-
5634 -
1860 -
15646 -
14370
52874 plików
1118,02 GB
Po słabszej w/g mnie płycie "five" (jak ktoś chce mogę ją tu wrzucić:)
Przyszedł czas na lepszą "six", która jest albumem dwupłytowym, pierwsza z nich jest zapisem koncertu, druga studyjna. Zmieniło się znowu trochę w składzie zespołu.
John Marshall (dr. ex-Nucleus) został na stałe w zespole, a Eltona Dean'a (sax) zmienił Karl Jenkins (oboye, sax, el. piano, celeste). Jenkins (ex-Nucleus) nie był dodatkiem, ale od razu jakby przejął zespół.
Większość kompozycji na szóstce należy do niego - 6, oprócz tego 3 zrobił razem z Mike Ratledgem (org. el. piano, celeste), nadto Mike napisał sam jeszcze 4, a po jednej John Marshall i Hugh Hopper (g.bas). Do tego trochę improwizacji zespołowej - utwór „lefty”.
Na tej płycie zaczęło się też to, czym będzie Soft Machine później w swoim w/g mnie najsłabszym okresie, który czasami jest oceniany jako „też dobry okres” (płyty Boundles, Softs itd.). Ja tu kończę moją przygodę z Softami, płyt od „seven” wzwyż można oczywiście posłuchać, ale jest to tylko poprawny jazz rock osadzony w klimatach drugiej połowy lat 70-tych, gdzie z pierwszego składu zespołu nie ocalał nikt. Ale wróćmy do 'szóstki'.
Jest jeszcze coś dlaczego uważam tą płytę za 'wybitną'. Płyta nie stanowi w/g znawców gatunku 'dzieła epokowego', ale zamieściłem ją tu z dwóch powodów. Jeden to taki że, kiedy ją usłyszałem po raz pierwszy wielenaście lat temu, od razu mi się spodobała, po prostu dobrze się jej słucha. Uważam, że bardzo dobrze prowadzi słuchacza od początku do końca przez dwa albumy bez nudzenia. Wspaniały koncert pierwszego albumu łyka się w całości. Rozpoznawalny utwór „fanfare” a potem trochę „jazdy” w stylu starych softów, następnie gąszcz elektronicznych impulsów korespondujących z gitarą basową i trochę ładnego spokojnego grania na „bujającym rytmie” z ostrymi solówkami Ratledge'a. Znowu elektronika i bass, trochę awangadry, czy jak kto woli progresywnego jazz-rocka, improwizacja - „lefty”. Na koniec koncertu przypada trochę grania perkusyjnego - raczej improwizacja. Zakończenie kocertu - bardzo ładny powrót do zespołowego grania i ryki zachwyconej publiczności. Ogólnie muzyka raczej poukładana bez wielkich odjazdów oraz bogate instrumentarium. Dużo powietrza w środku, mimo dość skomplikowanych struktur. Brzmienie i zastosowanie instrumentów elektronicznych uległo zmianie. Elektronika na pierwszym krążku szóstki przygotowuje nas na to, co usłyszymy zakładając krążek nr 2. Tu wchodzimy w pewien świat magii, o którym teraz trochę napiszę. Zaczyna się wspaniały utwór „the soft week factor” - piękna struktura rytmiczna, gdzie zaproszono coś jakby 'ambient' (tego terminu wtedy nie było). Pewien minimalizm w elektronice zastosowany przez Jenkinsa na powtarzającym się pulsującym module. Transowy elektroniczny podkład, którego raczej w 1972 roku się nie spotykało - przynajmniej w muzyce jazzowej. (Czyżby tu Soft stał się zespołem jazzowo-elektronicznym czy może jazz-ambientowym?). Te motywy przeplatają całą drugą płytę „szóstki”. Ratledge i Jenkins tworzą taki 'elektroniczny patern' - loop (nie wiem, jaki jest polski odpowiednik) . W opisie użytych instrumentów na tej płycie niema sytezatorów, być może to taśmy. Wygląda to, jak długa pulsująca rozbiegówka, na niej rozwija się w utwór a potem prowadzi do punktu kulminacyjnego. Zespół nie liczy się tu
z czasem, długo buduje napięcie, to bardzo dobrze.
Ten elektroniczny loop nie kończy się w momencie, kiedy zaczyna grać sesja rytmiczna - jedzie z nią do końca, gładko przechodząc w następny utwór. Stopniowe wzbogacanie treści elektronicznych prowadzi do zmiany tego paternu, ale potem znowu zostaje uproszczony pod koniec utworu do zaledwie trzech dźwięków.
W drugim utworze „stanley stamps ...” przywodzącym na myśl płytę „third” mamy powrót starych dobrych softów, których z całym szacunkiem należy słuchać. Organy są tak samo drapieżne jak na wcześniejszych płytach softów, ale mają trochę inne brzmienie. Dalej długa rozbiegówka elektroniczna (wzbogacany w czasie patern) „chloe and the pirates” z podobnym tłem elektronicznego pulsu i awangardowe eksperymenty z taśmami po zamykający płytę utwór „1983”. To kompozycja Hoppera, co słychać nie tylko po agresywnym sfuzowanym basie na otwarciu utworu, ale cały utwór jest w strukturze
mocny i połamany - hooperowski.
Soft Machine później nie rozwijał już tak mocno elektronicznych struktur rytmicznych łączonych z jazzem - jedynie Jenkins i Ratledge w projekcie De Wolfe, ale nie było to aż tak interesujące. Natomiast idea ta odżyła w epoce samplerów :)
Podsumowując, jest to muzyka ponadczasowa, która miała wpływ na historię muzyki – może nieświadomie. Wyraźne nawiązanie do tego rodzaju jazzu widać dopiero w latach 90-tych. Nurt zwany nu-jazzem i grupy takie jak Tortoise czy Cinematic Orchestra przywodzą czasami na myśl Soft Machine z szóstej płyty. Być może było coś po drodze, ale widocznie mi umknęło.
- sortuj według:
-
0 -
1 -
0 -
0
2 plików
103,34 MB