-
868 -
1112 -
18787 -
521
21303 plików
45,16 GB
Gdy wybuchła II wojna światowa, nazistowska grabież dzieł sztuki nabrała charakteru masowego. Hitler zlecił Reichsleiterowi Alfredowi Rosenbergowi, by przeszukał biblioteki, archiwa i wszelkie "światopoglądowe i kulturalne instytucje" i dokonał odpowiednich konfiskat. Marzył, że po wygranej wojnie stworzy w swoim ukochanym Linzu ogromną galerię sztuki.
Wszystko, co udało się wyszabrować, magazynowano w kopalniach, tajnych schronach lub też przetapiano na sztaby złota, pozwalając nierzadko na zniszczenie. Polska, Francja i Związek Radziecki - ucierpiały najbardziej. Co ciekawe, Republika Federalna Niemiec do dziś nie znalazła sposobu na to, jak postąpić z nagromadzonymi wtedy skarbami. Część z nich wciąż zdobi państwowe urzędy, zalega w magazynach, czy jest w posiadaniu prywatnych właścicieli, którzy nabyli je za bezcen na jednej z licznych aukcji. Prawda jest taka, że znamy tylko wierzchołek góry lodowej, jaką była największa w dziejach grabież sztuki. Bardzo znikoma część tego, co zostało zrabowane została zwrócona po wojnie.
Wkrótce minie 68 lat, odkąd politycy stosują uniki w kwestii ustalenia pochodzenia i zwrotu milionowych majątków odziedziczonych w wątpliwy sposób. Co dalej?
Już do połowy lipca 1944 r. lista inwentaryzacyjna sztabu operacyjnego Rosenberga zamykała się liczbą (nieostateczną!) 21 903 pozycji dzieł sztuki i antyków najwyższej klasy.
Nikt dziś nie jest w stanie określić pełnych rozmiarów łupu hitlerowskiej Rzeszy. Jeden z niemieckich ekspertów prof. Andreas Huneke, zajmujący się od ponad 30 lat dociekaniami dotyczącymi tych kwestii, szacuje, że może to zająć jeszcze co najmniej 20 lat.
Sprawą zajął się ostatnio tygodnik "Der Spiegel", który ruszył na poszukiwanie majątkowej spuścizny po III Rzeszy. Dotarł do urzędników, którzy bardzo niechętnie wypowiadają się na ten temat. Zawstydzeni muzealnicy otwierali przed dziennikarzami magazyny, do których od lat nikt nie zaglądał. Badający sprawę odnaleźli też dokumenty, które dowodzą, że Niemcy i Bawaria w latach 60. i 70. pozbywały się dzieł z kolekcji Hitlera i Goeringa po niskich cenach, ale te pieniądze nigdy nie trafiły ani do rąk prawowitych właścicieli, ani do rąk żyjących jeszcze ofiar nazizmu.
Dokopano się też do szkiców i rysunków, które przez lata przechowywano w stalowych sejfach, żeby przypadkiem nie stały się przedmiotem poszukiwań. Wynik redakcyjnego śledztwa jest jednoznaczny: "postępowanie z majątkiem odziedziczonym po nazistach to moralna katastrofa, która zaczęła się w latach 50. i trwa do dziś".
Problemem zajął się powstały pięć lat temu "ośrodek poszukiwania i badania pochodzenia dzieł sztuki", jednak jego skuteczność jest bardzo znikoma. Biorąc pod uwagę fakt, że pracują tam tylko cztery osoby, możemy się spodziewać, że ich śledztwa będą się toczyć jeszcze przez długie lata.
W tym samym czasie żydowska organizacja Jewish Claims Conference dodaje: "Niemcy mają jeszcze wiele do zrobienia, jeśli chodzi o zwrot dzieł sztuki. Spadkobiercy muszą sami poszukiwać obiektów i w razie wątpliwości walczyć i procesować się o rodzinną spuściznę." Jak do tego doszło?
W 1948 roku Amerykanie oddali resztę zasobów w zarząd powierniczy premierowi Bawarii Hansowi Ehardowi, który przekazał je ministerstwu spraw zagranicznych w Bonn. Ustalono wówczas, że zwrot mienia ma być sfinalizowany ostatecznie w latach 60. W międzyczasie podjęto też decyzję o wypożyczaniu dzieł muzeom i ważniejszym instytucjom państwowym. Ta decyzja przesądziła o wszystkim. Co na to opinia publiczna? Nikt jej nie pytał o zdanie.
W wyniku tych działań prawie 2 tysiące dzieł zasiliło 111 muzeów, a 660 obrazów znalazło się w niemieckich instytucjach państwowych w kraju i za granicą. I większość z nich wciąż bezprawnie tam przebywa. Podczas, gdy politycy udają, że problem nie istnieje, stowarzyszenia ofiar wojny próbują bezskutecznie walczyć o jakiekolwiek zadośćuczynienie.
W grudniu 1998 r. 44 państwa uczestniczące w konferencji waszyngtońskiej uzgodniły, że dokonują przeglądu dzieł skonfiskowanych podczas II wojny i ustalą prawowitych właścicieli. Znów można było zgłaszać roszczenia restytucyjne. Ówczesny sekretarz stanu ds. kultury Michael Naumann z SDP z wielkim zapałem zabrał się za realizację deklaracji. Do wszystkich niemieckich muzeów wysłał ponoć żądanie, by pilnie zbadały swoje zasoby. Odpowiedź otrzymał tylko od jednego.
W licznych przypadkach już nigdy nie uda się rozstrzygnąć kwestii własności, ale Niemcy mogliby stanąć na wysokości zadania i pieniądze ze sprzedaży zrabowanych dzieł przekazać ofiarom nazizmu. Czy kiedykolwiek do tego dojdzie? Pożyjemy, zobaczymy...
- sortuj według:
-
0 -
4 -
0 -
0
4 plików
256 KB