-
2602 -
297 -
10506 -
576
14923 plików
393,33 GB
Podaruj mi baranka,
może być w skrzynce drewnianej
takiej maleńkiej jak Słowo
co dzisiaj stało się ciałem.
Podaruj mi teczkę szkolną,
tablicę zieloną jak łąka
i białą kredę i książkę
jak trzech Salomonów mądrą.
Pozwól zrozumieć co znaczy
E równa się mc kwadrat
i onomatopeja
i teatralny antrakt.
Dlaczego na świecie są wojny
choć jesteś Bogiem żywych
dlaczego głód i choroby
i los nasz nieszczęśliwy?
Zaglądam do stajenki
gdzie leżysz cichy i święty -
dlaczego pod ścianą stoi
krzyż z ostrych cierni wycięty?
Podaruj mi serce mądre
bym żłóbek i krzyż zrozumiał -
otwórz mi je na oścież,
bym życie oddać umiał
za Ciebie,
za naszych braci,
za ojca co płacze w nocy
za ludzi wszystkich pokoleń
za siebie...
I tylko podaruj mi ciszę
i tylko przygarnij do siebie
bo wokół tyle hałasu
że czasem nie słychać Ciebie.
Robertino (1977-1991)
Give me a lamb...
Give me a lamb
it may be in a wooden box,
as little as the Word
which today turned into flesh.
Give me a school bag,
a board green like meadow,
white chalk and a book
as wise as three kings Salomons.
Let me understand what it means
that E= mc2
and what is an onomatopoeia
and theater intermission.
Why are there wars in the world,
even though you are the God of the living
why are there hunger and illness,
and our unhappy fate?
I look into manager
where you lie quietly and saintly
why is there by the wall
a cross with sharp thorns?
Give me a heart full of wisdom
so I can the manager and cross fathom
open it wide for me,
so I can give my life
for You,
for our brothers,
for Father who cries at night,
for the people of each generation,
for myself in the end…
And only offer me silence
and hold me close to you near,
because of all the noise
You’re sometimes hard to hear.
By Robertino (1977-1991)
ZNAK SPRZECIWU
Moc się w słabość zamieniła,
Ogień przyjął kształt kamienia,
Ciemność blask wszelki pokryła -
Człowiek szukał ocalenia.
Wołałem z odchłani grzechu,
Wołałem w duszy rozterce,
Byś dał mi serce niewinne,
Byś dał mi czyste ręce.
Wołałem poprzez wieki,
Wołałem w wojny szale,
Byś Księciem był Pokoju,
Byś Miłość dał nam trwale.
Wołałem w nocnej ciszy
Wątpieniem... nadziei brakiem,
Bo zapomniałem o tym,
Żeś jest sprzeciwu znakiem.
(Monachium 1987)
GLORIA VICTIS
Na kolanach taty uczyłem się ojczystego pacierza...
Mówił:
ucz się dziecko polskiej mowy,
tam za oknem to są groby...
Elementarz i cmentarz
parady, defilady
werble, szrapnele, kurz i pył
i krew ofiarna, zdradziecki strzał
i myśl cmentarna, radość i łza.
I były drogi – najgorsze z dróg
modlitwa cicha – ktoś odszedł znów.
I było miasto – niezwyciężone
nieujarzmione i niepokorne,
miasto wspaniałe, zranione miasto,
stosy kamieni, dym i swąd,
leje po bombach, rozbity dzwon i cisza...
lęk...
Uczyłem się ojczystego pacierza na kolanach ojca,
ale nie mogłem zdobyć się na współczucie ni żal.
Obca mi była radość zwycięstwa i ból klęski
i duma z dobrze spełnionego obowiązku wobec ojczyzny
i nerwowe drżenie kolan przed bitwą i chwała zwyciężonych.
A tamten?
Miał jak ja trzynaście lat, a za sobą wiele celnych rzutów granatem.
Dotąd miał szczęście – ale tym razem...
daleki wybuch zagłuszył klekot karabinu maszynowego.
Padając wyciągnął przed siebie rękę
jakby chciał znaleźć koniec kurtyny,
by ją odchylić,
by zobaczyć
Świt.
Na kolanach taty nauczyłem się ojczystego pacierza.
Nie ma plików w tym folderze
-
0 -
0 -
0 -
0
0 plików
0 KB