-
23186 -
4384 -
40071 -
2469
70870 plików
778,77 GB
Trzymała na rękach Dziecię Jezus, widziała swojego Anioła Stróża. Miała stygmaty, nosiła koronę cierniową, rozmawiała z duszami czyśćcowymi. Na temat swoich licznych darów wolała jednak milczeć.
Jadwiga (Edvige) Carboni przyszła na świat w 1880 roku w Pozzomaggiore na Sardynii. Od urodzenia miała na piersi odciśnięty mały krzyżyk, który był widoczny aż do jej śmierci. Jako pięciolatka Jadwiga widziała swojego Anioła Stróża, bawiła się też z Dzieciątkiem Jezus, które Matka Boża podała jej z obrazu. Była bardzo pobożnym dzieckiem, po szkole podstawowej chciała nawet wstąpić do zakonu, ale musiała zrezygnować z tego zamiaru; jej matka chorowała i było jasne, że wkrótce Jadwiga będzie musiała przejąć jej obowiązki. We wczesnej młodości pogłębiała swoje życie religijne, należąc do różnych stowarzyszeń w parafii, ucząc katechizmu, a w końcu wstępując do III Zakonu św. Franciszka.
W 1911 roku klęcząc przed krucyfiksem, pogrążona w modlitwie Jadwiga po raz pierwszy miała wizję Jezusa Ukrzyżowanego. Wówczas otrzymała dar stygmatów, które starała się ukrywać, nie chcąc wywoływać sensacji. W jednym z kolejnych objawień Pan powiedział do niej: „Chcę, byś była obrazem mojej męki”. I naprawdę tak było: oprócz daru stygmatów Jadwiga nosiła koronę cierniową i uczestniczyła w męce Pańskiej. Stygmaty Błogosławionej były niewątpliwie jej najbardziej znanym i najboleśniejszym darem, ponieważ często stanowiły obiekt ciekawości wielu osób.
Kiedy Jadwiga przeniosła się z Sardynii do Lacjum, poprosiła Pana o ich usunięcie i pozostawienie jedynie bólu. Pan Bóg wysłuchał tej prośby jedynie częściowo: pozostawił stygmaty na boku i stopach, o czym wiedzieli jedynie najbliżsi i jej ostatni spowiednik, który po śmierci Jadwigi kazał je sfotografować.
Na prośbę Pana przyjęła również Jego krzyż, który nosiła na swoich barkach. Błogosławiona miała ten wyjątkowy przywilej zwłaszcza w ostatnich latach swojego życia. W pewien Wielki Piątek, kiedy rozważała mękę Pana Jezusa, usłyszała Jego cichą prośbę: „Moje dziecko, pomóż mi nieść krzyż! Jest tak ciężki, że nie mogę nawet oddychać”. Jadwiga ochoczo się zgodziła.
W liście do swojego spowiednika opisywała potem, jak wielki był to ciężar i jak dotkliwy ból wówczas odczuwała: „byłam bardziej martwa niż żywa”. Jednak myśl, że robi to dobrowolnie i z miłości do Jezusa, dodawała jej otuchy. „Cudownie jest pomagać Jezusowi – pisała. – Jakże pocieszające jest cierpienie dla Jezusa”.
Świadkowie w procesie beatyfikacyjnym Jadwigi zeznawali, że widzieli ją w kościele tak bardzo zamyśloną i pochłoniętą modlitwą, że zdawała się zupełnie nieruchoma, niczym marmurowy posąg. Któregoś dnia pewna złośliwa kobieta postanowiła wytrącić ją z tego stanu, kłując ją bezlitośnie długą szpilką. Brak jakiejkolwiek reakcji ze strony Jadwigi przestraszył ją tak bardzo, że uciekła dO domu. Ponadto często widziano, jak Błogosławiona w czasie modlitwy unosi się nad klęcznikiem. Świadkiem takiej sceny była dziewczynka o imieniu Chiara Maria, która nie mogąc się opanować, krzyknęła wówczas: „Mamma mia, latająca kobieta!”. Koniecznie chciała też poczekać, aż Jadwiga wróci na klęcznik.
Co ciekawe, choć lewitacja zwykle idzie w parze z ekstazą, to u Jadwigi pojawiała się też osobno. Jej przyjaciółka opowiadała, jak Błogosławiona przemieszczała się u niej w domu z pokoju do pokoju, nie dotykając podłogi.
Jadwiga kilka razy miała kontakt z innym wielkim stygmatykiem, Ojcem Pio z Pietrelciny, największym spowiednikiem tej epoki. Choć Błogosławiona nigdy nie była w San Giovanni Rotondo, to pewnego dnia oznajmiła swojej siostrze: „Rozmawiałam z Ojcem Pio; był tak czuły wobec mnie, jak ojciec wobec swojej córki”. Jadwiga nie musiała do niego jechać, ponieważ miała okazję zobaczyć go w bilokacji. Pan mówił do niej kilkakrotnie o tym niezwykłym kapłanie i zapewniał ją, że zostawi go na ziemi do późnego wieku, aby mógł nawrócić i przyprowadzić do Niego jeszcze wiele dusz. Ojciec Pio bardzo cenił sobie Jadwigę Carboni, mówiąc nawet, że przed Bogiem stoi ona wyżej od niego.
Zdarzało się również, że w bilokacji była wysyłana do komunistycznych więzień w krajach Europy, aby pocieszać tam sługi Boże. W ten sposób – podobnie jak Ojciec Pio – dodawała otuchy prymasowi Węgier Józsefowi Mindszentyemu.
Błogosławiona Jadwiga Carboni została obdarzona jeszcze wieloma innymi darami i charyzmatami. Pomimo tego wiodła jednak zaskakująco skromne życie, najpierw na Sardynii, a później w Rzymie. Było ono wypełnione domowymi obowiązkami, haftowaniem, w którym była mistrzynią, odwiedzinami bliskich i potrzebujących, ale nade wszystko modlitwą. Jadwiga modliła się nieustannie: podczas pracy, sprzątania domu, gotowania, kiedy kładła się spać i rano, kiedy wstawała z łóżka. Każdy wysiłek ofiarowywała za nawrócenie grzeszników i zadośćuczynienie duszom czyśćcowym.
Jadwiga stroniła od wszelkiej sensacji, do kościoła chodziła bocznymi ulicami, żeby spotkać jak najmniej osób. Kiedy mieszkała z siostrą w Rzymie, do ich mieszkania często pukali obcy ludzie, którzy powodowani niezdrową ciekawością chcieli ją zobaczyć. Wówczas Paolina Carboni odprawiała ich ze słowami: „Żyjemy tu z pracy i poświęcenia. Nie z wizji i ekstaz”. Jadwiga z dużą rozwagą podchodziła do otrzymanych mistycznych darów. Często powtarzała, że to nie stygmaty czy inne charyzmaty dają świętość, ale cnoty, miłość, cierpienie, pełnienie woli Bożej. I to jest właśnie klucz do zrozumienia fenomenu tej postaci.
Jadwiga Carboni zmarła w 1952 roku w Rzymie. Została beatyfikowana przez papieża Franciszka w 2019 roku.
Na podstawie książki Ernesto Madau, „Chcę, byś była obrazem mojej męki”.
Życie i cuda bł. Jadwigi Carboni, Wydawnictwo M, Kraków 2023.
Nie ma plików w tym folderze
-
0 -
0 -
0 -
0
0 plików
0 KB