-
15 -
1653 -
70 -
21
3512 plików
1725,15 GB
Rzadko który RTS jest grą wymagającą szczegółowego planowania. “Men of War” należy właśnie do takich, zaawansowanych taktycznie wyjątków.
“Men of War” to gra dla tych, którzy czekają, aż w podgatunku RTS regularnie będą pojawiać się bardziej wymagające produkcje. Strategie osadzone w czasie rzeczywistym mimo szumnej nazwy swojej kategorii z reguły są zręcznościówkami. Daleko nie trzeba szukać: “Company of Heroes”, “Dawn of War 2″, “Red Alert 3″ - choć mają wielu zwolenników, są w istocie klikankami opierającymi się na zestawie schematycznych taktyk.
Dotyczy to także starszych i kultowych produkcji. Tak, mam tu na myśli również “Warcrafta” czy “Starcrafta”. Nie twierdzę, że są to złe gry, jednak bardziej niż planowania wymagają refleksu i wytrzymałych nadgarstków, w związku z czym nie są raczej przeznaczone dla ortodoksyjnych strategów.
Ta kategoria graczy przychylniej patrzy czy to na starego dobrego “Blitzkriega” i “Sudden Strike’a” (w poprzednich odsłonach), a w ogóle to wciąż wzdycha do przedpotopowego “Close Combat” czy “Combat Mission”. Z nowszych gier, za hit uznaje się “Soldiers: Heroes of World War II”, która wprowadziła wiele innowacji - między innymi możliwości szczegółowej destrukcji pojazdów (jak chociażby niszczenie gąsienic w czołgu). “Men of War” - kolejna część tej serii, powraca do korzeni, odcinając się od niezbyt udanego “Faces of War”.
Dwa fronty
Nowy produkt ze stajni rosyjskiego giganta 1C Company (choć producent, Best Way, jest firmą ukraińską) ponownie przenosi gracza na arenę II wojny światowej. Do dyspozycji są trzy kampanie: aliancka, sowiecka i niemiecka. Ponieważ gra rozpoczyna się w 1941 roku, na celownik wzięto przede wszystkim dwa fronty: wschodni oraz afrykański. Jako komuniści oczywiście bronimy Matuszkę Rosję przed inwazją III Rzeszy. Z kolei dowodząc siłami niemieckie lub alianckimi, zmagamy się z wrogiem na gorących piaskach Afryki Północnej. Przykładowe misje to choćby oblężenie Sewastopola, operacja “Merkury” (największa powietrznodesantowa akcja w czasie II wojny światowej dokonana przez Niemców na Krecie) czy bitwa o Tobruk.
Interesująca jest próba stworzenia rysu fabularnego dla poszczególnych scenariuszy. Niezbyt rozbudowana, lecz daje pretekst do pojawiania się różnych dialogów podczas wykonywanych misji i zróżnicowanych odpraw po przejściu poziomu. Kolejno obserwować będziemy dzieje dwójki radzieckich przyjaciół z Leningradu, oficera podlegającego Erwinowi Rommlowi, a także zmagania amerykańskiego dziennikarza, który robi materiał swego życia.
Misje są zróżnicowane. Niekiedy będzie to obrona przed atakami przeciwnika mającego miażdżącą przewagę liczebną, czy poprowadzenie samemu ataku na silnie ufortyfikowane pozycje. Na uwagę zasługują misje rodem jak z “Commandos”, w których dowodzimy niewielkim oddziałem mającym pod osłoną nocy wykonać misje specjalne.
Najbardziej dopracowaną kampanią jest oczywiście ta sowiecka, oferująca dziewięć misji. Pozostałe dwie składają się z zaledwie pięciu poziomów. Jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że na większości misji poświęca się od kilku do wielu godzin (nawet poziomie łatwym!), okaże się, że program zapewnia nam sporą porcję roz(g)rywki. Jeśli komuś jest mało, to pozostaje jeszcze garść pojedynczych scenariuszy, multiplayer lub… przejście kampanii na wysokim poziomie trudności.
Mgła wojny
Pierwsze, co zawsze rzuca się w oczy (oprócz grafiki), to interfejs. Wykorzystano zmodyfikowaną wersję z “Faces of War”. Niestety, jest on chyba największą wadą programu. Nieprzejrzysty, niewygodny - takimi przymiotnikami można go określić. Co gorsza, nie wykorzystuje potencjału klawiszy skrótów, przez co gracz ma do czynienia z prawdziwą orgią klikania. Nie można nawet przesunąć ekranu strzałkami - trzeba to zrobić myszką. Wypaczony interfejs może skutecznie odstraszyć użytkownika w pierwszej godzinie rozgrywki, zwłaszcza, gdy zacznie się od razu od wielkiej batalii. Sytuację pogarsza jeszcze brak porządnego samouczka. Lepiej zatem zacząć od misji, w których wykorzystuje się małe oddziały.
Gdy jednak uda nam się pokonać interfejs, szybko się okaże, że “Men of War” wciąga. Podstawą grywalności jest przede wysoki realizm. Mam wiernie odwzorowane modele żołnierzy, broni czy pojazdów. Wymiana ognia między czołgami odbywa się ze zdecydowanie większej odległości, co od razu wprawi w zakłopotanie miłośników “Company of Heroes”, gdzie w takich starciach pojazdy chwilami wręcz stykają się lufami. Zapewniam również, że w tej grze angielski czołg Sherman nie ma żadnych szans z niemieckim Tygrysem.
W “Men of War” świetnie rozwiązano system uszkodzeń sprzętu. Czołg może mieć zerwane gąsienice, uszkodzoną wieżyczkę czy pancerz i wreszcie zniszczony kadłub, co kończy się eksplozją. W pierwszych trzech przypadkach zniszczenia mogą być naprawione. Co prawda, ciężko sobie wyobrazić, by mechanik na froncie naprawił wieżyczkę wyrwaną z łożyska za pomocą zestawu narzędzi. Kompromisem jest jednak bardzo długi czas naprawy.
Zadbano o wykorzystani arsenału czy ukształtowanie terenu. Żołnierze mogą z powodzeniem używać stacjonarnych CKM-ów, artylerii, dział przeciwlotniczych, zabierać broń i amunicję poległym, a nawet porywać wrogie pojazdy. Można rozstawiać i rozbrajać pola minowe, opatrywać rannych czy wzywać (w zależności od misji) wsparcie z powietrza. Ściąganie posiłków odbywa się na podobnej zasadzie, co w “Blitzkriegu”. Do dyspozycji są wolno ładujące się “punkty logistyki”, za które można “kupić” oddziały żołnierzy czy sprzęt.
To, co może nie podobać się ekspertom od wojskowości, to zbytnie uproszczenie amunicji. Jest ona podzielona w zależności od kategorii broni: pistolety, pistolety maszynowe, karabiny maszynowe itd. Ciężko jednak sobie wyobrazić, by naboje od niemieckiego MP44 pasowały do bębna rosyjskiej “pepeszy”.
Laicy w tematyce wojskowego sprzętu również mogą poczuć się zagubieni. W grze brakuje porządnej encyklopedii, opisującej chociażby zalety i wady pojazdów. Często mając do dyspozycji jakąś pancerną jednostkę, trzeba najpierw ją “przetestować”, by zorientować się, jaką ona funkcję pełni. Nie znajdziemy też informacji np. o grubości poszczególnych pancerzy wozów bojowych.
Ze skrajności w skrajność
“Men of War” wzbudza ambiwalentne odczucia. Mimo, że gra już odniosła (i słusznie) światowy sukces jako realistyczny RTS (światowa premiera miała miejsce aż 1,5 roku temu - dzięki Cenego), to jednak potrafi porządnie wkurzać.
Z jednej strony jest świetna oprawa dźwiękowa podczas polowych bitew (wybuchy, wrzaski), ale za to koszmarnie wypadają dialogi czy briefingi. Grafika w czasie rozgrywki robi wrażenie, ale już w cut-scenkach woła się o pomstę do nieba. Są wszelkie “spowalniacze” czasu, by gra nie była zręcznościówką, ale aktywna pauza pozostaje tylko “półaktywna” - wiele czynności i rozkazów możemy wykonać dopiero po wznowieniu gry. Wreszcie - AI niby radzi sobie z podstawowymi reakcjami żołnierzy (np. w momencie ostrzału padają na ziemię lub szukają zasłony), ale jakimś cudem często nie potrafią dostrzec przeciwnika kucającego w samym sercu wrogiego oddziału.
Gdy jednak przymknie się oko na wszelkiego rodzaju niedoróbki (w zasadzie powielane z “Face of War”), to w “Men of War” można dostrzec nową jakość rozgrywki w podgatunku RTS. Gra wymaga wiele skupienia i testowania różnych wariantów taktycznych, co czyni ją godnym następcą “Soldiers” czy serii “Blitzkrieg”, choć z pewnością jeszcze nie “Close Combat” czy “Combat Mission”. Nie teraz, ale w przyszłości - kto wie?
- sortuj według:
-
0 -
0 -
0 -
0
7 plików
3,01 GB