-
811 -
0 -
20 -
57
888 plików
2,17 GB
Przez jakiś czas zastanawiałem się, czy zajmować się jeszcze wierszami o wojnie. Wziąłem je jednak (Część I), a potem przy ich nagrywaniu płakałem, co przecież nie zdarza mi się przy poezji często. Trudno nie być wrażliwym na okropieństwa wojny, ale wrażliwość Różewicza jest nieporównywalna. W obliczu tego, co się stało podczas II wojny światowej pojęcia filozoficzne, jak dobro, piękno, sprawiedliwość, prawda, męstwo, stają się puste (1) Życie jest jednak silne, a więc się żyje i może dostrzega uroki życia (2), ale jednak skaza jest nie do zatarcia, jeśli tak dobitnie widziało się, jak miłość jest pokonana przez śmierć (9).
Empatia Różewicza rozciąga się w wielu kierunkach i obejmuje dzieci (3), Żyda (4), partyzanta (5), matkę zabitego młodzieńca (6), a w końcu odnotowuje, jak wielka różnica dzieli Polskę i kraje nie tak dotknięte przez wojnę (8).
Wierszem bardzo ważnym dla mnie jest apologia dezerterów (7), która, jak sądzę, ne ma szans znaleźć się w podręcznikach szkolnych uczących patriotyzmu szabelkowatego. Jako potencjalny dezerter dołączam do grona czekających na pomnik dezerterów.
Muzyka części I ma za zadanie zrobić z niej reportaż. Jest więc eklektyczna. Nie sposób jednak nie dostrzec, jak wspaniałe są koncert wiolonczelowy Elgara i Rapsodia Góreckiego.
Część II przynosi uspokojenie. Otwiera ją wiersz, który biorę za manifest poetycki Różewicza (10). Manifest skromności, ale zarazem nieuchronności pisania. Zgadzam się ze wszystkimi wierszami zawartymi w tej części. Może tylko nie zgadzam się z tym, że będzie kiedyś pierwszy dzień bez poezji. Jeśli tak jest możliwy, to na pewno po moim trupie.
Muzyka części II jest wyłącznie fortepianowa i składa się z zaskakująco wdzięcznych miniatur Griega oraz z bardziej znanych fragmentów sonat fortepianowych Beethovena.
Część III jest smutna. No bo to, że wyrastamy ze świata dzieciństwa i w końcu musimy go opuścić, jest w sumie smutne. Różewicz z tego pożegnania tworzy film, który mam przed oczyma (19). Portret ojca, który nie był dorobkiewiczem i żył lekko, z dnia na dzień (20), jest w gruncie rzeczy portretem mojego ojca. Gdy tego portretu słucham, to moja krytyka życia hedonistycznego słabnie.
Zdecydowanie smutniejsze, o ile nie wręcz przygnębiające jest wspomnienie chorującej, bliskiej już śmierci matki (21 i 22). Gdy już Różewiczowi odeszła, nie może pozbyć się wspomnienia o jakimś nerwowym wobec niej zachowaniu, ani pamięci jej szpitalnego, jakże pomniejszającego, widoku.
Kończymy raczej pesymistycznie, dostrzeżeniem, że życie zdziera kolejne zasłony, za którymi spodziewaliśmy się dostać dużo (23). Co zostaje po ich zdarciu? Na szczęście, dla mnie zostaje dużo. Dlatego piszę to, co tu piszę.
Muzyka części III to niespodziewane połączenie nostalgicznych mazurków Chopina z bodaj najjaśniejszym Requiem w dziejach muzyki.
- sortuj według:
-
1 -
0 -
0 -
0
1 plików
413 KB