Wykorzystujemy pliki cookies i podobne technologie w celu usprawnienia korzystania z serwisu Chomikuj.pl oraz wyświetlenia reklam dopasowanych do Twoich potrzeb.

Jeśli nie zmienisz ustawień dotyczących cookies w Twojej przeglądarce, wyrażasz zgodę na ich umieszczanie na Twoim komputerze przez administratora serwisu Chomikuj.pl – Kelo Corporation.

W każdej chwili możesz zmienić swoje ustawienia dotyczące cookies w swojej przeglądarce internetowej. Dowiedz się więcej w naszej Polityce Prywatności - http://chomikuj.pl/PolitykaPrywatnosci.aspx.

Jednocześnie informujemy że zmiana ustawień przeglądarki może spowodować ograniczenie korzystania ze strony Chomikuj.pl.

W przypadku braku twojej zgody na akceptację cookies niestety prosimy o opuszczenie serwisu chomikuj.pl.

Wykorzystanie plików cookies przez Zaufanych Partnerów (dostosowanie reklam do Twoich potrzeb, analiza skuteczności działań marketingowych).

Wyrażam sprzeciw na cookies Zaufanych Partnerów
NIE TAK

Wyrażenie sprzeciwu spowoduje, że wyświetlana Ci reklama nie będzie dopasowana do Twoich preferencji, a będzie to reklama wyświetlona przypadkowo.

Istnieje możliwość zmiany ustawień przeglądarki internetowej w sposób uniemożliwiający przechowywanie plików cookies na urządzeniu końcowym. Można również usunąć pliki cookies, dokonując odpowiednich zmian w ustawieniach przeglądarki internetowej.

Pełną informację na ten temat znajdziesz pod adresem http://chomikuj.pl/PolitykaPrywatnosci.aspx.

Nie masz jeszcze własnego chomika? Załóż konto

Heaney Seamus - Saw music (Gra na pile).mp3

szerman103 / Poezja / Heaney Seamus / Heaney Seamus - Saw music (Gra na pile).mp3
Download: Heaney Seamus - Saw music (Gra na pile).mp3

2,24 MB

0.0 / 5 (0 głosów)

Komentarze:

Nie ma jeszcze żadnego komentarza. Dodaj go jako pierwszy!

Aby dodawać komentarze musisz się zalogować

Inne pliki do pobrania z tego chomika
Pełno mając jęczmienia w kieszeniach szyneli, Bez garkuchni, obozu, skąd rusza natarcie, Gnaliśmy, nieczekani, przez ojczystą ziemię. Ksiądz się zaszył w okopach razem z trampem. Naród w wędrówce - powłócząc nogami, Z dnia na dzień na taki wpadliśmy podstęp: Dźgaliśmy konie i jeźdźców dzidami I gnali bydło w stłoczoną piechotę, A później uciekali w chaszcze, gubiąc kawalerię. Pod Vinegar Hill rzeź była, że Bóg pomiłuj. Kosy szły na armaty i gęstniała czerwień Złamanej fali naszych, co wzgórze spłoniła. Bez trumny czy całunu - grzebano nas nędznie. A w sierpniu nam zaszumiał jęczmień nad mogiłą. Przełożył Paweł Marcinkiewicz
KOPAĆ Pomiędzy kciukiem a wskazującym palcem Tkwi przysadziste pióro; jak spluwa w garści. Pod oknem przenikliwie zgrzyta Wbijana w piach i żwir łopata - To ojciec, kopie. Ja z góry patrzę Aż jego naprężony wśród rabatek grzbiet Zegnie się - i podniesie młodszy o dwadzieścia lat I będzie się pochylał w rytmie kartoflanych bruzd, Gdzie chodził kopać. But stawiał na krawędzi, trzonek Oparty o kolano był mocną dźwignią. A on obrywał łęty, wbijał błyszczące ostrze I wysypywał młode kartofle, któreśmy zbierali - Lubiliśmy ich twardość oraz chłód. Bóg świadkiem, staruszek umiał trzymać szpadel. Tak jak i jego ojciec. Tyle torfu co dziadek w jeden dzień Nie wyciął żaden kopacz na Tonerowym bagnie. Kiedyś zaniosłem mu butelkę mleka Zakorkowaną byle jak papierem. Przerwał Żeby je wypić, i dalejże znakować torf I ciąć na równe kostki, i rzucać darń Za siebie, i schodzić coraz głębiej Po dobry torf. I kopać. Ten zimny zapach kartofliska, plaskanie i chlupoty Namokłego torfu, i ciach-ciach przecinanie Żywych korzeni, to wszystko staje przed oczami. Ale ja nie mam szpadla, żeby robić to, co oni. Pomiędzy kciukiem a palcem wskazującym Tkwi przysadziste pióro. Nim będę kopać. Przełożył Piotr Sommer
Ostrygi Klekot muszel na naszych talerzach. Język wzbierał mi w ustach jak ujście rzeki, Podniebienie iskrzyło się gwiazdami: Gdy próbowałem słonego smaku Plejad, Orion zanurzał stopę w wodzie. Żywe i poddane przemocy, Leżały na posłaniu z lodu, Każda w swej podwójnej skorupie: rozpękła Cebulka kwiatu, rozwiązłe westchnienie morza, Miliony ich, rozdarte, wyłuskane, ciśnięte bezładnie. Jechaliśmy na to wybrzeże Poprzez kwiaty i wapienne skały, I oto siedzieliśmy, pijąc zdrowie przyjaciół, Tworząc niczym niezmącone wspomnienie W chłodzie strzechy i porcelany. Przez Alpy, na południe, Rzymianie transportowali Do Rzymu swoje ostrygi, otulone w siano i śnieg: Widziałem jak wilgotne koszule wysypują z siebie Ten nadmiar, ten ostry jak brzeg liścia, jak morska sól Przesyt przywileju. I czułem gniew, że moja ufność nie potrafi przyjąć Jasnego światła, jak poezja albo wolność, Niosącego się ku nam od morza. Jadłem ten dzień Z całym rozmysłem, aby jego posmak Mógł mnie ożywić całego w czasownik, czysty czasownik. Z tomu "Field Work" (1979), przeł. Stanisław Barańczak
więcej plików z tego folderu...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin
W ramach Chomikuj.pl stosujemy pliki cookies by umożliwić Ci wygodne korzystanie z serwisu. Jeśli nie zmienisz ustawień dotyczących cookies w Twojej przeglądarce, będą one umieszczane na Twoim komputerze. W każdej chwili możesz zmienić swoje ustawienia. Dowiedz się więcej w naszej Polityce Prywatności