Odcinek 03.mp3
-
1981 -
60 minut na godzine - Kaseta bridzowa -
60 minut na godzinę - całe programy -
Andriej Rublow [1969] - Andriej Tarkowski -
Andrzej Mleczko -
Andrzej Rosiewicz - Dobry Interes -
Bajki dla potłuczonych -
Basen - La Piscine [1969] -
Bryan Ferry -
Bulwar Zachodzącego Słońca [1950] -
Czarna suknia - Black Robe [1991] -
Diabelski wynalazek - Karel Zeman [1958] -
Dialogi na cztery nogi -
El Dorado - Carlos Saura [1988] -
Elita -
Fachowcy -
film i TV -
hipisi -
Jan Kaczmarek -
Jaś Fasola - Mr. Bean -
Jeremi Przybora -
Jonasz Kofta i Stefan Friedman -
Kabaret Potem tam i z powrotem - 1999 -
Kabareton w Krakowie -
Kuba Rozpruwacz - zestaw 5 dokumentów -
LATAJĄCY CYRK MONTY PYTHONA -
Mahabharata - 3 części [1989] (dubbing pl) -
Marcin Wolski -
Maria Czubaszek -
Mikołaj Gogol - Płaszcz (1h 30m) -
Niezupełnie Hollywood [2008] -
panienki z wiocha.pl - -
Parandowski - Mitologia -
Perły kabaretu -
piosenki -
Piotr Bałtroczyk - Histeryjki -
Pod Egidą -
prawo autorskie - info -
Przygody Sindbada Żeglarza - Leśmian -
Różne takie story - 1995 -
różności -
sezon 1 (1969-1970) -
sezon 2 (1970) -
słuchowiska radiowe -
Teatrzyk Zielone Oko -
Vendetta -
Wang Chung - Live and die in LA -
XX Kabareton w Krakowie -
XXV Kabareton w Krakowie -
Z pamiętnika młodej lekarki
Nieśmiertelna klasyka polskiej grafomani pióra Heleny Mniszek (w wydaniu, którego jakość idealnie współgra z wartością tej „prozy”) wciąż czeka na mej półce na odpowiedni moment (a czy taki kiedykolwiek nadejdzie to już zupełnie insza inszość), ale wydaje mi się, że nikogo już nie zdziwi, że do czytania różnych cykli zwykłam zabierać się według sobie tylko znanego klucza: zazwyczaj od końca, a w najlepszym razie od środka. Przypuszcza zatem, że nikogo nie zaskoczy, że przygodę z „Trędowatą” zaczęłam od jej parodii pióra jedynej w swym rodzaju Magdaleny Samozwaniec, która zresztą tą brawurową farsą debiutowała w świecie prozaików.
Książeczkę podsunęła mi koleżanka z pracy mówiąc: przeczytaj, to ci się na pewno spodoba. I faktycznie, miała rację. „Na ustach grzechu” bowiem to wyborna porcja satyry, dziełko w sam raz, pełne błyskotliwych językowych gierek cudnie parodiujących piętrową (grafomańską) metaforykę i ckliwość pani Mniszek, opowieść o tragicznej (a jakże!) miłości czy może lepiej o tragicznym afekcie urodziwej i szlachetnej Steńki Doryckiej z Doryc i zubożałego hrabicza Zenona. Ona nie może być z nim, bo urodzona jest zbyt nisko, on nie może być z nią, bo musi ratować podupadłe finanse rodziny poprzez małżeństwo z zamożną acz upiorną baronównę Świdrypajło. Tak, tak, jak łatwo przewidzieć wszystko zmierza ku dramatycznemu finałowi…
Na naiwność opowiastki litościwie spuśćmy zasłonę milczenia (dość powiedzieć, że trąci myszką na kilometr), wszak nie ważne jest to, co napisała Samozwaniec, a jak to napisała. Językowe żarty są bowiem wyśmienite, a zachowania arystokracji są tyleż nieprawdopodobne, co zabawne, z czego zapewne doskonale zdawała sobie sprawę Magdalena Samozwaniec trawestując wszystko to co w swym nieszczególnie lotnym umyśle stworzyła Mniszek. Chciałabym Wam zacytować jakiś najbardziej reprezentatywny fragmencik, ale tak na dobrą sprawę takiego nie ma. Musiałabym przepisać całe „Na ustach grzechu”, bo każde zdanie jest tu małym mistrzostwem satyry.
Ot choćby to:
Gdy Steńka, zmęczona zapasami ze swawolnym ptactwem, poszła spocząć wśród szumowin lasu, ten ostatni był jeszcze wilgotny jak świeżo scałowana dziewczyna wiejska. [s.81]
Albo taki oto piękny opisik przyrody:
Był to świt przeciągle bolesny jak śpiew bociana. Siwa mgła – osmętnica mamrotała swym zjadliwym wyziewem świat w jakąś starą tucz, w której migotały tu i ówdzie kropelki wody, zwane przez cudzoziemców dżdżem. [s. 75]