-
23186 -
4384 -
40071 -
2469
70870 plików
778,77 GB
![Foldery Foldery](http://x4.static-chomikuj.pl/res/152bece31a.png)
![Ostatnio pobierane pliki Ostatnio pobierane pliki](http://x4.static-chomikuj.pl/res/152bece31a.png)
Korzystając z jego podpowiedzi, że prawo wieku zwalnia ludzi od tematów tabu na własny temat, powierzy mu – teraz także czytelnikom – najskrytsze tajemnice swego życia. Książka wzbogaci też naszą wiedzę o mniej znanych, dramatycznych aspektach prywatnego życia Jana Karskiego.
Kaya Mirecka-Ploss urodziła się 12 września 1924 roku w Piekarach Śląskich jako Hanna Adela Czechówna. Pochodzi z biednej rodziny śląskiej o polsko–niemiecko–węgiersko–żydowskich korzeniach. Po zajęciu Śląska przez Niemców została wysłana na przymusowe roboty. Pozostałe lata wojny spędziła w obozie dla "mieszańców" w Landsbergu. Po wyzwoleniu dostaje się do Teatru Dramatycznego II Korpusu we Włoszech, z którym w 1946 roku przybywa do Wielkiej Brytanii. W Londynie zdaje maturę i kończy studia w prestiżowym Saint Martin College of Art. Występuje jako aktorka w teatrze emigracyjnym. W 1957 roku z powodów rodzinnych wraca do Polski. W kraju współorganizuje przedsiębiorstwo i sklepy Moda Polska. Po bezskutecznej inwigilacji i odmowie współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa w 1960 zostaje aresztowana. Odzyskuje wolność dzięki wstawiennictwu Leona Kruczkowskiego, przyjaciela męża, aktora Wiesława Mireckiego i wyjeżdża z kraju, tym razem na zawsze.
Od 1966 roku mieszka w Stanach Zjednoczonych. W dorobku pisarskim ma sztukę teatralną i dwie powieści. Dzięki aktywnej działalności w amerykańskich środowiskach polonijnych i propagowaniu kultury polskiej stała się prawdziwą ikoną Polonii w USA. Była prezes Amerykańskiej Rady Kultury Polskiej, jest założycielką Amerykańskiego Centrum Kultury w Waszyngtonie. Drugim jej mężem był sowietolog Sidney Ploss.
Przez 32 lata przyjaźniła się z Janem Karskim, legendarnym kurierem polskiego podziemia. Jest współtwórczynią Instytutu Dialogu i Tolerancji im. Jana Karskiego, założycielką Fundacji Dzieci Śląska. Uhonorowana przez liczne amerykańskie organizację polonijne, została również odznaczona Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski oraz Orderem Uśmiechu.
Przymusowe roboty
Po kilku miesiącach dostałam list od ojca. Pisał, że babcię Jadwigę zabrali do obozu koncentracyjnego. Po miesiącu przyszła wiadomość, że nie żyje. […] Ojciec, przerażony wypadkami u dziadków, zgłosił siebie i całą rodzinę jako volksdeutschów. Ba, zmienił mi nawet datę urodzenia. Przekupił widocznie jakiegoś urzędnika i nagle stałam się młodsza o cztery lata. Do tej pory mam w papierach rok urodzenia 1928. W rzeczywistości urodziłam się w 1924 roku. Niewiele pomogła ojcu volkslista. Dostał się na listę czwartej klasy, a to oznaczało najgorsze kartki żywnościowe. Któregoś dnia tata i jego bracia zostali wywiezieni jako "Halb Juden" do obozów koncentracyjnych. Dziadek już tego nie dożył. Zmarł niedługo po babci. Ale stała się dziwna rzecz. Kiedy Niemcy przyszli zabrać ciotkę Agnieszkę, jej mąż Antoni ubłagał ich, żeby jej nie zabierali, ze względu na dwójkę małych dzieci, i że on zamiast niej pójdzie do obozu. To nieprawdopodobne, ale tak się stało. Antoni Waluga, katolik z dziada pradziada, znalazł się w obozie koncentracyjnym jako pół Żyd, a ciotka Agnieszka została z dziećmi w domu.
Moja praca w hotelu "Młyn Łukasza" [w Jeleniej Górze] była różnorodna. […] sprzątanie pokoi, no i jeszcze praca w kuchni… Byłam niewysoka, toteż nie dosięgałam dna tych głębokich, dużych garów, które musiałam myć. Czasami aż wpadałam do środka. Ręce miałam popuchnięte, palce obolałe. Śmiertelnie zmęczona, kładłam się do łóżka w pokoju, który dzieliłam z Elzą. Była tam przeszło pół roku, kiedy z wojska przyjechał na urlop brat właścicielki. Od pierwszego dnia napastował mnie seksualnie. Miał około trzydziestki, był dobrze zbudowany. Zawsze przychodził, kiedy sprzątałam pokoje, ale pewnego dnia napadł mnie w piwnicy, kiedy rozpalałam piec do ogrzewania. Zerwał ze mnie majtki i już czułam, że zaraz we mnie się wedrze, kiedy usłyszałam na schodach Elzę. Zawołała mnie i krzyknęła, że już idzie do mnie na dół. Ona wszystko wiedziała i chociaż w przeciwieństwie do mnie czuła się Niemką, była dla mnie bardzo serdeczna. Ja natomiast nie chciałam już żyć w tym ciągłym niepokoju, zwłaszcza że ten szubrawiec miał pozostać jeszcze przez tydzień. Tego dnia z największym wysiłkiem przyciągnęłam do siebie duży gar z wrzątkiem i oblałam się z góry na dół. Sama właścicielka hotelu zawiozła mnie do lekarza. Nie chciałam mówić o tym, co się stało, w jej obecności. Lekarz to wyczuł i poprosił ją, żeby wyszła. Wtedy opowiedziałam mu wszystko. Stwierdził, że muszę wrócić do domu na co najmniej miesiąc. No i puścili mnie.
Obóz w Lansbergu
– Kiedy Althoff mnie gwałcił, obok łóżka na stoliku leżał jego pistolet, który odpiął od pasa. Chciałam sięgnąć po broń i go zastrzelić.
– Kaja, Kaja! – krzyknęła w popłochu Ruth. – Nie rób tego, nigdy o tym nawet nie myśl. Słyszysz?! Zapłaciłabyś za to swoim życiem, a Althoff nie jest wart, żeby za niego umierać. Ten cały bajzel nie potrwa długo, najwyżej kilka miesięcy i będziemy wolne.
– Kiedy szłam naszą dróżką — powiedziałam – uklękłam na śniegu i przyrzekłam sobie, że zabiję Althoffa. Obiecajcie, że mi w tym pomożecie.
Położyły swoje dłonie na mojej.
– Przyrzekamy! – oświadczyły zdecydowanie.
Musiałam się dowiedzieć, gdzie Althoff mieszka. […] Dopiero po kilku miesiącach zauważyłam list. Szybko odwróciłam kopertę. Od żony Althoffa! Do końca życia będę pamiętała ten adres! Mieszkał niedaleko, w pobliskiej wsi. Moja przysięga i ten adres dodały mi sił, żeby przetrwać.
Było dobrze po dwunastej, kiedy drzwi się otworzyły i najpierw wybiegły dzieci, a za nimi podążyła kobieta, zapewne żona Althoffa. Nie zwlekając, wślizgnęłyśmy się do środka, ściskając w rękach sztachety. Althoff stał plecami do drzwi.
– Zapomniałaś czegoś? – zapytał, nie odwracając się. W tym momencie Ruth wzięła potężny zamach i zdzieliła go deską w głowę, aż zadudniło. Zwalił się na ziemię. Zaczęłyśmy go okładać. Nie wiem, jak długo biłyśmy go, zapamiętale i z całych sił. Byłam pewna, że nie żyje. Nagle mój wzrok padł na na wiszącą w drzwiach dziecięcą huśtawkę. W tym samym momencie Ruth sięgnęła po nią i wypięła z niej sznury. Obie z Genią podniosły bezwładnego Althoffa i zawiązały mu sznur wokół szyi. Potem wypadki potoczyły się szybko. Pamiętam jak przez mgłę dyndające w powietrzu nogi Althoffa. Rozległ się głuchy chrzęst. Althoff skonał.
Dotarło do mnie, że już po wszystkim. Wybiegłyśmy z domu, w stronę torów. Podczas drogi powrotnej żadna z nas nie odezwała się ani słowem. Wróciłyśmy do obozu [opuszczonego już przez Niemców] późnym popołudniem. Położyłyśmy się na pryczach. […] Cztery dni później wojna się skończyła. Prawie natychmiast zjawiły się samochody Czerwonego Krzyża oraz ciężarówki z jedzeniem i lekarstwami. Kilka dni potem zaczęli nad rozwozić do różnych obozów, tak zwanych "Displace Persons Camp". My po prostu mówiłyśmy "obozy dipisowskie".
Sierżant – ogromny, budzący respekt mężczyzna – tłumaczył nam, gdzie będziemy skierowani. Kiedy przyszła kolej na mnie, nawet nie podniósł głowy, tylko burknął.
– A ty będziesz przydzielona do kuchni.
Przerażona, w wyobraźni ujrzałam przed sobą te duże gary, które musiałam myć w hotelu, kiedy zesłali mnie na roboty.
– Ja nie umiem gotować! – szepnęłam.
– A co umiesz? – zapytał.
– Umiem śpiewać! – odparłam. Podniósł głowę i dokładniej mi się przyjrzał.
– No to zaśpiewaj! – skinął niedbale ręką. […]
"Puchowy śniegu tren w krąg roztoczył swe czary
Dźwięczą z dala janczary, miasto spowił już sen…"
Kiedy skończyłam, zaległa cisza. Przerażona, popatrzyłam na sierżanta. Nagle wybuchła wrzawa:
– Brawooo! – krzyczeli wszyscy wokół, klaszcząc z zapałem. Owacja trwała długo.
– Nooo, ty naprawdę umiesz śpiewać – sierżant z uznaniem pokiwał głową. – Będziesz śpiewała dla polskich żołnierzy.
Tego samego dnia odwieziono mnie do Recanati, gdzie była kwatera Teatru Żołnierza Polskiego przy II Korpusie. Urzędowała tam dyrektorka teatru, pani Jadwiga Domańska – wysoka, szczupła, ciemna blondynka. Uśmiechnęła się do mnie na powitanie.
Któregoś razu pani Domańska, widząc mnie z [Wiesławem] Mireckim, zapytała "A kiedy ślub?". Zarumieniłam się, a Mirecki odparł, że nie myśli o takiej ewentualności. Spojrzałam na niego, a potem zapytałam wprost, dlaczego. Bardzo szczerze odpowiedział mi, że między nami jest zbyt wielka różnica w pochodzeniu i wykształceniu. Zaniemówiłam. […] Tego wieczoru oznajmiłam mu, że więcej z nim spotykać się nie będę. […] Nie mogłam się od niego zupełnie odciąć – wykładał między innymi dykcję, więc widziałam go często, a nawet graliśmy w tym samym przedstawieniu "Wiele hałasu o nic" Szekspira.
W roli głównej księcia, ku zdumieniu wszystkich, wystąpił Ludwik Lawiński, znany raczej jako komik. Akurat w tym czasie przyjechał do Recanati bardzo znany przed wojną konferansjer scen kabaretowo-rewiowych, Fryderyk Járosy. Towarzyszyła mu równie popularna śpiewaczka przedwojenna Zofia Terné, malutka i pulchniutka, znana w całej Polsce z piosenki "Kiedy znów zakwitną białe bzy". Járosy przyszedł na przedstawienie "Wiele hałasu o nic", a po zakończeniu z wyciągniętymi ramionami podszedł do Lawińskiego i zawołał:
– Ludwisiu, jak mogłeś! Ty, król szmoncesów w Polsce, grać księcia…
A my młodzi, którzy graliśmy tam paziów, pękaliśmy ze śmiechu. Od tego czasu mówiło się o Lawińskim jako o "królu szmoncesów".
Z chwilą, kiedy Karol Wojtyła został papieżem, Hanna Szczepańska rozpoczęła akcję zbierania funduszy na dom, gdzie będą mogli znaleźć schronienie pielgrzymi. […] Dom Polski na Via Cassia był imponujący. Po uroczystości odsłonięcia tablicy podeszłam, dotknęłam jej i przejechałam palcami po nazwisku Ploss. Byłam naprawdę wzruszona, ale równocześnie ze wzruszeniem przyszedł ból. Dobrze pamiętam ten moment, kiedy mąż hojnym gestem wypisał czek na sporą sumę. Żartował przy tym: – No popatrz, popatrz! Mówisz, że będzie tablica z nazwiskami najhojniejszych dobroczyńców. Czy to nie zabawne, że na tablicy upamiętniającej ufundowanie Domu Polskiego w Rzymie, dedykowanego papieżowi, uwieczniony będzie amerykański Żyd?
– Pani Pola [Nireńska] żyje, prawda? – zapytałam [Jana Karskiego].
– Żyje, żyje, tylko to już nie jest życie. Jest bardzo nieszczęśliwa, a ja czuję się winny. Nie mogę do niej w żaden sposób dotrzeć. Ma do mnie żal, że przed ślubem postawiłem warunek, żeby przeszła na katolicyzm. Przy ludziach żartuje sobie z tego, jakby to nie było ważne. Mówi ze śmiechem,że jak się dowiedziała, że matka Jezusa była Żydówką, to była bardzo dumna. A ja wiem, że to ją gnębi, bo nieraz mi mówiła, że czuje się nielojalna wobec rodziców, wobec siostry i innych krewnych, zwłaszcza tych, którzy zginęli w obozie.
– Przyznam, że ja też tego nie rozumiem. Mówi się o Panu, że jest pan ucieleśnieniem tolerancji i zrozumienia dla wyznawców innych religii. Całe życie działał pan na rzecz Żydów, a potem zmusza pan żonę Żydówkę, żeby przeszła na katolicyzm?
Karski pochylił nisko głowę i ściszył głos.
– Właśnie to jest największe kłamstwo. Tu nie chodziło o religię. Po prostu bałem się, że stracę pracę. Rozumie pani? O pracę mi szło. Po latach wojny, po śmierci mojego brata, Georgetown stał się dla mnie przystanią, której nie chciałem stracić. To uniwersytet jezuicki, a proszę pamiętać, że to były lata pięćdziesiąte. Trudno było wówczas liczyć na specjalne względy czy szczególną tolerancję. Bałem się utracić to moje schronienie, żeniąc się z Żydówką. Chciałem ukryć moje tchórzostwo i dlatego utrzymywałem, że robię to ze względów religijnych. Rozumie pani teraz?
– Dlaczego pan nie wyzna tego swojej żonie? Na pewno zrozumie!
– Próbowałem, ale jest już za późno. Może gdybym jej to powiedział od razu, byłoby inaczej. Nie umiem do niej dotrzeć – do kobiety, którą całym sercem kocham. Robię jej ciągle wymówki, że przedawkowała lekarstwa na bóle, mimo że dobrze wiem, bo sama mi o tym mówi, że dla niej śmierć będzie wybawieniem.
[Karski] zapytał mnie, ile miałam lat, jak zaczęła się wojna.
– Niecałe piętnaście. W obozie wszyscy byliśmy prawie dziećmi. Przeważnie przysyłali tam dziewczyny, których matki lub ojcowie byli Żydami.
– Ma pani kontakt z kimkolwiek z tamtych lat?
Podniosłam głowę i długo patrzyłam w przestrzeń.
– Była Milinka, która zmarła w moich ramionach, a ja zamknęłam jej oczy. I była Crina, szesnastolatka. Pracowała u bauera w kartoflisku. Podcięła sobie żyły, a potem pchnęła się nożem w serce. I była Renata, gwałcona zbiorowo przez strażników. Umarła w strasznych bólach. I była Ruth, która przeżyła obóz i nawet skończyła prawo. Któregoś dnia odebrała sobie życie. I jest Genia, Polka, moja rodaczka. Mieszka w Izraelu. Pisze rzadko i niewiele. Pewnie chce o wszystkim zapomnieć. No i jestem ja ze swoimi wspomnieniami, które często nie pozwalają mi zasnąć.
Karski patrzył na mnie długo, a potem sięgnął po moje ręce i przycisnął je do swej twarzy.
https://culture.pl/pl/dzielo/kaya-mirecka-ploss-jan-karski-czlowiek-ktoremu-powiedzialam-prawde
Nie ma plików w tym folderze
-
0 -
0 -
0 -
0
0 plików
0 KB
![Zaprzyjaźnione i polecane chomiki (110) Zaprzyjaźnione i polecane chomiki (110)](http://x4.static-chomikuj.pl/res/cba406437d.png)