-
63 -
517 -
1396 -
296
2437 plików
117,21 GB
Miał w Mysłowicach kolegę górnika, który nienawidził słońca. Ponieważ okna jego mieszkania wychodziły na południową stronę, zawsze trzymał je zasłonięte. W kopalni pracował, by mieć z czego żyć, ale jego miłością były muzyka i literatura. Pod płytami analogowymi i książkami uginały się półki. Dla Rojka był potwierdzeniem, że na świecie jest miejsce dla ludzi z pasją. Więc potem był Myslovitz, audycje radiowe, festiwal i cała reszta.
Kilku prostych melodii na flet i organki nauczyła go babcia. Była bardzo muzykalna – śpiewała w chórze, grała na kilku instrumentach. Na grzebieniu także, gdy była taka potrzeba. Dziadek Lucjan pochodził z okolic Poznania. Do Mysłowic trafił z oddziałem wojska. Poznał babcię i już został. Zatrudnił się w kopalni. Zawsze powtarzał Arturowi, żeby tylko nie przyszło mu do głowy zostać górnikiem. Dziadek był bardzo ważną postacią jego dzieciństwa. Jeden z niewielu mężczyzn w jego najbliższym otoczeniu. Był jeszcze trener z sekcji pływackiej przy klubie Górnik 09 Mysłowice, do której Rojek trafił już w podstawówce.
Sesja zdjęciowa Artura Rojka »
Trenował na terenie kopalni – basen 25 metrów, cztery tory, codziennie od 6.15 rano i później po szkole. Trwało to dziesięć lat, do 17. roku życia. To właśnie wtedy Artur nauczył się podstawowych chwytów na gitarę. Szybko jednak stracił zapał do „wiosła”. Za to w 1985 roku został mistrzem Polski juniorów w pływaniu. Wiele lat później powie, że pływanie było dla niego wtedy takim zespołem Myslovitz, a pogoń za sukcesami – w pływaniu, a następnie w muzyce – była podświadomą potrzebą zwrócenia na siebie uwagi. Potwierdzenie swych odczuć znalazł w krótkiej wypowiedź Tymona Tymańskiego, którą gdzieś kiedyś przeczytał, o tym że frontmanami zostają zazwyczaj faceci, którzy mają problem z ojcem. Wiedział, że coś w tym musi być i nawet przeszła mu przez głowę myśl, że to całe jego dotychczasowe życie jest być może jedną wielką próbą nawiązania z nim kontaktu. Spotkania z ojcem.
Rodzice Artura się rozwiedli, gdy miał półtora roku, więc ojca nie może pamiętać z dzieciństwa. – Wydawało mi się, że jak go poznam, to wiele spraw zacznie mi się wyjaśniać. Dużo czasu i energii poświęciłem, żeby zdecydować ostatecznie o wzięciu odpowiedzialności za rodzinę, o ślubie, posiadaniu dziecka, wewnętrznej zmianie. I postanowiłem, że jeszcze przed urodzinami mojego syna spotkam się z ojcem, po raz pierwszy w życiu – mając 35 lat. I to był moment zwrotny – przyznaje Rojek.
Pojęcie ojca było dla mnie pojęciem abstrakcyjnym, dlatego ciężko było mi wyobrazić sobie siebie w roli ojca. Nikt nie dał mi przykładu, jak relacje syn-ojciec i ojciec-syn powinny wyglądać, jedynie dziadek, ale to nie był mój ojciec. Sam moment podjęcia decyzji o spotkaniu, telefon, umówienie się... Nawet bez kontynuacji były dla mnie na tyle ważne, że od razu poczułem się dzięki temu silniejszy. Worek się otworzył i kamyczki się rozsypały, teraz chodzę i je zbieram jeden po drugim, podnoszę i układam je z powrotem.
Spędzili ze sobą dwie godziny. To, o czym rozmawiali, miało dla Artura drugorzędne znaczenie. Najważniejsza była decyzja, żeby w ogóle się spotkać. Nie dlatego, że teraz mają z ojcem świetny kontakt. Nie mają. – Nie było go przez 35 lat i nie jesteśmy w stanie tego odtworzyć, ale też nie czuję takiej potrzeby – tłumaczy Rojek. – Niemniej spotkanie dało mi o wiele więcej, niż gdybym do dziś się upierał, że go nie potrzebuję, że mnie to nie interesuje. Nie, to mnie interesowało, cały czas czułem taką potrzebę. Samo obserwowanie go, popatrzenie mu w oczy, słuchanie jego głosu jest odpowiedzią na wiele moich pytań. Myślę, że to spotkanie bardzo mi pomogło w tym, jakim ojcem dziś jestem.
Z synem sporo rozmawiają o samochodach, szczególnie o wozach strażackich. I trenują grę w piłkę nożną. Artur ostatnio uczył go uderzać z pierwszej. – Mówię mu: „Zatrzymanie i teraz podajesz do mnie” i po chwili „A teraz z pierwszej!” albo „A teraz ty bronisz” (śmiech).
Rojek może nawet nazbyt przesadnie dba o to, by nie przegapić czegoś z życia swego syna i stara się z nim spędzać maksymalnie dużo czasu. Może z żoną są czasem nadopiekuńczy. Do tej pory tylko raz zostawili go u dziadków na noc. Wyraźnie zmieszany Artur przyznaje, że owładnięty jest przeróżnymi irracjonalnymi lękami, które po narodzinach syna się pogłębiły. Ale potrafi się z nich śmiać. Może nie ma innego wyjścia? Nienawidzi jeździć w nocy samochodem, nie jest w stanie zasnąć w pociągu sypialnym („Wydaje mi się, że jedzie tak szybko, że unosi się nad torami”), boi się latać samolotami (choć lata dużo). – Mnie w zdenerwowanie wprowadza brak uśmiechu u stewardes albo brzęczenie w wywietrzniku powietrza. Kiedy latałem z zespołem, za każdym razem, kiedy wsiadałem do samolotu, mówiłem sobie: „Kurwa, znowu nie spisałem testamentu”. Teraz, kiedy jestem po ślubie, to już się tym tak bardzo nie martwię, bo wiadomo, do kogo ma wszystko trafić. Tak więc mam różne dziwne paranoje, które mnie dotykają. Może dlatego tak dużo robię, bo uciekam przed nimi? – zastanawia się na głos. Po chwili jednak dodaje, że czym jest starszy, tym mniej jest rzeczy, przed którymi może uciec. I chyba rzeczywiście mniej ucieka, a częściej łapie się za bary z życiem i samodzielnie się z nim konfrontuje.
Niegdyś do pracy, do tworzenia, do wszelkiego działania potrzebował jeszcze kogoś – kolegów, trenera, jakiejś podpory, zaplecza, które zapewniałoby go w słuszności jego wyborów („W grupie siła, nawet jeśli masz potrzebę indywidualizmu”). Ale w końcu to zaplecze zaczęło mu ciążyć. I nie chodzi o to, że uruchomił saturator i do głowy uderzyła sodówka. Wręcz odwrotnie – ile można być uczepionym czyjegoś rękawa, opartym na czyimś ramieniu? Czas wziąć za siebie, swoje czyny, decyzje i plany odpowiedzialność. Tak właśnie myślał Rojek, kiedy rezygnował z zabiegania o międzynarodową karierę zespołu Myslovitz, kiedy zapowiedział roczną przerwę w koncertowaniu. Koledzy z zespołu musieli być najzwyczajniej w świecie wkurwieni. – Wszystko skończyło się z dnia na dzień, decyzją, że to jest ostatnia trasa, na którą jadę, i później już nie jadę na żadne koncerty zagraniczne. Nie wszyscy chcieli przerwy, nie wszyscy mieli inne projekty, nie wszyscy mieli się czym zająć. I ja to rozumiem. Jednak po trzech latach koncertowania za granicą byłem tym, który jako jedyny powiedział: „Ja dalej w to nie idę”. Z różnych powodów nie miało to dla mnie sensu i stało się stratą czasu. Gdy podejmujesz taką decyzję, to też musisz wziąć za to odpowiedzialność i konsekwencje są takie, że reszta mówi: „Nie tak miało być. Ty nas do tego namówiłeś, a teraz rezygnujesz?”.
Rojek był nieugięty, bardzo potrzebował przerwy. Dotarł do miejsca, kiedy zapragnął oddzielić swoje życie od życia zespołu. Był już pewien, że chce działać niezależnie, na różnych polach.
Zanim decyzje Rojka go wzmocniły, przeżył mocne załamanie. Poważny kryzys na 30. urodziny. Wychodził z niego ponad trzy lata. Dojrzewał, jego życie domagało się zmiany. – Zespół to jest twór złożony z kilku różnych osób i mi zdecydowanie bardziej odpowiada prowadzenie własnego projektu, kierowanie nim niż bycie wewnątrz grupy, choć tak naprawdę ja ją wymyśliłem, ja wszystkich sprowadziłem i z nimi tworzę. Tylko dla mnie to nigdy nie było proste. Tak samo pływanie było dla mnie zawsze prostsze niż granie w piłkę. Jednak przez wiele lat bałem się indywidualności. Musiałem do tego dorosnąć. Czując potrzebę indywidualnego działania, musisz być też na to emocjonalnie gotowy, musisz być gotowy na pełną odpowiedzialność i konsekwencje – mówi Artur.
Od sześciu lat, każdego lata, w sierpniu, organizuje swój autorski projekt – Off Festival. Realizuje tam kolejny ze swych rozlicznych talentów – wynajduje i sprowadza do Katowic nowych, znakomitych, często nieznanych w Polsce artystów – muzyków, ale też malarzy, grafficiarzy, twórców filmów. Najważniejsze jest jednak dla niego to, że tu w końcu jest sam za wszystko odpowiedzialny – jak się udaje, to fajnie, ale jak coś nie wyjdzie, to wina Rojka. – O dziwo, posiadanie czegoś własnego daje mi o wiele większe poczucie pewności życiowej, wewnętrznej – czuję się lepiej, mocny, silny. Czuję się bardziej dojrzały, bo samodzielnie podjąłem ryzyko.
- sortuj według:
-
0 -
1 -
0 -
0
1 plików
25 KB