Zabić księdza.avi

Zabić księdza
onet.pl, Joanna Zajączkowska, 2.05.2012
Kompletnie pijany, opierając się ręką o mur, osuwał się na ziemię. Jego twarz była sina, wokół ust miał liczne rany. Problemy z rozpoznaniem ciała księdza miała nawet jego siostra.
Trzy tajemnicze śmierci
Na początku 1989 r., tuż przed rozpoczęciem obrad Okrągłego Stołu, w niewyjaśnionych okolicznościach umiera dwóch księży związanych z opozycją. 21 stycznia, we własnym mieszkaniu, na plebanii parafii św. Karola Boromeusza w Warszawie został znaleziony martwy proboszcz Powązek, 75-letni ksiądz-prałat Stefan Niedzielak. Ze względu na poważne obrażenia ciała księdza (m. in. złamanie kręgosłupa szyjnego, rany w okolicach głowy i twarzy) pojawiły się sugestie, że został śmiertelnie pobity przez sprawcę dysponującego dużą siłą, który najprawdopodobniej stosował ciosy karate. Tymczasem według pierwszych ustaleń śledczych w sprawie, śmierć księdza nastąpiła w wyniku nieszczęśliwego upadku z fotela.
Duchowny był kapelanem Armii Krajowej, współzałożycielem Rodziny Katyńskiej oraz inicjatorem wzniesienia Krzyża Katyńskiego na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach. Kilka dni po pogrzebie ks. Niedzielaka, w mediach pojawiła się informacja o tragicznej śmierci w wyniku zaczadzenia 31-letniego ks. Stanisława Suchowolca. Do pożaru doszło w mieszkaniu duchownego na plebanii. Śledczy wstępnie zakładali, że był to nieszczęśliwy wypadek - doszło do zapalenia się "farelki?, którą ogrzewano pokój. Pożar niesprawnego pieca trwał kilkadziesiąt sekund, przy czym spłonęły tylko zasłony w pokoju. Ks. Stanisław Suchowolec był kapelanem białostockiej "Solidarności" i w przeszłości przyjaźnił się z ks. Jerzym Popiełuszką. Po jego tragicznej śmierci założył Izbę Pamięci zamordowanego księdza, a także był opiekunem duchowym jego rodziców.
Mimo oficjalnych wersji prokuratury wykluczających wątek morderstwa, zarówno w przypadku zagadkowej śmierci ks. Niedzielaka jak i ks. Suchowolca, w niektórych komentarzach do obu spraw zaczęły coraz częściej pojawiać się opinie, że gwałtowne zgony duchownych to starannie zaplanowane zbrodnie dokonywane na tle politycznym.
Pół roku później w dziwnych okolicznościach umiera 39-letni ks. Sylwester Zych. Pogłoski, że katoliccy duchowni stali się ofiarami egzekucji zarządzonych przez tajnych mocodawców, przybierają na sile.
Śmierć na przystanku autobusowym
11 lipca 1989. Krynica Morska. Około drugiej nad ranem w okolicach przystanku autobusowego grupa młodych ludzi wracających z dyskoteki znajduje nieprzytomnego mężczyznę. Według późniejszych zeznań świadków wyglądał tak jakby osunął się wzdłuż ściany baraku na betonowy chodnik. Lewą rękę miał uniesioną do góry i opartą na występie muru. Skóra mężczyzny była zimna i sina. Wokół czuć było woń alkoholu. Natychmiast na miejsce zostało wezwane pogotowie. Podczas badania lekarka stwierdziła brak tętna i brak oddechu. Podjęto próbę reanimacji, wstrzykując dwa zastrzyki adrenaliny w ramię i robiąc masaż serca. Niestety nie przyniosło to żadnego rezultatu. Stwierdzono zgon. Ze względu na to, że mężczyzna nie miał przy sobie żadnych dokumentów, ustalenie jego tożsamości nastąpiło dwa dni później. Był nim ks. Sylwester Zych - kapłan z Białołęki