-
3858 -
2752 -
29606 -
2868
39435 plików
138,45 GB
ODWAGA
-23 listopada 2008 roku, w Gruzji, przy granicy z Osetią Południową, konwój samochodów z prezydentem Polski Lechem Kaczyńskim został ostrzelany.
Pomimo niekwestionowanej rangi tego zdarzenia, prominentni politycy Platformy Obywatelskiej, przy wsparciu prorządowych mediów, doprowadzili do zbagatelizowania i ośmieszenia całej sytuacji.
To, co normalnie powinno być potraktowane jako próba zamachu, a co najmniej groźba, w Polsce stało się tematem niewybrednych żartów, jeszcze bardziej znieczulając społeczeństwo.
Z każdym rokiem prezydentury Lecha Kaczyńskiego poziom nieskrywanej niechęci i agresji ze strony rządowej skierowanej przeciwko Pałacowi Prezydenckiemu rósł w zuchwałym tempie.
Lech Kaczyński został wrogiem wewnętrznym, z którego można było szydzić, któremu można było utrudniać sprawowanie obowiązków, przed którym ukrywano informacje i raporty.
Prezydent działał w warunkach skrajnie nieprzychylnych, z jednej strony narażony na ustawiczną i karykaturalną krytykę wszystkich swoich prawdziwych i wydumanych potknięć, a z drugiej mocno ograniczony zależnością od realnych instrumentów, takich jak informacja, infrastruktura, procedury, znajdujących się w rękach obozu rządzącego.
Mimo tych przeciwności jego prezydentura pozostawała spójna i mocno charakterystyczna, z wybijającą się na pierwszy plan misją przywrócenia Polakom poczucia dumy narodowej oraz zapewnienia Polsce silnej i bezpiecznej pozycji w Europie i na świecie.
To pierwsze realizowało się przez przywracanie pamięci i należytego szacunku do polskiej historii, drugie miało swój wyraz w odnoszącej sukcesy koncepcji jagiellońskiej i realnej współpracy z USA.
Bez wątpienia jeszcze niejednokrotnie zostaniemy zaskoczeni informacjami o tym, jak duże rozmiary przybrał, i na jakich działaniach opierał się atak strony rządowej na ośrodek prezydencki.
Jednak już dziś zdumienie, a jednocześnie podziw budzi fakt, że Lech Kaczyński nie poddał się strachowi o swoje życie, pozycję, czy dobre imię.
Nie zamknął się w czterech ścianach, nie wycofał się. Pozostał sobą do samego końca.
PRAWDA
Kiedy 1 września 2009 roku na Westerplatte Lech Kaczyński skończył przemawiać, po raz kolejny przekonaliśmy się, że mamy do czynienia z mężem stanu, dla którego dobrem nadrzędnym, przewyższającym poprawność polityczną i strach przed nadepnięciem na odcisk silniejszym, jest polska racja stanu, w tym konkretnym miejscu wyrażająca się twardą i zdecydowaną obroną prawdy historycznej.
Są tacy, którzy sądzą, że polityka, która może postawić partnerów w niekomfortowej sytuacji, mimo że opiera się na mówieniu prawdy, jest niedzisiejsza.
Dzisiaj wszak liczą się krótkotrwałe zyski, wysokie sondaże i dające satysfakcję klepnięcia po ramieniu.
Prezydent Lech Kaczyński wierzył w prawdziwą istotę polityki, która miała realizować się, jako narzędzie w służbie wspólnocie, ojczyźnie.
Politykę, która uwzględniała nie tylko chwilowe interesy, ale zapewniała stabilizację i niezależność w długim horyzoncie czasowym.
Politykę budowaną na trwałym fundamencie prawdy i gotowości do wskazywania godnych do naśladowania postaw w naszej bogatej historii.
To właśnie poczucie odpowiedzialności za minione i przyszłe pokolenia było przyczyną wizyty w Katyniu w dniu 10 kwietnia 2010 roku.
Nie chodziło tylko o przeszłość i martyrologię.
Istotą była przyszłość.
Przyszłość, w której Polska, jako jedyna ma odwagę postawić niewygodną dla obecnych realiów kwestię ludobójstwa, które miało swoich autorów.
Przyszłość, w której nasze państwo wysyła komunikat rodzinom tych, którzy leżą z przestrzelonymi czaszkami w katyńskich lasach, że ich nie zapomni.
Że nie opuści swoich obywateli. Dla doraźnego interesu i chwilowego zadowolenia. To istota państwowości. Ciągłość. Przynależność. Odpowiedzialność.
Są sprawy, które się nie przedawniają.
Prezydent Kaczyński rozumiał znaczenie wyjaśnienia Katynia dla przyszłości naszego kraju, nie tylko w kontekście uzdrowienia relacji z Federacją Rosyjską.
Niestety, i w tej kwestii nie mógł liczyć na przychylność obozu rządzącego.
Donald Tusk, godząc się na rozdzielenie wizyt i spotkanie z Putinem trzy dni wcześniej, potwierdził dramatyczną sytuację ośrodka prezydenckiego, którego zdeprecjonowanie i poniżenie okazało się być ważniejsze dla szefa rządu, niż integralność polityki zagranicznej suwerennego państwa polskiego.
Doprowadziło to do tego, że na prezydenta dużego, europejskiego kraju, mającego wylądować wraz z polską elitą na smoleńskim lotnisku nie czekał 10 kwietnia 2010 roku dosłownie nikt.
Dlaczego zadawano sobie tyle trudu, przede wszystkim Polsce, ale i w Rosji, aby ośmieszyć i zmarginalizować znaczenie podobno mało wpływowego, polskiego prezydenta?
ZOBOWIĄZANIE
Czy w Europie zachodniej są jeszcze przywódcy na miarę prezydenta Lecha Kaczyńskiego?
Przywódcy gotowi zadać niewygodne pytania dotyczące 10/04, narażające na szwank dobre relacje z Rosją?
Pytania, które mogą prowadzić do odpowiedzi, burzących wygodny porządek?
Takie pytania nie padały w sprawie Katynia.
Takie pytania nie padną w sprawie Smoleńska.
O naszych rodaków, którzy zginęli trzy lata temu możemy się upomnieć tylko my.
To nasze zobowiązanie. To coś, czego cierpliwie uczył nas Prezydent Lech Kaczyński.
Człowiek, mający odwagę posiadania i wyrażania własnego zdania, piastujący tak ważne stanowisko państwowe, jakim jest urząd prezydenta dużego, europejskiego kraju może istotnie wpływać na losy nie tylko swoich rodaków, ale i mieszkańców innych państw. Lech Kaczyński był takim człowiekiem. Nieprzeciętnie inteligentny, niezależny, odważny, dumny. Patriota. Mąż stanu.
Tomasz Rakowski- w Polityce.
- sortuj według:
-
0 -
43 -
0 -
0
43 plików
2,17 MB