The Flaming Lips - Embryonic (2009).rar
-
A poczytam -
AA_Misz-masz filmowy -
Animowana historia PL -
Antoni Ferdynand Ossendowski -
Ciemnoniebieski świat -
coś na ucho -
Czarny łabędź -
Czekista -
Dom wariatów (2002) -
Donnie Darko -
Dziewięć żywotów Tomasza Katza -
eXistenZ -
Gintrowski Tren do wierszy Herberta -
Hardware (1990) -
Historie kuchenne -
Hotel Splendide -
Inwazja Bitwa o Los Angeles -
Jak spędziłem koniec lata -
KIN DZA DZA -
Kłopotliwy człowiek -
Kocia zupa (Nekojiru-so) -
komix -
metro 2033 -
metro 2034 -
Moon -
Na końcu świata (Krai) -
Niebo nad Berlinem -
Niepokonani -
Niwea 01 -
Pablopavo & ludziki Telehon -
Pina 2011 PL -
Rafał Gan-Ganowicz -
Renaissance -
Siergiej Łukjanienko -
Sleep Dealer (Podłącz się) -
Subvillage Sound -
Światy Aldebarana - Cykl 1 -
Światy Aldebarana - Cykl 2 -
Światy Aldebarana - Cykl 3 -
Tajemnicze Wyprawy Jaspera Morello 2005 -
The Flaming Lips - Embryonic 2009 RAR -
THE SOUNDTRACK Hardware - M.A.R.K. 13 (1990) -
Tobruk -
Valhalla rising -
Village kollektiv -
Volkoff - Dezinformacja -
wilq szuperbohatyr -
Władimir Bukowski -
Źródło (Aronofski) -
Życie ukryte w słowach
Zespół, który ją stworzył, nigdy nie stał się gwiazdą z pierwszego szeregu, ale od lat pozostaje jednym z najbardziej szanowanych na amerykańskiej scenie rockowej. Wywalczył tę pozycję widowiskowymi koncertami zmienianymi w kolorowe happeningi oraz tym, że od lat nagrywając dla dużej wytwórni, jest w stanie zachować całkowitą wolność artystyczną – nagrywa piosenki pop z brzmieniami kojarzącymi się ze studiem eksperymentalnym albo ekscentryczne pomysły w stylu „Zaireeki” – albumu nagranego na czterech różnych płytach przeznaczonych do odtwarzania jednocześnie (poczwórna stereofonia). Tutaj tylko pogłębia ten wizerunek, zarazem najbardziej się zbliżając do pomysłów z „Zaireeki”.
Słychać na nowym albumie większość zalet The Flaming Lips: od kompletnie nieprzewidywalnego lidera, który czuje się w zespole nie jak wokalista, ale jak kurator dziwnego projektu artystycznego, przez genialnego instrumentalistę Stevena Drozda, który potrafi zagrać na każdym instrumencie, co poszerza arsenał środków („Soft Bulletin”, jedna z najlepszych płyt lat 90., stworzony został w znacznej mierze dzięki jego pracy – a zarazem w okresie jego najgłębszego uzależnienia od heroiny), aż po producenta Dave’a Fridmanna, który pracuje z zespołem od początku jego (a przy okazji swojej własnej) kariery. To prawdziwy następca Phila Spectora – znakiem rozpoznawczym jego brzmienia jest potężny, przesterowany pierwszy plan przy zachowaniu zaskakująco czytelnych i plastycznych detali na dalszych planach.
Recenzent dostaje dzień albo dwa i w stresie musi słuchać tych 70 minut, próbując jeszcze spojrzeć na nie z odpowiedniej perspektywy, jak przystało na album, który chce się mierzyć z psychodelią Floydów (tych z Sydem Barrettem w składzie) i zacięciem artystycznym Lennona i Yoko Ono. Podczas gdy świat dawno już taką perspektywę utracił. Ale nawet kilkakrotne przesłuchanie tej płyty wystarczy, żeby zrozumieć, że mamy do czynienia z albumem, o który ludzie będą się spierać, uznając go za wyprzedzające swój czas arcydzieło (zabawne są w tym kontekście skojarzenia z „Kid A” grupy Radiohead – to skupienie wokół nowego życia, embrionu), albo za bełkotliwy symfoniczny knot. Ja uważam, że skoro Obamie dali Nobla, to The Flaming Lips, którzy po 26 latach wariactw zaproponowali największe wariactwo w karierze, w skali sześciopunktowej powinni dostać siódemkę.