-
1822 -
2476 -
20401 -
98
24820 plików
276,58 GB
Ręce.......
Twoje ręce – mamusiu Dobre jak szafirek po deszczu
Jak czajki towarzyskie Przyniosły mnie na świat
Kołysały Ustawiały na podłodze Sadzały na stołku
Mówiły że motyl dzwoniŻe młodych grzybów nie sposób rozeznać
Uczyły trzymać łyżkę, by nie trafiała do ucha Rozróżniać klon od jaworu
Prowadziły przy oknie po ciemkuPo ziemi co czernieje jak szpak
Suche i ciepłeZa słabe Żeby wyprowadzić mnie z tego świata.
....................Ks. Jana Twardowski o Matce.
Wspomnienie o matce............
Kiedy cofnę myśli do dzieciństwa swego,
jeszcze raz bym chciała powrócić do niego.
Do tym pięknych czasów, kiedy żyła matka,
my przy niej wokoło, dzieciaków gromadka.
Nie pamiętam matki, no bo byłam mała,
teraz będę o niej swe wiersze pisała.
Była bardzo ładna miała czarne oczy,
a z tyłu do główki upięty warkoczyk.
Ogrom obowiązków, zawsze spracowana,
czuwała nad dziećmi, nigdy nie wyspana,
stała wciąż przy kuchni jadło gotowała,
lub stała przy balii naszą odzież prała.
Płukanie przy studni, chociaż mróz na dworze,
w zimnej wodzie płukać nie daj Panie Boże,
zmarznięte rączęta grzała przy piecyku,
a dzieciarnia spała pod ciepłym kocykiem.
Dużo obowiązków miała biedna matka,
oprócz obowiązków dzieciaków gromadka.
Ciężko pracowała, ojca wyręczała,
od tego wysiłku bardzo chorowała.
A po operacji całe dnie leżała
i ze swoich dziatek oka nie spuszczała.
W końcu rak okrutny wydał wyrok taki,
zostały sierotki malutkie dzieciaki.
Nie życzę nikomu tej sierocej doli,
ciężko ją opisać, zaraz serce boli.
Z jaką ja goryczą dzieciństwo wspominam,
ono w oczach stoi często mam je w myślach.
...............Bronislawa Piasecka
....................Juliusz Słowacki
Zadrży ci nieraz serce, miła matko moja,
Widząc powracających i ułaskawionych.
Kląć będziesz, że tak twarda była na mnie zbroja
I tak wielkie wytrwanie w zamiarach szalonych.
Wiem, żebym ci wróceniem moim lat przysporzył;-
Mów, kiedy cię spytają, czy twój syn powraca,
Że syn twój na sztandarach jak pies się położył
I choć wołasz, nie idzie - oczy tylko zwraca.
Oczy zwraca ku tobie... więcej nic nie może,
Tylko spojrzeniem tobie smutek swój tłumaczy;
Lecz woli konający - nie iść na obrożę,
Lecz woli zamiast hańby - choć czarę rozpaczy!
Przebaczże mu, o moja ty piastunko droga,
Że się tak zaprzepaścił i tak zaczeluścił;
Przebacz... bo gdyby nie to, że opuścić Boga
Trzeba by - toby ciebie pewno nie opuścił.
Matka - Małgorzata Hillar.............
Odwraca na patelni płaską flądrę
żółtym brzuchem do góry
Pokrywki garnków są srebrne
jak kilka nitek w jej włosach
Wysoko na półkach
ustawia malinowe konfitury
Wieczorem kładzie po obu stronach książki
zmęczone ręce lecz zaraz wstaje
przynosi podartą powłokę
Nachyla nad nią oczy zielone jak liście truskawek
i czoło z trzema zmarszczkami
Nie rozprostuję tych zmarszczek
palcami
O zmierzchu przy oknie
Matka trąca nogą bieguny
Kołyski, w której śpi dziecko.
Ale już nie ma kołyski,
Ale nie ma już dziecka.
Poszło między cienie.
Matka sama siedzi o zmierzchu,
Kołysze nogą wspomnienie.
Joana R: Piosenka dla Mamy.......
Jest taki miesiąc w roku Kiedy kwitną bzy
To dla Ciebie mamo Za Twoje troski i za łzy
Ty żeś nam życie dała Miłość i serce swe
Że tak się poświęcałaś Każdy podziękować chce.
Mamo dzięki Ci Za to że jesteś kiedy ciężko mi
Mamo kocham Cię Przytul do serca mnie
Pan wszechmocny Bóg Niech Cię w swej opiece zawsze ma
Za ten cały trud Miejsce w niebie Ci da.
Miłość ofiarujesz Dbasz o cały nasz dom
Rady ciągle dajesz Żeby dobrze było nam
By dobrym być dla ludzi Ty mówiłaś mi
Za to wszystko mamo Chce podziękować Ci.
Tak chciałbym ujrzeć Cię promienną:
jak w oknie pośród pelargonii
uśmiechasz się do przechodzących,
"Szczęść Boże" - pozdrawiają Cię znajomi.
Idziemy łąką ramię w ramię,
zrywasz na bukiet kwiaty najpiękniejsze,
a na ustronnej cichej ławce
czytamy wspólnie wiersze.
Potem wracamy hojnie obdarowani
muzyką świerszczy, bławatkowym niebem?
Tak chciałbym ujrzeć Cię promienną,
szczęściem z Tobą łamać się jak chlebem
Adam Zagajewski..............O mojej matce
O mojej matce nie umiałbym nic powiedzieć -
jak powtarzała, będziesz kiedyś żałował,
gdy mnie już nie będzie, i jak nie wierzyłem
ani w „już”, a nie w „nie będzie”,
jak lubiłem patrzeć, kiedy czytała modną powieść,
zaglądając od razu do ostatniego rozdziału,
jak w kuchni, uważając, że to nie jest dla niej
odpowiednie miejsce, przyrządza niedzielną kawę,
albo, jeszcze gorzej, filety z dorsza,
jak czeka na przyjście gości i patrzy w lustro,
robiąc tę minę, która skutecznie chroniła ją przed
zobaczeniem siebie naprawdę (co, zdaje się,
odziedziczyłem po niej, jak i kilka innych słabości),
jak potem swobodnie rozprawia o rzeczach,
które nie były jej forte, i jak ja jej niemądrze
dokuczałem, tak jak wtedy, kiedy ona
porównała siebie do Beethovena, głuchnącego,
a ja powiedziałem, okrutnie, ale wiesz, on
miał talent, i jak wszystko mi wybaczyła
i jak ja to pamiętam, i jak leciałem z Houston
na jej pogrzeb i jak nic nie umiałem powiedzieć,
i wciąż nie umiem.
Teresa Radziewicz...............Matki
Pęcznieć na wiosnę, gdy każde stworzenie wykazuje
podobną tendencję. Nosić nowinę, mimo że nic nowego
nie zdarza się. Wyrównywać oddech, krok i dni
z nocą. Spodziewać się, a udawać, że nie i że nic,
i nigdy. Urodzić ptaka, pisklę. Nadać mu imię,
chociaż nie wykluło się z jaja. Nauczyć latać,
gdy przyjdzie pora - nie zatrzymywać. Znaczyć
mało, podrywać się na każdy szelest.
Matko! czy są gdzieś jeszcze te ciche godziny
snów o sławie, zwycięstwie i życiu-bezklęsce,
marzone i zaklęte: z Bogiem, sławą, synem.
Matko! czy są gdzieś jeszcze te jasne godziny?
Godziny... zgonów, życia podeptane butem,
rozbite na minuty i sekundy bólu,
w ostrza broni i walki potrzebą przekute,
ciążące z krokiem naprzód ołowianą kulą.
Były dni - rozpalone szczęściem niezmierzonym,
były dni - zachlapane błotem lilie białe,
były dni - jak perłami usiane korony,
były dni ciche, smutne, nijakie, nieśmiałe.
Ty zawsze jesteś we mnie, trwasz we mnie krwiopłynem
i trwasz tak ziemsko, jednak nadczasowo...
Jak Chrystus cudze przyjmująca winy
i cudze krzyże niosąca nad głową.
Nad nami miłość żywa, bo bogata, wieczna,
nie zakwitła na rwanych rozognieniem ranach,
miłość jak przystań spokojna, bliskością bezpieczna
i jedyna wzajemna bez rany poznana...
Rano tęcza na ścianie odbita z lusterka falisty brzęk zegara wydobywa na jaw
maj się sadem puszystym jak chmura rozćwierkał w oknie które granicą jest izby i maja
powiewają tu matki ciemne ciche ręce przebywają tęczowy refleks czy wodospad
nad obrusem ciemnieją ciszej i goręcej................
mimo zmarszczek szept smutny niemyślaną groźbą matko zbudzony patrzę spod rzęs trawy leżąc matko twe siwe oczy płaczą nade mną może wiatr jestem tu choć daleko na innym wybrzeżu twój ostatni kwiat...
tak mało wiesz o synu chodząca wśród gromnic tyle że spajam głazy rymów
tyle że nie mogę zapomnieć płomienia dymu jak nikt inny jesteś pośród ludzi
mówić cóż mówić drżeć z niemocy słów żebyś młoda i piękna w uśmiech mogła wrócić
znów
O matce.............Adam Zagajewski
O mojej matce nie umiałbym nic powiedzieć –
jak powtarzała, będziesz kiedyś żałował,
gdy mnie już nie będzie, i jak nie wierzyłem
ani w "już", ani w "nie będzie",
jak lubiłem patrzeć, kiedy czytała modną powieść
zaglądając od razu do ostatniego rozdziału,
jak w kuchni - uważając, że to nie jest
dla niej odpowiednie miejsce - przyrządza niedzielną kawę
albo - jeszcze gorzej - filety z dorsza,
jak czeka na przyjście gości i patrzy w lustro,
robiąc tę minę, która skutecznie chroniła ją
przed zobaczeniem siebie naprawdę - co, zdaję się,
odziedziczyłem po niej - jak i kilka innych słabości,
jak potem swobodnie rozprawia o rzeczach, które nie były jej forte,
jak ja jej niemądrze dokuczałem - tak jak wtedy, kiedy ona
porównała siebie do Beethovena głuchnącego,
a ja powiedziałem okrutnie - Ale wiesz, on miał talent...
jak wszystko mi wybaczała
jak ja to pamiętam
jak leciałem z Huston na jej pogrzeb
jak nic nie umiałem powiedzieć
i wciąż nie umiem
Nie ma plików w tym folderze
-
0 -
0 -
0 -
0
0 plików
0 KB