-
4060 -
1692 -
1275 -
69
7122 plików
224,2 GB
"Ostatni Lot Prezydenta" - część 6
- Co o tym myślisz dziadku? - zapytała pani Helenka sędziwego pana, obserwującego z fotela ekran telewizora.
- To gra Helenko, czysta farsa. Oni nie opłakują ofiar, oni leją łzy nad tym, że nie-udało im się wsadzić do samolotu brata prezydenta. Teraz tylko patrzeć jak rozwinie się proces przejmowania całkowitej władzy.
- Dlaczego sądzisz, że to był zamach?
Sędziwy pan nie odpowiedział. Przełknął napływającą do ust ślinę, a następnie przetarł wilgotną już chustką starczą twarz. Obie jego powieki opadły, jak kurtyna w teatrze po skończonym już spektaklu.
Do płuc zaczerpnął kilka łyków świeżego powietrza, z otwartego w pokoju okna. Właśnie na parapecie przysiadł gołąb, ale nie znalazłszy nic czym mógłby się pożywić, zaraz odfrunął. Poleciał ponad miasto - ciche, smutne - pogrążone w żałobie. Zatoczył krąg, wokół zgromadzonych poniżej ludzi stłoczonych w długim niekończącym się szeregu, tuż przy samej ulicy. Ludzie ci stoją tam w pokorze, w dłoniach ściskają kwiaty. Czekają na kolejny karawan przewożący zwłoki - chcą oddać im cześć. Większość z nich przestała już liczyć, która to z kolei ofiara - od kilku dni stało się to codziennością. Jeszcze są zjednoczeni - jeszcze łączy ich ten sam ból - jeszcze nie-wiedzą - jeszcze nie-widzą, że już nad ich głowami, gromadzi się ciemna chmura.
Koszerny siedział zamknięty w swojej willi, na wyraźne polecenie szefa. Przed nim stała niemal do połowy opróżniona butelka żołądkowej. Pił już od kilku dni. Jego codzienny rozkład zajęć, ograniczył się do kilku czynności, ale tą podstawową stało się właśnie picie.
Dla takiego pokroju człowieka jakim był Koszerny, odosobnienie to koszmar - czuł się więc jak katorżnik. Na kominku ustawił wszystkie puste już flaszki, starannie - jedna obok drugiej, jak kolekcjoner ukochane eksponaty. Były to male buteleczki zwane potocznie "małpkami". Zakupił ich dziewięćdziesiąt sześć - każda z osobna stanowiła jedną ofiarę katastrofy. Do etykiet, przylepił karteczki z zapisanym imieniem i nazwiskiem uczestnika tragicznego lotu. Po środku, oparty o szkło, widniał wycięty z gazety portret prezydenta. Koszerny domalował mu długopisem wąsy i zbieżnego zeza. Od tej pory ilekroć patrzył w swoje koszmarne dzieło, wywoływało to u niego zachwyt - był przekonany, że stworzył arcydzieło.
Czasami sięgał za komórkę, jedyne źródło kontaktu z przyjaciółmi - ale tylko wówczas, gdy nie poczynała się w jego mętnych oczach, dwoić i troić. Stał wówczas SMS-y z żenującymi dowcipami, na temat tragicznie zmarłych i sprowadzanych do kraju zwłok.
Kiedy już dość silnie jego mózg atakował napływający z krwią alkohol, poczynał się nad sobą rozżalać. Puszczał wówczas swój ulubiony serial "Czterej Pancerni i Pies". Płakał, śmiał się, lub śpiewał na cale gardło sprośne piosenki. Co kilka godzin wyglądał przez okno, aby sprawdzić czy jego anioł stróż dobrze wypełnia swoją powinność. Kiedy w miarę był trzeźwy, widział tylko jednego - kiedy przybywało płynu w żołądku, zalewającego kolejnego korniszona, czy śledzika - widział tam dwóch, a nawet trzech goryli nasłanych przez szefa. Czół się poniżony, upokorzony, niedoceniony przez przyjaciół - nie wciągnęli go do tej wielkiej gry, odstawili na bocznicę jak stary wóz do remontu. Klął ich, a potem przepraszał.
Któregoś ranka przebudził się na twardej podłodze. Oczy miał zapuchnięte, włosy przepocone, posklejane - spodnie mokre od moczu. Zawstydził się - rozejrzał dookoła, jakby chciał sprawdzić, czy ktoś go nie obserwuje. Nagle przypomniał sobie, że jest sam, że jeszcze zanim sięgnął po pierwszą butelkę był już sam. Poszedł do łazienki, aby wziąć prysznic. Popatrzył w lustro - widział niewyraźnie - przetarł oczy. Zorientował się, że braknie w nich soczewek kontaktowych - nie potrafił sobie przypomnieć, co z nimi zrobił. Ostatni zapamiętany fragment, to ten - gdy Szarik obwąchiwał miskę pełną kiełbasy. Zemdliło go - zwymiotował. Gdy był już czysty poszedł szperać w szufladach - szukał starych okularów. Po ich odnalezieniu przebrał się - potem ogolił - w końcu włączył radio - popłynęła smutna melodia. "Tylko nie to" - pomyślał i już miał je wyłączyć - wówczas usłyszał męski głos. Odczytana wiadomość zaszokowała go - ciało Prezydenta i jego małżonki, ma spocząć obok władców i bohaterów tej ziemi, w królewskim mieście. Wściekł się - jednym machnięciem ręki, strącił całą kolekcję butelek uzbieranych nad kominkiem. Pokój wypełnił hałas tłukącego się szkła. Wycięty z gazety portret Prezydenta, powoli opadał w dól - Koszernemu wydało się, że Prezydent się uśmiechnął.
Koniec części szóstej - cdn
Nie ma plików w tym folderze
-
0 -
0 -
0 -
0
0 plików
0 KB