Wykorzystujemy pliki cookies i podobne technologie w celu usprawnienia korzystania z serwisu Chomikuj.pl oraz wyświetlenia reklam dopasowanych do Twoich potrzeb.

Jeśli nie zmienisz ustawień dotyczących cookies w Twojej przeglądarce, wyrażasz zgodę na ich umieszczanie na Twoim komputerze przez administratora serwisu Chomikuj.pl – Kelo Corporation.

W każdej chwili możesz zmienić swoje ustawienia dotyczące cookies w swojej przeglądarce internetowej. Dowiedz się więcej w naszej Polityce Prywatności - http://chomikuj.pl/PolitykaPrywatnosci.aspx.

Jednocześnie informujemy że zmiana ustawień przeglądarki może spowodować ograniczenie korzystania ze strony Chomikuj.pl.

W przypadku braku twojej zgody na akceptację cookies niestety prosimy o opuszczenie serwisu chomikuj.pl.

Wykorzystanie plików cookies przez Zaufanych Partnerów (dostosowanie reklam do Twoich potrzeb, analiza skuteczności działań marketingowych).

Wyrażam sprzeciw na cookies Zaufanych Partnerów
NIE TAK

Wyrażenie sprzeciwu spowoduje, że wyświetlana Ci reklama nie będzie dopasowana do Twoich preferencji, a będzie to reklama wyświetlona przypadkowo.

Istnieje możliwość zmiany ustawień przeglądarki internetowej w sposób uniemożliwiający przechowywanie plików cookies na urządzeniu końcowym. Można również usunąć pliki cookies, dokonując odpowiednich zmian w ustawieniach przeglądarki internetowej.

Pełną informację na ten temat znajdziesz pod adresem http://chomikuj.pl/PolitykaPrywatnosci.aspx.

Nie masz jeszcze własnego chomika? Załóż konto

Adam Asnyk - Lilie wodne.docx

Zbiszewski / Poezja / Adam Asnyk / Adam Asnyk - Lilie wodne.docx
Download: Adam Asnyk - Lilie wodne.docx

22 KB

0.0 / 5 (0 głosów)
Lilie wodne

Taki spokój rozlany w naturze,
Niebo takie czyste i pogodne -
Na jeziora przejrzystym lazurze
Zakwitają blade lilie wodne;
Zakwitają i z schyloną twarzą
Za czymś tęsknią i gonią, i marzą.

Sierp księżyca przegląda błyszczący
Przez nadbrzeżne sitowia i trzciny,
Łódka płynie po fali milczącej -
Na niej chłopiec patrzy w twarz dziewczyny,
A ta główkę rozmarzoną skłania,
Czyniąc jemu dziwne zapytania:

"O czym marzą owe lilie smutne,
Zatopione w podwójnym błękicie?
Czy jak duchy jeziora pokutne
W śnie kwiecistym nowe biorą życie?
Gdzie je znowu w jasny wieniec wplata
Idealna twórcza piękność świata?

Czy też może służą za dyjadem
Utopionej w jeziorze dziewicy?
Albo tylko są odbiciem bladem
Ludzkich tęsknot wiecznej tajemnicy,
I dlatego sen życia je pieści
Echem naszych pragnień i boleści".

"Ty się pytasz, mój biały aniele,
O czym marzą owe kwiaty senne?
W naszych piersiach kwitnie uczuć wiele,
A nie wiemy, gdzie biegną promienie,
I związani ze ziemią łańcuchem,
Nic nie wiemy, gdzie płyniemy duchem.

Wiemy tylko, że w ciągłej pogoni
Za tą marą piękności bezwzględną
Rozsiewamy kwiaty pełne woni,
Które kwitną chwil kilka i więdną,
Ale w każdym w krótkiej trwania dobie
Zostawiamy jakąś myśl po sobie".

"Ja bym chciała - dziewczę się ozwało -
Mój sen życia powstrzymać w swym biegu
I zakwitnąć taką lilią białą,
Pełną woni na jeziora brzegu;
I nie ponieść żadnej serca straty,
Lecz tak zwiędnąć jako więdną kwiaty.

Ja się lękam w ciemną przyszłość płynąć
I utracić rajskich marzeń jasność;
Wolę raczej w chwili szczęścia zginąć
I twą miłość wziąć z sobą na własność,
I być pewną, że się nic nie zmieni
W blasku naszych wewnętrznych promieni".

"Niech cię przyszłość, najdroższa, nie straszy!
- Odparł młodzian, topiąc wzrok w błękicie -
Myśmy najprzód już w miłości naszej
Zaczerpnęli nieśmiertelne życie
I możemy iść dalej bezpieczni,
Że się sen nasz za światem uwieczni.

Los nas może na zawsze rozłączyć,
Wyszukiwać męczarnie najrzadsze,
Może w serca truciznę nam sączyć -
Tych chwil szczęścia on jednak nie zatrze!
I zostawim nad swoją mogiłą,
Co nam spójnią nieśmiertelną było.

Może także nad tonią błękitną,
Tu gdzie teraz rozmawiamy z sobą,
Takie lilie znów po nas wy kwitną,
Naszych losów owiane żałobą,
I w niebiosa patrząc się pogodne,
Będą o nas marzyć lilie wodne".

Komentarze:

Nie ma jeszcze żadnego komentarza. Dodaj go jako pierwszy!

Aby dodawać komentarze musisz się zalogować

Inne pliki do pobrania z tego chomika
Bławatek Jaki to chłopiec niedobry! Tak mnie wciąż zbywa niegrzecznie, Muszę się gniewać na niego, Gniewać koniecznie. Niedawno wyrwał mi z ręki Zerwany w polu bławatek I przypiął sobie do piersi Skradziony kwiatek. I jeszcze żartował ze mnie, Gdym się żaliła na psotę, Bo mówił, że ma coś więcej Ukraść ochotę. Że oczy moje piękniejsze Niźli ten kwiatek niebieski, Że chce pić rosę z bławatków, A z oczów łezki. I mówił dalej niegrzeczny, Że mnie rodzicom ukradnie, Tak straszyć kogo, doprawdy Że to nieładnie. Chciałabym gniewać się bardzo! - Nie widzieć więcej... ach! trudno; Wiem, że mnie samej bez niego Byłoby nudno. Ale go muszę ukarać, Podstępu na to użyję: Będę umyślnie płakała, Niech łezki pije!
Fijołki Te fijołki, co mnie nęcą, Te nie siedzą skryte w trawie - Lecz spod długiej, ciemnej rzęsy Patrzą na mnie tak ciekawie. Spod tej rzęsy, co ocienia Piękniej niźli traw zieloność, W niebieskiego mgle spojrzenia Patrzy na mnie nieskończoność. Niezmierzona, dziwna głębia! W niej się wszystko, wszystko mieści: Wymarzone senne skarby, Czarodziejskich raj powieści. Ale na tych skarbach wróżka Położyła swe pieczęcie, Strzeże ocząt i serduszka Sen cudowny i zaklęcie. I te oczy drzemią jeszcze Otoczone tajemnicą, Choć z nich czasem błyśnie płomień Jedną, wielką błyskawicą. Spod spuszczonych skromnie powiek Widać jakby jutrznię nową... O, szczęśliwy stokroć człowiek, Kto odgadnie zaklęć słowo! Szczęsny, komu się otworzą Pełne blasku i pieszczoty! - Wędrowałbym na kraj świata, Byle znaleźć ów klucz złoty. O fijołki! lube, zdradne! Troska dręczy mnie surowa - Bo ja zginę i przepadnę, Nie znalazłszy zaklęć słowa.
Gałązka jaśminu Tam, pod niebem południa palącem, Szło ich dwoje po mirtów alei, Słów namiętnych rzucając tysiącem; Lecz nie było tam słowa nadziei. Pożegnanie ostatnie na wieki... To trwa długo... I wstał księżyc blady, A westchnienia powtarzał daleki Szum płaczącej kaskady. Obcy młodzian opuszczał dziewczynę, Co jak powój w jego serce wrosła, I porzucał słoneczną krainę, Lecąc na śmierć, gdzie rozpacz go niosła. Więc targając serdeczne ogniwa, Czuł, że serce z swej piersi wydziera I że młodość ta jasna, szczęśliwa, W jej uścisku umiera. Biedne dziewczę zrozumieć nie zdoła, Że jest wyższa nad miłość potęga, Że głos smutny, głos grobów anioła, W jej objęciach go jeszcze dosięga - Więc się skarży jak dziecię pieszczone: - "O niedobry, jak mnie możesz smucić! Twoje słowa mnie ranią szalone, Nie mów, że chcesz mnie rzucić! Cóż mieć możesz na ziemi droższego Nad mą miłość?... Gdy ta cię nie wstrzyma Idź..." Tu głosu zabrakło drżącego, I spojrzała smutnymi oczyma: - "Patrz, me serce omdlewa mi w łonie, Łez mi braknie i w oczach mi ciemno... Masz tam ginąć gdzie w dalekiej stronie, To umrzyj razem ze mną! Tak, o dobrze! Nie będę po tobie Więcej płakać ni gorzko się smucić, Ale razem w jednym spocznie m grobie, I nie będziesz już mnie mógł porzucić; Wieczność całą prześnimy tak błogo, I przebaczy nam Bóg miłosierny!... Ja prócz ciebie nie mam tu nikogo, A ty idziesz, niewierny!? Nie chcesz umrzeć i nie chcesz żyć razem?. Idź szczęśliwy! Twa kochanka biedna Przed cudownej Madonny obrazem Szczęście tobie u Boga wyjedna. Teraz jeszcze mej prośbie serdecznej Uczyń zadość, bo cierpię ogromnie, Gdy pomyślę, że w rozłące wiecznej Możesz zapomnieć o mnie. Tyś tak lubił wonny kwiat jaśminu, Ja go odtąd na mym sercu noszę..." I odpięła chusteczkę z muślinu, Mówiąc dalej: "Weź gałązkę, proszę, A ta druga na sercu zostanie; Mówić będzie o tobie, jedyny! Gdy nie przyjdziesz na moje wołanie - Łzą się zroszą jaśminy..." I oparta na jego ramieniu, Wpółzemdlona, kwiaty do ust ciśnie; I tak stoją oboje w płomieniu, I ust dwoje na kwiatach zawiśnie - Aż nareszcie wydarł się z objęcia I rzekł do niej: - "O żegnaj mi droga! Gdy mię twoje nie zbawią zaklęcia - Spotkamy się u Boga! Ja nie mogę pozostać przy tobie, Choć twój jestem na wieki, dziewczyno! Bo mnie duchy wzywają w żałobie, Bym szedł z tymi, co mamie dziś giną. Słyszę okrzyk z krwawego zagonu, Słyszę matkę wołającą: Synu! Lecz zachowam, zachowam do zgonu Tę gałązkę jaśminu..."
Lilie wodne Taki spokój rozlany w naturze, Niebo takie czyste i pogodne - Na jeziora przejrzystym lazurze Zakwitają blade lilie wodne; Zakwitają i z schyloną twarzą Za czymś tęsknią i gonią, i marzą. Sierp księżyca przegląda błyszczący Przez nadbrzeżne sitowia i trzciny, Łódka płynie po fali milczącej - Na niej chłopiec patrzy w twarz dziewczyny, A ta główkę rozmarzoną skłania, Czyniąc jemu dziwne zapytania: "O czym marzą owe lilie smutne, Zatopione w podwójnym błękicie? Czy jak duchy jeziora pokutne W śnie kwiecistym nowe biorą życie? Gdzie je znowu w jasny wieniec wplata Idealna twórcza piękność świata? Czy też może służą za dyjadem Utopionej w jeziorze dziewicy? Albo tylko są odbiciem bladem Ludzkich tęsknot wiecznej tajemnicy, I dlatego sen życia je pieści Echem naszych pragnień i boleści". "Ty się pytasz, mój biały aniele, O czym marzą owe kwiaty senne? W naszych piersiach kwitnie uczuć wiele, A nie wiemy, gdzie biegną promienie, I związani ze ziemią łańcuchem, Nic nie wiemy, gdzie płyniemy duchem. Wiemy tylko, że w ciągłej pogoni Za tą marą piękności bezwzględną Rozsiewamy kwiaty pełne woni, Które kwitną chwil kilka i więdną, Ale w każdym w krótkiej trwania dobie Zostawiamy jakąś myśl po sobie". "Ja bym chciała - dziewczę się ozwało - Mój sen życia powstrzymać w swym biegu I zakwitnąć taką lilią białą, Pełną woni na jeziora brzegu; I nie ponieść żadnej serca straty, Lecz tak zwiędnąć jako więdną kwiaty. Ja się lękam w ciemną przyszłość płynąć I utracić rajskich marzeń jasność; Wolę raczej w chwili szczęścia zginąć I twą miłość wziąć z sobą na własność, I być pewną, że się nic nie zmieni W blasku naszych wewnętrznych promieni". "Niech cię przyszłość, najdroższa, nie straszy! - Odparł młodzian, topiąc wzrok w błękicie - Myśmy najprzód już w miłości naszej Zaczerpnęli nieśmiertelne życie I możemy iść dalej bezpieczni, Że się sen nasz za światem uwieczni. Los nas może na zawsze rozłączyć, Wyszukiwać męczarnie najrzadsze, Może w serca truciznę nam sączyć - Tych chwil szczęścia on jednak nie zatrze! I zostawim nad swoją mogiłą, Co nam spójnią nieśmiertelną było. Może także nad tonią błękitną, Tu gdzie teraz rozmawiamy z sobą, Takie lilie znów po nas wy kwitną, Naszych losów owiane żałobą, I w niebiosa patrząc się pogodne, Będą o nas marzyć lilie wodne".
Adam Asnyk - niezabudki.jpg
Niezabudki kwiecie Niezabudki wdzięczne kwiecie Ona ...
Niezabudki kwiecie Niezabudki wdzięczne kwiecie Ona dała mi, Gdym anielskie żegnał dziecię, Ciche tłumiąc łzy. I mówiła, kryjąc twarz: - "Luby! wrócisz przecie? Ja cię czekam... wtedy dasz Niezabudki kwiecie. Wszak mówiłeś, że me oczy Jasne jak ten kwiat, Gdy się po nich łezka toczy W dziwny marzeń świat; Mego życia rajski sen, Wziąłeś sen uroczy - Bierz więc łzawy kwiatek ten, Pomnij na me oczy. Kiedy smutek cię przemoże, Gdy cię złamie ból - Porzuć góry, porzuć morze, Wracaj do tych pól. Ja jak teraz moje skroń Na twych piersiach złożę, Mej miłości czysta toń Głębsza niźli morze. Gdybyś długo błądził w świecie I po przejściu burz Znalazł dziś ci miłe dziecię W cichym grobie już - Idź, o luby, na mój grób W noc miesięczną w lecie, Rzuć, spełniając dawny ślub, Niezabudki kwiecie". Odjechałem. Dnie mijały, Nadszedł smutku dzień; Wszystkie moje ideały Pierzchły jako cień, Jeden tylko wierny mi Został kwiatek mały, A z nim pamięć lepszych dni, Senne ideały. Życie lało gorzkie męty W kielich duszy mej, A ja szedłem uśmiechnięty, Bo wierzyłem jej! Dwoje oczu, gwiazdek dwie, Jak talizman święty Prowadziło w przyszłość mnie, Szedłem uśmiechnięty. I ostatnie blaski złote Snuła życia łódź... Gdym w niebieską wstąpił grotę, Echo rzekło: wróć! Więc rzuciłem wzrokiem w dal, Opuściłem grotę, I wędrując pośród fal, Snułem blaski złote. Raz, ach! śniłem sen proroczy, Że ją widzę tuż: Ma zamknięte martwo oczy, Wieniec z białych róż, Drżąca rączki trzyma w krzyż, Kwiaty wśród warkoczy - Więc spytałem: "Czemu drżysz I zamykasz oczy?" Nic nie rzekła, lecz z westchnieniem Stopniała we mgle... Jam się zbudził z przerażeniem I wróżyłem źle; Ach, myślałem, ona to Przyszła marnym cieniem, Osłonięta grobu mgłą, Żegnać mnie westchnieniem. Nigdy jej nie ujrzę zatem!... I ostatnia nić, Co wiązała mnie ze światem, Pękła... Mamże żyć?... Pójdę tylko na jej grób W noc miesięczną latem I wypełnię dawny ślub, Co mnie wiąże z światem. Popędziłem jak szalony, Serce łamał ból... Gdym się zbliżał w znane strony, Do rodzinnych pól - Nad strumieniem, gdzie mi kwiat Dała łzą zroszony, Powitałem wspomnień świat, Biegnąc jak szalony. Aż wtem nagle widzę dwoje Nad zwierciadłem wód, Jak zrywają kwiaty moje, Kwiaty drogie wprzód; Dziewczę skryło swoje twarz W jego płaszcza zwoje, I widziałem, Boże skarz, Ich w uścisku dwoje! Jak statua Laokona Stoję słupem wciąż, A myśl dziwna, że to ona, Kąsa mnie jak wąż... Aż nareszcie, Boże skarz, Odchylił ramiona - Odwróciła swoje twarz - Ach!... to była ona! Wkrótce potem - ha, co chcecie, Kiedy za mąż szła, Prowadziłem rajskie dziecię Do kościoła... Ha! Tylko na pamięci znak, W noc miesięczną w lecie, Na weselu wpiąłem w frak Niezabudki kwiecie. Tak się skończył sen milutki I ostatnia nić... Zwiędły kwiatek niezabudki Przestał w sercu żyć; Powróciłem w ciemne mgły, Unosząc swe smutki, I nie wierzę dziś już w sny Ani w niezabudki!
Powój Niejedna wesoła piosenka W wiosenne wieczory lub ranki Wybiega z tego okienka, Strojnego w białe firanki. I śmiechu srebrnego kaskada, Ach, nieraz! z owego pokoju Spłynęła w okna sąsiada Po wiotkich splotach powoju. Natenczas ja byłem studentem, I boski zajmował mię Plato, I nad niejednym fragmentem Ślęczałem zimę i lato. Myślałem, pracując tak pilnie I pisząc uczone rozprawy, Że się dorobię niemylnie Wiedzy, znaczenia i sławy. Zły sąsiad, zły sąsiad był ze mnie! Siedziałem jak więzień za kratą I kląłem w duchu tajemnie Sąsiadkę, piosnki i lato. I nigdym nie patrzał w okienko, Choć nieraz w niedzielę lub święto Mignęła białą sukienką, W powoju kwiaty upiętą. Na próżno wesoła figlarka Rzucała do okna mi kwiatki, Brałem do ręki Plutarka, Strzegąc się psotnej sąsiadki. Dziś znowu po trudach i znoju, Po wielu minionych już latach - Mieszkam w tym samym pokoju I myślę czasem o kwiatach. Nie myślę już więcej o sławie W tej biednej izdebce pod dachem, Lecz patrzę w okno ciekawie, Pojąc się wiosny zapachem. Daremnie wyglądam, daremnie! Dziś nic mi spokoju nie skłóci; Ja jednak wzdycham tajemnie, Cisza mnie gniewa i smuci. Ach! teraz już puste okienko! I nie ma w nim białych firanek! Nikt mnie nie wabi piosenką W majowy wieczór lub ranek. I śmiechu nie słychać srebrnego, I wszystko już leży w ruinie - Ja wzdycham, sam nie wiem czego, Myśląc o psotnej dziewczynie. Zaginął ślad mojej sąsiadki, I tylko zwieszony kapryśnie Powój przynosi mi kwiatki, Do okna gwałtem się ciśnie. I motyl przyleci czasami Pić słodycz z jasnego kielicha; A ja się patrzę ze łzami, "Gdzie ona?" - pytam go z cicha. Wspomnienie przeszłości pierś tłoczy, Aż wreszcie żalami wybucha; A motyl patrzy mi w oczy, Na kwiatach siedzi - i słucha - I szemrze, miód pijąc z kielicha: "Wszak mogłeś i kochać, i marzyć? Kto napój szczęścia odpycha, Ten nie ma prawa się skarżyćl"
Róża Ach ta róża! ach ta róża! Co się w twoje okno wdziera, Na pokusy mnie wystawia, Sen i spokój mi odbiera... Wciąż z zazdrością myślę o niej, Choć jej nie śmiem dotknąć ręką, Bo mnie gniewa, że bezkarnie Patrzy nocą w twe okienko. Rad bym nieraz rzucić wzrokiem, Błądząc w wieczór po ogrodzie, Rad bym dojrzeć... ale zawsze Stoi róża na przeszkodzie! Ona winna! ona winna! Że ciekawość moję draźni, Bo gdzie sięgać wzrok nie może - Sięga siła wyobraźni. Odtwarzając piękność twoję, Coraz bardziej tracę głowę, Zamiast pączków - zawsze widzę Twe usteczka karminowe. A gdy jeszcze wonne kwiaty Poosrebrza blask księżyca, Wtedy, wtedy w każdej róży Widzę tylko twoje lica. A myśl coraz dalej biegnie - I wypełnia postać cudną, I odsłania wszystkie wdzięki... Bo fantazję wstrzymać trudno. Widzę ciebie na wpół senną, Snem rozkoszy rozmarzoną, Widzę włosów splot jedwabny, Śnieżną falą drżące łono I te usta, co miłośnie Wpółotwarte - chcą czarować; I rozważam: co za rozkosz Takie usta pocałować! Krew się ogniem w żyłach pali, Chcę ten obraz pieścić wiecznie... Lecz przy róży - pod okienkiem Stać młodemu niebezpiecznie. Gdybym tylko mógł być pewny, Że cię, piękna, nie oburzę, Byłbym, byłbym już od dawna Pod twym oknem zdeptał różę.
Stokrotki I Jakże żałuję tej szczęśliwej pory, Kiedy stokrotki kwiatek pospolity Zdał mi się w cudne ubranym kolory I budził w sercu dziecinne zachwyty, I kiedy długie majowe wieczory Spędzałem, patrząc w Jasnych ócz błękity, Cichego szczęścia pełen i pokory, Bijący sercem, a nigdy niesyty. A choć to było kwiecie takie skromne, Nigdym się z prawdą marzeń nie rachował, Bom miał rozkoszą serce nieprzytomne; I kiedym usta różane całował, Tom nic nie pragnął i nic nie żałował - I dziś drżę jeszcze, gdy tę chwilę wspomnę... II Później, ach, wiele kwiatów egzotycznych Widziałem, pełnych piękności i woni. Dużo heroin znałem poetycznych, Niosących uśmiech, łzy i serca w dłoni... A przecież żaden z tych kwiatów rozlicznych Wspomnieniem szczęścia mnie teraz nie goni, I z tych postaci wzniosłych, eterycznych, Od melancholii żadna mnie nie broni! Bom się nie spotkał już z tym upojeniem, Co jedno drogę do szczęścia otwiera, Bez względu, czy jest prawdą, czy złudzeniem. Bez niego serce powoli zamiera I z ideałów blade maski zdziera, I żegna zwiędłe stokrotki westchnieniem...
więcej plików z tego folderu...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin
W ramach Chomikuj.pl stosujemy pliki cookies by umożliwić Ci wygodne korzystanie z serwisu. Jeśli nie zmienisz ustawień dotyczących cookies w Twojej przeglądarce, będą one umieszczane na Twoim komputerze. W każdej chwili możesz zmienić swoje ustawienia. Dowiedz się więcej w naszej Polityce Prywatności