Pełnią szczęścia jest stanąć na ślubnym kobiercu, jednak życie czasem jest przewrotne, a to, czego doświadczamy, dalekie jest od "żyli długo i szczęśliwie".
Czy warto burzyć uporządkowane życie? Czy warto w nim mieszać szukając tego, co tak naprawdę może wcale nie istnieć? Czy warto postawić czasem wszystko na jedną kartę? Tak, bo bez tego wszystko, co nas otacza byłoby jedynie namiastką prawdziwego życia.
Bierzmy przykład z naszego bohatera. Choć z początku wypadki, które go dotykają nie są wcale do śmiechu. Już w trakcie podróży poślubnej przydarza się coś, co nigdy nie powinno mieć miejsca. Coś, w co tak naprawdę trudno uwierzyć.
Film ten ukrywa się pod gatunkiem, który dla pewnej grupy ludzi jest warunkiem dobrej zabawy, są też tacy, którzy komedie romantyczne omijają wielkim łukiem. To do nich właśnie kieruję te słowa. Nie bójcie się zaryzykować, bierzcie przykład z naszego bohatera, a wyprawa do kina jest gwarancją dużej dawki pozytywnych wrażeń i naprawdę dobrej zabawy.
Jednak wróćmy jeszcze do bohatera. Boi się ryzyka, a pracuje w firmie ubezpieczeniowej, w której styka się z nim w każdej minucie. Analityczne podejście do życia, jednak nie popłaca. Nie można uczuć odczuć, wrażeń przełożyć na procenty. Nie można w ten sposób podchodzić do życia. Tym bardziej, gdy na jego drodze stanie dziewczyna, którą trudno zrozumieć, a tym bardziej za nią nadążyć. Stara dobra znajoma, która pojawia się w bardzo odpowiednim, a może niedopowiednim, momencie.
Nie jest to kino, które można uznać za ambitne, ale nie oszukujmy się, gatunek ten do takich z reguły nie należy. Nie zmienia to faktu, że jest i do śmiechu i do refleksji, a i dobry morał też się znajdzie.
Duet Jennifer Aniston i Ben Stiller jest znakomity. Aktorzy uzupełniają się, a wzajemne relacje i reakcje są trudne do opisania.