-
868 -
1112 -
18787 -
521
21303 plików
45,16 GB
Na to wszystko nakłada się działalność żydowskich grup przetrwania i żydowskiej partyzantki. Była ona szczególnie silna na Kresach Północno-Wschodnich. Sowieci wcielali Żydów w skład swych brygad partyzanckich, traktując ich jak swoją „własność". Z publikacji historyków żydowskich w USA i w ogóle na Zachodzie oraz z bardzo licznych wspomnień wynika jednak, że Żydzi uważali się za partyzantów żydowskich a nie sowieckich. Z ich czynów społeczność żydowska w świecie jest dumna do dzisiaj.
Tak naprawdę nie jest znana dokładna data mordu w Koniuchach dokonanego na miejscowej ludności cywilnej. W Polsce nie prowadzono do 1989 roku żadnych badań tego typu i nie dbano o to także po 1989 r.
Armia Krajowa we wspomnieniach żydowskich (a nawet w opracowaniach naukowych) przedstawiana jest jako organizacja „nazistowska i faszystowska", a określenie „the nazi-AK" chyba już nikogo w nich nie szokuje. Ludność polska tych ziem określana jest językiem rewolucyjnym, jako „biali Polacy".
Ukraińcy (na Kresach Południowo-Wschodnich) mieli Organizację Ukraińskich Nacjonalistów (OUN) i Ukraińską Powstańczą Armię (UPA), a także stworzyli Dywizję SS Hałyczyna i liczne pułki policyjne. Litwini i Białorusini patrzą na to jeszcze inaczej.
Dopiero przez ten pryzmat należy śledzić los polskich Kresów pod okupacją: początkowo sowiecką, następnie niemiecką i ponownie (od 1944 roku) sowiecką.
W kolejnych publikacjach anglojęzycznych, były potwierdzenia popełnionej tam zbrodni. Okazuje się, że już w 1962 roku w księdze pamiątkowej Hrubieszowa zawarte są wspomnienia jednego z żydowskich partyzantów, Israela Weissa, który napisał wprost, że „wioska została całkowicie spalona". Ostatnio powrócił do tych wydarzeń Rich Cohen w popularnej książce „The Avengers", wydanej w Nowym Jorku.
O sprawie okrutnego wymordowania oddziału AK por. Stanisława Burzyńskiego „Kmicica" w sierpniu 1943 roku przez sowiecką brygadę Markowa, jeden z autorów żydowskich podkreślał z chlubą, że w tej brygadzie „służyło wielu żydowskich młodzieńców" i że „żona Markowa była Żydówką”.
O Koniuchach pisał Isaac Kowalski w swych monumentalnych, kompilacyjnych pracach oraz w pamiętniku o partyzantce żydowskiej, Chaim Lazar i wielu innych.
Najbardziej niezwykłe w tych publikacjach jest to, że zbrodnia - dla której trudno znaleźć odpowiedniki - nie tylko nie została przez tych autorów w jakikolwiek sposób potępiona czy nawet przemilczana (bo trudno przecież uwierzyć, że można chwalić się popełnioną zbrodnią). A jednak oni wprost szczycą się tym, jak jakąś prestiżową akcją przeciwko Niemcom.
Niepojętą rzeczą jest szczycenie się zbrodnią ludobójstwa . Jak to możliwe, że w Stanach Zjednoczonych - państwie demokratycznym - komuś w ogóle może przyjść do głowy coś takiego?
Decydują o tym przede wszystkim fałszywe stereotypy: Polacy byli źli, bo nie pomagali Żydom, a Żydzi przecież potrzebowali pomocy. Prawda jest taka, że żadna chyba inna społeczność nie pomagała tak Żydom, jak Polacy. Udowodnił to ostatnio historyk Gunnar S. Paulsson na podstawie dogłębnych studiów o Żydach ukrywających się w Warszawie. Oczywiście, nie wszyscy pomagali. Byli bowiem i „szmalcownicy", i degeneraci, rabujący i mordujący Żydów dla zysku. Ale ci sami ludzie mordowali i rabowali Polaków, a działo się to w tym samym czasie. Jeśli zaś Żydzi w miarę często padali ofiarą degeneratów (a każda wojna i okupacja sprzyja ich aktywności) to przede wszystkim, choć nie zawsze, dlatego, że byli bardziej bezbronni.
Znane są też przykłady, że Żydzi padali ofiarą innych Żydów (także dla zysku), a rola policji żydowskiej, czy żydowskich konfidentów to także rzecz haniebna.
Tę haniebną postawę żydowskich kolaborantów opisali już precyzyjnie wielcy żydowscy historycy, jak patron Żydowskiego Instytutu Historycznego Emanuel Ringelblum, czy o Judenratach (Judenrat - Żydowska Rada Starszych – forma sprawowania władzy przez przywódców żydowskich nad skupiskami żydowskimi (getta) wprowadzona przez Niemców w 1939 roku) - Hannah Arendt z pochodzenia Niemka pochodzenia żydowskiego, uważana za najsłynniejszą żydowską myślicielkę XX wieku. Nikt ich jednak nie nazwie... antysemitami.
Pamiętając o tym kontekście można zrozumieć, że pacyfikacja polskiej wsi, w której „partyzanci" zamordowali - według wspomnień - aż 300 osób, w tym kobiety i dzieci, może być ukazywana jako „akcja bojowa", jako kara wymierzona „polskim faszystom". A tym można się szczycić…
http://niepoprawni.pl/blog/7324/bacznosc-jarmulki-z-glow
Kiedy w Jedwabnem potomek sowieckiego pułkownika NKWD Stolzmana już z polskim nazwiskiem Kwaśniewski zdejmował jarmułkę z głowy , przepraszał naród żydowski za to co stało się we wsi Jedwabne . Człowiek ten pochodzenia żydowskiego , przepraszał Żydów w imieniu Polaków.
Kiedy mijają kolejne rocznice zbrodni band żydowskich na obywatelach Polskich , żadna jarmułka , nigdzie i nigdy z żadnej nawet najmądrzejszej głowy nie została zdjęta w ramach przeprosin.
29 Stycznia przypada kolejna rocznica krwawego mordu na Polakach . Mordu którego dokonali Żydzi na Polakach w Koniuchach.
Aktem bestialstwa jest rzeź popełniona przez partyzantów Rosjan, Litwinów i Żydów na mieszkańcach we wsi Koniuchy 29 stycznia 1944 roku. Owa wieś leżała na skraju Puszczy Rudnickiej, która była siedliskiem partyzantki składającej się z Rosjan, Litwinów i Żydów.
Oddziałami żydowskimi, służącymi sowietom, kierowali Jacob Prenner ("Śmierć faszystom"), Awrasz Rasel ("Walka"), Szmuel Kaplinski ("Ku Zwycięstwu") i Abba Kowner ("Mściciele").
Wszystkie one tworzyły tzw. „Brygadę Żydowską” pod wodzą Abby Kownera.
Paru żydowskich partyzantów otwarcie chlubiło się swoimi zbrodniami w książkach opublikowanych w Stanach Zjednoczonych.
Chaim Lazar opisywał w książce "Destruction and Resistance" (New York, Schengold Publisher, 1985, s. 174-175):
"Pewnego wieczoru stu dwudziestu partyzantów ze wszystkich obozów, uzbrojonych w najlepszą broń, wyruszyło w kierunku wsi. Było wśród nich około 50 Żydów, przewodzonych przez Jacoba Prennera. O północy przybyli oni na koniec wsi i zajęli odpowiednie pozycje. Rozkaz nakazywał, aby nie darować nikomu życia. Nawet zwierzęta domowe miały być wybite, a cała własność zniszczona... Sygnał dano tuż przed świtem. W ciągu niewielu minut okrążono wieś z trzech stron. Z czwartej była rzeka i jedyny most, który znajdował się w rękach partyzantów. Partyzanci, z zawczasu przygotowanymi pochodniami palili domy, stajnie i spichlerze, gęsto ostrzeliwując siedliska ludzkie... Półnadzy chłopi wyskakiwali przez okna i usiłowali szukać drogi ratunku. Ale zewsząd czekały na nich śmiertelne pociski. Wielu wskakiwało do rzeki i płynęło nią ku drugiemu brzegowi, ale i ich również spotkał taki sam los. Zadanie wykonano w krótkim czasie. Sześćdziesiąt gospodarstw chłopskich, w których mieszkało około 300 osób, zniszczono. Nie uratował się nikt".
Isaac Kowalski pisał: "Nasz oddział otrzymał rozkaz, aby zniszczyć wszystko, co się rusza i zamienić wieś w popioły. Dokładnie o ustalonej godzinie i minucie wszyscy partyzanci z czterech stron wsi otworzyli ogień z karabinów ręcznych i maszynowych, strzelając kulami zapalającymi w zabudowania wioski. Tym sposobem dachy gospodarstw zaczęły się palić (...) Gdy później przemaszerowaliśmy przez Koniuchy (...) był to jak gdyby przemarsz przez cmentarz" (I. Kowalski "A Secret Press in Nazi Europe. The Story of a Jewish United Partisan Organization", New York, Central Guide Publication, 1969, s. 333-334. Zob. także I. Kowalski, wybór i redakcja "Anthology on Armed Jewish Resistance, 1939-1945" t. IV, New York 1991, Jewish Combatants Publishers House, s. 390-391).
O rzezi polskich mieszkańców w Koniuchach pisze inny autor żydowski Rich Cohen w książce pod tytułem "Mściciele" ("The Avengers"): "Koniuchy były wioską o zakurzonych drogach i osiadłych w ziemi, nie pomalowanych domach” (...).
Partyzanci (...) zaatakowali Koniuchy od strony pól, a słońce świeciło im w plecy. (...) Partyzanci wrzucili granaty na dachy, a w domach wystrzeliły płomienie. Chłopi wybiegali drzwiami i biegli drogą. Partyzanci ich gonili strzelając do mężczyzn, kobiet i dzieci. (...) Setki chłopów zginęły w ogniu krzyżowym" (R. Cohen "The Avengers", New York, Alfred A. Knopf, 2000, s. 145).
W napadzie na wieś uczestniczyli partyzanci z oddziałów J. Prennera ("Śmierć faszystom") i Szmuela Kaplinskiego ("Ku zwycięstwu"), ponadto Zalman Wyłożny, który służył w oddziale "Śmierć faszystom". Stwierdził on, że "cała wieś została puszczona z dymem, a mieszkańcy wymordowani" (J. Gołota "Losy Żydów ostrołęckich w czasie II wojny światowej"; "Biuletyn Żydowskiego Instytutu Historycznego", nr 187 /1998/, s. 32).
Autor powoływał się na zeznania Z. Wyłożnego (Yad Vashem 1503-80-1). Sprawcy rzezi Polaków we wsi Koniuchy uzasadniali tę masakrę całej wioski tym, że była to wieś "reakcyjna". Wśród wymordowanych "reakcjonistów" była m.in. 1,5-roczna N. Molisówna, 4-letnia Marysia Tubisówna. Wśród zamordowanych były całe rodziny, np. Zygmunt Bandalewicz (8 lat), Mieczysław Bandalewicz (9 lat), Stanisław Bandalewicz (45 lat), Józef Bandalewicz (54 lata), Stefania Bandalewiczowa (48 lat).
Naoczny świadek wydarzeń Edward Tubin opisywał: "Nie było różnicy, kogo złapali, to wszystkich bili. Nawet kobietę jedną, uciekała tam w las ku cmentarzu, to nie strzelali, ale kamieniem zabili, kamieniem w głowę. Jak mamę zabili, to może z 8 kul po piersiach puścili” (...).
(…)Wojtkiewicza żona była w ciąży i był chłopak, nie miał nawet 2 latek. Zabili ją, a chłopak został żywy. Przynieśli słomę, na nią rzucili, zapalili. Temu chłopaczkowi nogi poopalało - paluszki jemu odpadły. Przeżył pod tą matką. Jak zapalili, to tylko nogi mu się spaliły. Było strasznie, było strasznie, nie przepuścili nikomu"(...)”.
Z relacji osoby, która zdołała się ukryć w czasie napadu, słyszał, iż wieś podpalono z obu stron, a potem strzelano do uciekających ludzi. Z zeznań wynika, iż część ofiar, zwłaszcza osoby stare i schorowane, zginęła, spalona we własnych domach. Natomiast do części mieszkańców, którzy starali się uciekać, strzelano. Żydowscy mordercy chcieli ukarać mieszkańców wsi, która chciała się bronić przed ciągłymi niszczącymi ją do cna rabunkami. Polscy chłopi zorganizowali jednostkę "samoobrony", aby ochronić wieś przed ciągłym rekwirowaniem żywności i grabieżą. Wieś w tym czasie nie miała już dosłownie środków do życia.
Zbiegli z gett i obozów niemieckich do lasów Żydzi tworzyli "oddziały partyzanckie", czyli mówiąc otwarcie żydowskie bandy, które zazwyczaj nie walczyły z Niemcami, lecz z polskimi chłopami, mordując ich i rabując.
Oskar Pinkus w książce "The House of Ashes" (Cleveland, USA) pisze o kilku takich bandach żydowskich na Podlasiu, utrzymujących się z grabieży okolicznych wiosek, także historyk Holocaustu w okupowanej przez Niemców Polsce Emanuel Ringelblum (patron Żydowskiego Instytutu Historycznego) pisze, że grupy takie "z bronią w ręku wywalczają sobie prawo do życia".
Często jednak owa "walka" była walką z polskim, zazwyczaj biednym chłopem, ograbianym przy tym ciągle przez Niemców. Byt to zwykły rozbój, chociaż z konieczności. Chłopi broniąc się przed rabunkiem chleba, kawałka słoniny czy pierzyny organizowali "straże wiejskie", które Ringelblum ostro potępia ("Stosunki polsko-żydowskie w czasie drugiej wojny światowej", Warszawa 1988), nie chcąc zrozumieć sytuacji w jakiej znajdowali się chłopi polscy podczas okupacji niemieckiej.
Także Martin Gilbert w książce "The Holocaust. The Jewish Tragedy" (Glasgow 1987) potępia likwidację przez polskie podziemie w 1943 roku takiej żydowskiej bandy w lasach wyszkowskich, dowodzonej przez Mordechaja Grobasa.
Polacy jednak nie mogli tolerować bandytyzmu skierowanego przeciwko polskim chłopom. Ostatecznie polski bandytyzm też był tępiony. Czy żydowski bandytyzm, kierowany przeciwko Polakom i na terenie Polski, miał być tolerowany przez polskie podziemie tylko dlatego, że bandytami byli Żydzi skazani przez hitleryzm na Zagładę? Bohaterska i cenna dla Aliantów walka 350 tysięcy żołnierzy Armii Krajowej z Niemcami podczas okupacji Polski jest znana nie tylko polskim historykom II wojny światowej.
Tymczasem były partyzant żydowski Yitzchok Perlow w swej polakożerczej książce "The Partizaner" (New York-London 1969) pisze jakoby ich oddział walczył z oddziałami Armii Krajowej, wybijał wziętych do niewoli żołnierzy Armii Krajowej naganami w tył głowy, dobijał rannych. Rzekomo raz w piwnicy dworu wybili granatami dowódcę oddziału AK i jego trzech żołnierzy. Jeśli to wszystko prawda, to partyzantka żydowska nie walczyła z Niemcami, lecz z Armią Krajową i Polakami, bowiem Perlow chwali się także paleniem polskich wiosek. Żydowska partyzantka komunistyczna działająca na terenach polskich podczas wojny dokonywała więc także czystek etniczno-politycznych.
Podajmy jeden przykład. W okolicy Drohiczyna i Siemiatycz ukrywało się podczas okupacji niemieckiej sporo grup żydowskich. Były one na ogół uzbrojone, utrzymywały się z napadów rabunkowych, utrzymywały też sporadyczne kontakty z sowieckimi grupami wywiadowczymi.
Zbrodni na Polakach dokonywały bandy dowodzone przez Hersza Szebesa czy niejakich braci Grudów. Pierwsza z nich nocą z 30 na 31 marca 1944 roku dokonała zbrodni na rodzinach Wilińskich i Siemieniuków w kolonii Czartajew. Banda Szebesa (tak zwała tę grupę okoliczna ludność i nazwa ta utrwaliła się po dziś dzień) zamordowała wówczas, przy pomocy siekier i noży, siedem osób: Jana Siemieniuka z żoną Stanisławą, ich 3-letnie dziecko, a także Stanisława Wilińskiego i jego żonę Marię z synami - Adamem i Janem. Stanisława Siemieniuk była w zaawansowanej ciąży - nienarodzone dziecko było więc ósmą ofiarą. Sprawcy zrabowali cały dorobek zamordowanych (który załadowali na wozy, byli zatem dobrze przygotowani do "akcji"), a ich domostwa spalili.
Okoliczna ludność wspomina jeszcze podobne zdarzenia, mające miejsce w Miłkowicach i Tonkielach.
Grupy żydowskie nie zaprzestały podobnej działalności także już pod "władzą ludową". Nocą z 5 na 6 grudnia 1944 roku grupa żydów z bandy Grudów (ukrywających się podczas okupacji niemieckiej w okolicach Sieniewic i Kłyzówki) napadła na domostwo Maksymiuków z kolonii Miłkowice Maćki. Zginęli wówczas: Michalina i Stanisław Maksymiukowie, 11-letni Marian Bojara i trzy kobiety (prawdopodobnie uchodziły "zza Buga"), nocujące u Maksymiuków. Jakby sprawcom było mało, jeszcze tej samej nocy napadli na rodzinę Jarockich we wsi Kłyzówka. Tu zginęły: Halina i Maria Jarockie, uratowały się natomiast Maria i Felicja, które były ciężko ranne, ale udawały, że nie żyją. Ich dom również został obrabowany i spalony. Warto wspomnieć, że podczas okupacji niemieckiej Jaroccy ukrywali rodzinę żydowską z Drohiczyna.
"Raport sytuacyjny i wywiadowczo-polityczny nr 11 za miesiąc grudzień 1944 roku" Komendy Okręgu Białystok Armii Krajowej opisuje postawy drohiczyńskich Żydów w bardzo dla nich niepochlebnym świetle: "Należy zaznaczyć, że Żydzi prawie wszyscy wysługują się Sowietom. Całe szczęście, że jest ich niewielu. Ze szpitali (gniazdo żydowskie) usunięto wszystkich lekarzy Polaków. Chorzy leżą bez pościeli. Protekcja i przekupstwo. W dniu 8 listopada z inicjatywy żyda dr. Horbacewicza i ex-Volksdeutschki Toleczkowej - urządzono bal na cześć partyzantów sowieckich". Takie informacje - o współpracy Żydów z NKWD i sowieckimi strukturami władzy (podobnie jak w okresie 1939-1941), są w polskich dokumentach powszechne.
Przytoczony powyżej "Raport" nie pozostawia żadnych wątpliwości: "Żydzi współpracują z NKWD i prawie wszyscy posiadali broń krótką. Szpiegowali ludność miejscową i przyjezdną. W Drohiczynie Sowieci zabili przypadkowo Żyda. Żydzi sądząc, że to Polacy, zamordowali w odwecie 9 Polaków". Takich rzeczy nie usprawiedliwia nic. Nawet, gdyby ten "przypadkowy" Żyd zginął z polskiej ręki.
Po pierwsze Żydzi nie mieli prawa wymierzać na ślepo własnej "sprawiedliwości". Ale posiadali legalnie broń. Pamiętajmy, że Polacy wówczas za jej przechowywanie zagrożeni byli karą śmierci. Po drugie, cieszyli się bezgranicznym zaufaniem Sowietów (widocznie były ku temu odpowiednie powody, ci bowiem nie byli naiwni i nie obdarzali swym zaufaniem kogokolwiek, w dodatku za nic). Po trzecie, takie zbrodnie nie były ścigane i karane, zresztą - kto wówczas miałby odwagę wystąpić z oskarżeniem?
Mordów i rabunków dokonywały też żydowskie lub kierowane przez żydów bandy wchodzące w skład Gwardii Ludowej. Jednym z pierwszych przypadków takich akcji był napad na Drzewicę. Późnym zimowym wieczorem 20 stycznia 1943 roku weszła do Drzewicy grupa "Lwy" dowodzona przez Izraela Ajzenmana ps. "Lew" i zamordowała siedem osób. Kilkanaście innych, które były na liście, zdołało ujść z życiem.
Żydzi swoje ofiary torturowali, kłuli bagnetami w brzuch i genitalia, w końcu dobijali strzałem w tył czaszki - wzorem z Katynia. Głowy i twarze zabitych miażdżono na dodatek kolbami.
Życie stracili wówczas: August Kobylański, współwłaściciel miejscowej fabryczki "Gerlacha" (działacz konspiracyjnego Stronnictwa Narodowego i żołnierz NOW-AK), aptekarz Stanisław Makomaski, żołnierze NSZ: Józef Staszewski, Edward, Stanisław i Józef Suskiewiczowie oraz Józef Pierściński. Egzekucji dokonywano strzałami w głowy z bardzo bliskiej odległości, świadkowie mówią, że niektórym rozbijano głowy kolbami, dla oszczędności amunicji. Gwardziści poszukiwali również usilnie kilkunastu innych osób (m.in. księdza Józefa Pawlika, Mariana Klaty, Mariana i Wacława Suskiewiczów), ale ich na szczęście nie zastali, bo wtedy ofiar byłoby znacznie więcej.
Sprawcy na miejscu rozrzucili ulotki, w których ujawniali swe korzenie ideologiczne i przynależność organizacyjną. Mord miał podłoże nie tylko polityczne, albowiem gwardziści dokonali rutynowego przy takich "akcjach" rabunku wszystkiego, co wydało im się wartościowe, z fabryczną kasą na czele, ale też nie pogardzili rzeczami osobistymi i ubraniami zamordowanych. W jednym z rozliczeń po tej zbrodni czytamy: 3.300 zł w gotówce, futro, obrączka, jedno futro damskie, płaszcz męski, burka, 2 zegarki. Otrzymano 25.I.43. Trzy dni po "akcji" w rozkazie dziennym Ajzenman zanotował: "wyrażam moje uznanie dla oddziału GL "Lwy" za przeprowadzone czyszczenie terenu".
Do żydowskich dowódców "partyzanckich" w GL i poza nią należeli oprócz Ajzenmana tacy bandyci jak pułkownik Ignacy Robb-Rosenfarb "Narbutt", dowódca GL w regionie kieleckim; pułkownik Robert Satanowski - dowódca zgrupowania partyzanckiego "Jeszcze Polska nie zginęła" w Lubelskiem, po wojnie był komendantem Szkoły Oficerskiej Marynarki Wojennej na Oksywiu.
Zwalczał tam podziemie narodowe oraz oddziały BCh i AK. Rozkazy i zrzuty broni otrzymywał wyłącznie od Sowietów, był agentem sowieckiego wywiadu wojskowego; major Menasze Matywiecki - członek Sztabu Głównego GL; Aleksander Skotnicki "Zemsta" i Jechiel Grynszpan - na Lubelszczyźnie; Jekiel Brewerman - dowódca oddziału "Bartosz Głowacki"; kapitan Lucyna Herz; August Lange ("Stach"), Gustaw Alef (Bolkowiak), "Szymon" (NN).
Żydowskie bandy początkowo współpracowały z GL, następnie często wchodziły w jej skład. Dotyczyło to grup następujących: oddziału "Chłód" Jechiela Grynszpana, oddziału "Emilia Plater" Samuela Jegiera, oddziału "Kozietulski" Mieczysława Grubera, oddziału "Berek Joselewicz" Forsta, oddziału "Zygmunt" Zalmana Fajnsztata, oddziału "Iskra" Lejba Birmana, oddziału "Mordechaj Anielewicz" Adama Szwarcfusa, Mordechaja Growasa i Ignaca Podolskiego. Bandyci z białostockiego getta utworzyli oddział "Forojs" ("Naprzód"), p
Nie ma plików w tym folderze
-
0 -
0 -
0 -
0
0 plików
0 KB