Download: Święta polskie - Wszyscy Święci (2002).avi
W dzień Wszystkich Świętych Maria wraz z synem, jego żoną i wnukami tradycyjnie wybiera się na Powązki. Jej niedawno zmarły mąż spoczywa na cmentarzu wojskowym, obok innych prominentnych działaczy partyjnych. Wszędobylscy chłopcy, którzy babci i rodzicom wciąż zadają kłopotliwe pytania, domagają się jasnej odpowiedzi, czy dziadek był komuchem - skoro mówi się, że tutaj leżą "zwykłe komuchy i czerwone pająki". Maria tłumaczy, że był bardzo dobrym człowiekiem. Chce pobyć przy grobie Ludwika sama. Prosi synową, żeby pokazała dzieciom mogiły powstańcze i te z 20. roku. Syn ma odebrać z dworca siostrę. Gdy Janek i Anka oraz Krystyna z chłopcami ponownie spotykają się przy grobie ojca, okazuje się, że matka zniknęła. Przeszukanie cmentarza nie przynosi rezultatu. Rodzina wraca do domu na świąteczny obiad z rodzicami Krystyny. Anka i Jan, coraz bardziej zaniepokojeni, zaczynają telefonować do szpitali. Maria tymczasem, nie bacząc na chore serce, w zatłoczonym pociągu podróżuje do miejsc, z którymi wiąże się tyle wspomnień. To tutaj, na stacji w Jędrzejowie, po raz ostatni widziała Stefana. Ona, łączniczka AK, wiozła chłopcom z lasu torbę wyładowaną po brzegi. On pierwszy dostrzegł niemiecki patrol, rzucił się do ucieczki. Usłyszała strzały. Te obrazy przesuwają się przed oczami starej kobiety. Na miejscowym cmentarzu szuka żołnierskiej mogiły z brzozowym krzyżem. Minęło przeszło 50 lat, wszystko wokół się zmieniło. Na miejscu usypanego z ziemi grobu stoi okazały, nowobogacki pomnik. Maria nie może zrozumieć, dlaczego sprzedano żołnierską mogiłę, pyta o to młodego księdza, zajętego przyjmowaniem "na wypominki". Ksiądz pamięta, że odkąd tu nastał, mówiono: niczyj grób. Niczyj - bo nikt się nim nie zajmował czy też nikt w nim nie leżał, tego nie zdołał wyjaśnić. W małym kościółku Maria szuka ukojenia w modlitwie. Przypadkiem natyka się na swego dawnego dowódcę. W trzy lata po wojnie Roman przyjął święcenia kapłańskie. Nadal utrzymuje kontakty ze swymi podkomendnymi z AK. "Porywa" Marię do domu Halinki, również dawnej łączniczki, "na dziady". Gdy pierwsze uniesienia i radość z nieoczekiwanego spotkania cichną, do uszu Marii docierają złośliwe docinki - dobrze się urządziła... jej mąż był sekretarzem KC czy ministrem... ludzie dawali sobie łamać karki za judaszowy grosz... teraz komuchy zostawiają nam swoje dzieci, wbitych w jedwabne garnitury biznesmenów... Marię bardzo boli ten niespodziewany atak. Ona wie najlepiej, że mąż był porządnym człowiekiem. Gdy znalazła się w sytuacji bez wyjścia, Ludwik zapewnił jej i dziecku bezpieczną przystań, dał im dom, nazwisko i swoją miłość. I do końca umiał iść przez życie z czystą twarzą. Był listkiem figowym dla różnych bydlaków i karierowiczów... Pełne bólu zwierzenia Marii skłaniają księdza Romana do wyjawienia skrywanej przez pół wieku prawdy o Stefanie, który był jej pierwszą miłością, o tamtej akcji na dworcu i późniejszych, dramatycznych wydarzeniach.