-
1820 -
2476 -
20464 -
98
24881 plików
276,54 GB
- Nieee!!!!! - krzyknęłam z całej siły, próbując wyrwać ciało z dzikiego odrętwienia. Wpadłam wprost w objęcia Michała. Przytulał mnie mocno. Czułam, że po policzkach płyną mi łzy. Chciałam płakać.
- Co to było? - zapytałam drżącym głosem, powoli dochodząc do siebie.
- To tylko złudzenie - powiedział. - No i twój strach. Nic więcej.
- Chodźmy stąd - rzekłam.
- Dobrze - narzucił mi na ramiona swoją kurtkę. Nigdy nie był dla mnie tak dobry, jak tego wieczoru i tej nocy.
- Czy można pokonać ten strach? - zapytałam, gdy leżeliśmy objęci w ciepłym łóżku, w domu z czerwonej cegły
- Tak - odparł
- Pokonałeś go?
Skinął potwierdzająco głową .
- I jak jest...no wiesz. Co się dzieje później?
- Tego się nie da opisać. To trzeba przeżyć.
- Spróbuj - zachęcałam.
- Nie chcę - zamyślił się. - Niczego teraz tak nie pragnę, jak pokonać zupełnie coś innego, przekroczyć pewną granicę. Wtedy będę naprawdę wolny. Ale jeszcze mam czas....
- Nie mów tak - powiedziałam. - Boję się, gdy tak mówisz.
- Odleć Ćma - powiedział nagle. - Ze mną nie będziesz szczęśliwa.
- Bez ciebie też nie - odpowiedziałam. - Spróbuj mnie pokochać. Niemożliwe, abyś nie miał w sobie żadnych uczuć.
- Nie chcę ich mieć.
- Dlaczego? Bo przez nie możesz być wolny? Mam czasami dość tego twojego gadania - żachnęłam się. - Jesteś po prostu tchórzem. Uciekasz przed odpowiedzialnością, przed życiem. Boisz się miłości, boisz się, że cię zrani...
- Odleć Ćma - powtórzył. - Nie mam ochoty z tobą gadać - odwrócił się na drugi bok. Nie wiem kiedy zasnęłam. Gdy się obudziłam łóżko było puste. Przez kilka dni włóczyłam się po plaży, po pustych polach i łąkach. Wciąż czekałam, by w końcu samotnie wrócić do domu.
***
Nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego mimo obaw - moja dusza się cieszy z jego powrotu. ,,Tyle czasu minęło - myślałam. - Dlaczego wrócił?” Chyba gdzieś w głębi miałam nadzieję, że dla mnie. Nie musiałam długo czekać na spotkanie po latach. Pewnego dnia stanął w drzwiach mojego pokoju.
- Nie wierzę własnym oczom - powiedziałam. - Ty u mnie? - dobrze pamiętałam, że to ja zawsze za nim chodziłam.
- Kochasz mnie jeszcze? - zapytał tak, jakbyśmy się widzieli kilka dni temu
- Przychodzisz po tylu latach, po tym, jak zostawiłeś mnie zupełnie samą i pytasz, czy cię kocham? - udawałam zaskoczoną Tak naprawdę nic nie było mnie w stanie zdziwić w odniesieniu do Michała. To było niesamowite, ale w chwili, gdy go zobaczyłam, również miałam wrażenie, jakbyśmy się rozstali na krótki czas.
- Nie zapytasz, czy mam męża, dzieci? - droczyłam się z nim.
- Nie obchodzi mnie to - powiedział. - Kochasz mnie?
- Przykro mi. Wydaje mi się, że już nie - odparłam, ale drżała we mnie każda cząstka ciała.
- A więc to nie była miłość - stwierdził.
- Była - zaprzeczyłam. - Tylko nikt jej nie pielęgnował więc .... - rozłożyłam bezradnie ręce
- W porządku - powiedział. - Musiałem wiedzieć.
- Po co wróciłeś? - zapytałam.
- Musiałem się upewnić, że Ćma, na pewno odleciała - spojrzał mi prosto w oczy.
- Nigdy jej nie chciałeś, więc w końcu odleciała....Co teraz zrobisz?
- Nie ma Ćmy, więc jestem wolny....
- Zawsze tego chciałeś - mimowolnie złapałam go za rękę. Wyrwał ją - Do widzenia - powiedział, odchodząc szybkim, zdecydowanym krokiem.
- Michał - krzyknęłam za nim.
Nie obejrzał się nawet.
***
Leżałam skulona jak embrion i płakałam. Nie wiedziałam tylko z jakiego właściwie powodu. Czy dlatego, że pozwoliłam mu odejść? A może wciąż go kochałam? Jeśli nawet tak, to jaką przyszłość mogłam z nim mieć? Zresztą, czy potrzebny jest człowiekowi konkretny powód do płaczu? Czy nie wystarczy, że po prostu jest tak bardzo źle, gdzieś tam w najgłębszych zakamarkach duszy?
***
Leśniczy powiedział, że Michał wyjechał.
- On się nawet, nie rozpakował, tym razem, jakby był przejazdem - opowiadał. - Mówił, że chce się tylko upewnić, czy ma rację w jakiejś tam sprawie....
- Wie pan, gdzie mógł pojechać? - przerwałam.
- Nie mam pojęcia.
Ja jednak czułam, że wiem. Nie zastanawiałam się długo. Wsiadłam w samochód i po ośmiu godzinach nieustannej jazdy, byłam na miejscu. Pogoda była parszywa. Wiał wiatr i siąpił deszcz. Zaparkowałam samochód pod samym wejściem do drewnianej chałupy, zapięłam kurtkę pod samą szyję, założyłam kaptur i wysiadłam z auta. W oknie poruszyła się firanka i zaraz potem otworzyły się drzwi. Kobieta wyglądała wciąż tak samo, jak gdyby czas zatrzymał się w miejscu.
- Poznaje mnie pani? - zapytałam.
Przyglądała mi się uważnie
- Przykro mi – odparła. - Przewija się tu tyle osób...
- Nieważne - przerwałam. - Michała pani, na pewno pamięta. Czy był tu?
Milczała dłuższą chwilę a dłonie jej drżały.
- Ja wiedziałam, że on to kiedyś zrobi - spojrzała w moje oczy.
- Ja też... - odpowiedziałam cicho.
- Zaczną go szukać, dopiero po sztormie. W taką pogodę nic nie zdziałają. - jej twarz zrobiła się blada. - Mój syn widział go wczoraj. Siedział przez kilka godzin i wpatrywał się w morze. Potem poszliśmy spać. Rano znaleźliśmy na brzegu część jego garderoby....Niech pani wejdzie do środka - zaproponowała. - Zrobię gorącej herbaty.
- Chętnie skorzystam, ale za chwilę. Chciałabym pójść na plażę. Potrzebuję trochę samotności.
- Rozumiem - odparła. - Tylko niech pani uważa. Fale są bardzo duże.
- Będę uważać - przytaknęłam.
Im bliżej byłam plaży, tym serce szybciej mi biło. Już tylko pas drzew odgradzał mnie od ogromu wody. Szłam wąską ścieżką i nagle ujrzałam je. Szalało. Kłębiące się bałwany zaborczo wkradały się w ląd, zalewając połowę wąskiej plaży. Ostrożnie zsunęłam się z niewysokiej skarpy. Byłam tylko ja, morze, no i gdzieś w nim Michał. Usiadłam na wprost dzikich fal i mimo, że wiatr próbował mi przeszkodzić, szarpiąc mną na wszystkie strony, nie poddałam się. Odsunęłam od siebie wszystkie myśli i tak, jak kiedyś, po pewnym czasie widziałam już każdą falę z osobna. Słyszałam ich groźny szum. Zbliżały się. Każda kolejna była bliżej mnie....... Tak, jak wtedy napierały coraz szybciej, coraz bliżej, coraz mocniej........{{{BEATA}
Nie ma plików w tym folderze
-
0 -
0 -
0 -
0
0 plików
0 KB