
Na jednym ze skalistych szczytów spotkał pojedynczą różę. Jej korzenie mocno ściskały skałę szukając odrobiny ziemi, w której mogłyby się utwierdzić. Pomimo tych trudnych warunków Róża wyrosła na piękną i wysoką, opierając się całą koroną na grubej łodydze pokrytej przez nieliczne kolce. Duże i pełne liście falowały delikatnie jakby próbowała w ten sposób zapewnić jej równowagę. Jednakże wbrew wszystkim walorom i całej swej dorodności, róża ta miała jeden mankament… była szara, zdawać się mogło - umierająca.
- Co tu robisz? – zagadnął delikatnie Wiatr.
- Oddycham – odpowiedziała smutno.
- Czemu nie jesteś wśród swoich, tam w dole?
- Tu mi lepiej, ciszej.
Przejęty Wiatr popatrzył ze smutkiem na ten cudowny, choć bezbarwny kwiat i serce jego zmroził smutek.
- Nie uczestniczysz w dyskusji? – starał się przerwać nieznośną ciszę.
- Nie mogę w niej uczestniczyć nie mając dobrej perspektywy – odpowiedział niemal bezgłośnie szary kwiat.
Wiatr nie chcąc niepokoić dłużej pustelnika, który wybrał swoją samotność, postanowił odejść. Otoczył niemal ojcowskim ramieniem nowego znajomego, by choć odrobinę podnieść go na duchu. Odsuwając się od róży zobaczył jednak, że coś się zmieniło. Coś przykuło jego wzrok, chociaż początkowo nie potrafił odnaleźć przyczyny.
- Ach…! – krzyknął radośnie.
Szary kolor pokrywający wspaniałą różę, był jedynie skalnym pyłem, który osiadł na jej płatkach. Teraz, gdy wietrzne ramię ściągnęło jego grubą warstwę, przebijał się jej złoty blask. Spod odkrytego miejsca dostrzec można było zachwycający kolor, który skrzył się tysiącami świateł w zachodzącym słońcu.
- Do widzenia przyjacielu! – rzekł uradowany wiatr, machając do samotnej róży.
- Do widzenia – odpowiedziała mu, wciąż nieświadoma swojego piękna.
- Co dalej?! – dopytywałem chcąc poznać dalsze losy moich nowych przyjaciół.
- Wybacz mój drogi! Bardzo bym chciał, ale nie mogę zostać z tobą dłużej. Na mnie już czas! – krzyknął zeskakując z parapetu. – Następnym razem dokończę opowieść, obiecuję!
Odszedł. Jeszcze jakiś czas słyszałem jak z wesołą piosenką na ustach biegł przez ulice i strącał ludziom kapelusze, ot tak, dla zabawy.
Znowu zostaliśmy sami. Ja i Ty.
Ja pełen optymizmu, natchniony kolejną historią tego świata. Ty pełen pesymizmu, ranny nową porażką.
Cały czas miałem nadzieję, że usłyszysz opowieść, którą przyniósł Wiatr.
Nie słyszałeś, prawda?
Ach! Nie przejmuj się, już ją znasz.
Ale przyznaj… czy mimo wszystko nie wydaje ci się… znajoma?
{{{{{Podpis: Brenin
Nie ma plików w tym folderze
-
0 -
0 -
0 -
0
0 plików
0 KB
![Zaprzyjaźnione i polecane chomiki (34) Zaprzyjaźnione i polecane chomiki (34)](http://x4.static-chomikuj.pl/res/cba406437d.png)