Download: Morderstwo ks. Jerzego. Nowe fakty.avi
Morderstwo ks. Jerzego: nowe fakty!" - reportaż wyemitowany 19.10.2007 w POLSACIE (autor: Łukasz Kurtz)
"Porywaczy księdza Jerzego Popiełuszki było więcej. Tak twierdzi Roman Nowak opiekun psa tropiącego, który badał samochód duchownego zaraz po porwaniu. Za każdym razem podjęty przez psa trop prowadził w przeciwnym kierunku niż do samochodu esbeków. Urwał się na bocznej, asfaltowej drodze, gdzie mogła czekać druga ekipa porywaczy.
Wydobywane o zmroku z rzeki zwłoki księdza Jerzego Popiełuszki były zmasakrowane.
Odnaleziono je jedenaście dni po porwaniu. Co działo się z nim przez te jedenaście dni, wiemy tylko od samych oprawców - czterech oficerów SB zajmujących się zawodowo dezinformacją, którzy wkrótce wzięli całą winę na siebie.
Jak było naprawdę? Czy w porwanie księdza Popiełuszki była zaangażowana tylko jedna ekipa porywaczy?
- Pozbawiłem go przytomności, by w konsekwencji po znalezieniu się na tamie w okolicach Włocławka, wrzucić jego zwłoki do wody - zaznawał Grzegorz Piotrowski, skazany za zabójstwo księdza Jerzego Popiełuszki.
Trzej esbecy przyznali się do porwania i zabójstwa księdza. Zabójstwa, które ich zdaniem było tylko wypadkiem przy pracy. Ich wersję potwierdza do dziś Waldemar Chrostowski, kierowca księdza, jedyny naoczny świadek wydarzeń - przez jednych uznawany za wiarygodnego, przez innych podejrzewany o współpracę z SB.
- Wyciągnęli go z samochodu, zaciągnęli go na tył samochodu, w którym ja siedziałem. Usłyszałem głuche uderzenie i obciążenie z tyłu, zupełnie jakby ktoś był wrzucony do bagażnika - opowiada Waldemar Chrostowski, kierowca księdza Jerzego Popiełuszki
Skazani esbecy również zgodnie twierdzą, że ksiądz trafił do bagażnika ich samochodu.
I taka wersja zdarzeń obowiązuje do dziś. Według niej ksiądz Jerzy został wywleczony z własnego auta wprost do bagażnika stojącego z tyłu samochodu porywaczy.
Czy tak było na pewno? Przeczą temu wyniki oględzin miejsca porwania przy użyciu wyszkolonego psa tropiącego.
Roman Nowak jest opiekunem psa tropiącego, który badał miejsce uprowadzenia kilkadziesiąt minut po porwaniu. Jako pierwsi dziennikarze dotarliśmy do niego.
- Szyba była uchylona z prawej strony drzwi pojazdu. Wiadomo, że najprawdopodobniej tam siedział ks. Popiełuszko. I po prostu, ten pies nawęszył z tego miejsca i po kilku ruchach podjął trop w kierunku Torunia - opowiada Roman Nowak.
Trop w kierunku Torunia. Czyli w przeciwnym kierunku niż do auta porywaczy!
- Robiłem kolejne próby z psem. Po odpoczynku psa z tylnego siedzenia podjęto nową woń, bo my nie wiedzieliśmy, w którym miejscu ksiądz siedział, czy z przodu, czy na tylnym siedzeniu. Pies był trzy razy puszczany tą trasą i do tego samego miejsca doprowadził. To jest odległość 220-250 metrów do miejsca, do którego doprowadził pies, do drogi prowadzącej do Górska - mówi Roman Nowak, opiekun psa tropiącego.
Próbę powtórzono trzykrotnie. Za każdym razem ślad zapachowy ks. Jerzego urywał się na bocznej drodze asfaltowej, ponad 200 metrów od opuszczonego samochodu.
- Ksiądz mógł być prowadzony przez kogoś, a tu czekał na niego samochód - mówi Roman Nowak.
Wyszkolenie policyjnych psów tropiących to osobna dzie