Gdy zaczniemy słuchać Untouchables na powitanie zostajemy napadnięci dźwiękami, które zwykłych śmiertelników odstraszają. Jeżeli wytrzymacie te parę sekund, to nagle poczujecie jakbyście dostali glanem w twarz. Można nawet powiedzieć, że na podeszwie tego buta znajdują się kolce. Tracimy przytomność i wkraczamy w świat KoRna. Spotykamy tam człowieka, który wygląda jak ksiądz (Jonathan Davis), chociaż myślę, że typowy katolik nie chciałby się u niego spowiadać. Ks. Davis zaczyna serwować nam kazanie. "Here To Stay" opowiada o tym jak ma się dosyć ludzi, którzy cię wykorzystują. W kulminacyjnym momencie Hiv (Davis) porusza niebo i ziemie swym głosem. Piosenka prezentuje się wyśmienicie. W końcu nie od parady została wyróżniana nagrodą Grammy. Następny track to "Make Believe", który znakomicie nadaje się na ścieżkę dźwiękową do jakiegoś thrillera. Z kolei elektryzujące "Blame" z genialnym refrenem posiada takie miejsce, w którym czas staje w miejscu. Później bardzo eksperymentalne "Hollow Life", do którego wokalista KoRna brał lekcje śpiewu. Słuchając tej piosenki w zamkniętym pomieszczeniu mam wrażenie, że sufit rozsypuje się na proch. Możemy poczuć niesamowity klimat, który piętnują cymbałki wraz z chórkami. Kolejną piosenką na Untouchables jest "Bottled Up Inside". Jest to swego rodzaju przebudzenie po "Hollow Life". Na pewno jest to kolejny kopniak naszpikowany potężną ilością decybeli. Większość kawałków rozpoczyna się wspaniałymi riffami. "Thoughtless" nawiązuje do dzieciństwa frontmana KoRna. Otóż "fala" w szkole to pojęcie, które dobrze zna (również opowiada o tym piosenka "Faget" z debiutanckiej płyty). śpiewa - "zobaczę Cię jeszcze krzyczącego" (słowa kieruje do swojego prześladowcy). Utwór obdarzony ładnymi refrenami, które nadają świeżości tej płycie. "Hating" posiada potwornie ciężką końcówkę. Imponujący growling sieje spustoszenie wśród kanalików słuchowych. Wersja "Make Believe" przyjemniejsza w odbiorze to "One More Time", chociaż nie ma już takiej psychodeli, co nie oznacza, że ciarki mnie nie przechodzą. Chłopaki z Bakersfield maczali palce w klimatach Bjork. Słychać to wyraźnie w "Alone I Break". Jest to moment zaskoczenia. Można chociaż na chwilę odetchnąć. Dźwięki na początku "Embrace" sygnalizują coś niedobrego. Jeżeli ktoś uważa się za odważnego to niech idzie sam do lasu w nocy ze słuchawkami na uszach słuchając tego kawałka. W pewnym momencie Hiv wydaje z siebie takie dźwięki jakby był małą dziewczynką dźganą nożem. "Beat It Upright" to nie tyle kopnięcie, co bardziej uderzenie młotem pneumatycznym. W pewnym momencie gitary warczą jak ciężarówka jakiegoś seryjnego mordercy. "Wake Up Hate" jest jak szybki sex z jakąś diablicą. Ten sex był tak hardcore'owy, że aż prezerwatywa pękła i strach zagląda nam w oczy. Chęć schowania się pod ziemią potęguje następny track - "I'm Hiding". Płytę kończy piosenka, która w porównaniu do reszty nie ma charakteru. Oczywiście jest też bonusik. Bardzo orientalna wersja "Here To Stay", trzymająca się w klimatach indyjskiej muzyki.
Całe dzieło jest zdecydowanie inne od reszty dyskografi KoRna. Jednak myślę, że takie eksperymentowanie jest wielkim plusem. Wprawdzie wielu fanów KoRna może się odwrócić od zespołu, ponieważ nie ma już tak charakterystycznego dla zespołu grania Fieldego na basie, a ogólnie rzecz biorąc kompozycje posuwają się do ciemnej i mrocznej strony metalu. KoRn, jak każdy zespół, chce się rozwijać i taka płyta w pełni pozwala im twórczo eksplodować. Genialne chórki, które tworzą niepowtarzalny klimat, nowa jakość głosu Jonathana Davis'a, ogólny mrok i depresyjna atmosfera to tylko kilka z wielu powodów, dla których warto sięgnąć po Untouchables.
- Pobierz folder
- Zachomikuj folder