-
134 -
17 -
328 -
146
918 plików
22,41 GB
Zdjęcie
Mój kontakt z serią zaczął się troszkę nie po bożemu, bo od ostatniego wydanego u nas tytułu (CSI: 3 Wymiary Zbrodni), który niedawno miałam okazję skomentować i ocenić. W kolejce czekało już CSI: Miami, w które grało mi się wcale przyjemnie. Niestety, gdy przyszło do skrobnięcia recenzji, złapałam się na tym, że w zasadzie (oprócz pewnych, w sumie drobnych, różnic technicznych między obydwiema pozycjami) tak naprawdę nie mam na temat gry nic nowego do powiedzenia... Niefajnie, prawda? Zaczęłam się zastanawiać, z czego to wynika i doszłam do wniosku, że ewidentnie ze specyfiki CSI.
Zdjęcie
Jak zawsze bierzemy udział w 5 śledztwach, jak zawsze za każdym razem towarzyszy nam inny partner, jak zawsze jest jedna ofiara (o, sorry, raz mamy i drugą – psa) oraz kilku (co najmniej trzech) podejrzanych. Jak zawsze zapełniamy trójce dowodowe, czyli szukamy powiązań między denatem, przestępcą i miejscem zbrodni. Tradycyjnie korzystamy z laboratorium, biura i prosektorium plus kilka (i tylko kilka) lokacji typowych dla konkretnej sprawy. Oczywiście mamy do dyspozycji cały arsenał narzędzi dwojakiego rodzaju: do wykrywania i zbierania dowodów – a zgadywanie, którego z nich powinniśmy w danym miejscu użyć jest największą atrakcją każdej z odsłon. Dysponujemy też profesjonalnym sprzętem tzn.: mikroskopem, komputerem i stołem montażowym. I robimy w kółko to samo: oględziny miejsca zbrodni i ofiary, wypytywanie doktora płci żeńskiej (czasem króciutkie badanko... zwłok) w prosektorium, analiza dowodów w laboratorium (gdzie zdecydowanie największą zabawę mamy przy puzzlach na stole montażowym oraz przy odszyfrowywaniu kryptogramów), molestowanie pani detektyw z burzą loków, by wreszcie dała się przekonać i zezwoliła na przesłuchanie podejrzanego czy małą rewizyjkę, penetrowanie kolejnych, nie za wielu, niestetki, lokacji i znów laboratorium, i znów biuro, i znów przesłuchanie i tak... do odkrycia mordercy - razy pięć.
Nie ma plików w tym folderze
-
0 -
0 -
0 -
0
0 plików
0 KB