Download: Chile - Wyspa Wielkanocna.avi
Niektóre posągi o kamiennych twarzach stoją na Wyspie Wielkanocnej od wieków, a inne poruszają się na motocyklach, w kuloodpornych kamizelkach.
Wyspa Wielkanocna jest jednym z najodleglejszych zakątków na ziemi: od najbliższej wyspy Tahiti dzieli ją 4000 kilometrów, a od najbliższego stałego lądu, Chile, którego jest prowincją, 3700 kilometrów.
Zawsze otaczała ją aura tajemniczości. Większość ludzi słyszała o niej, lecz niewielu jest w stanie umiejscowić ją na mapie, lub wie, do jakiego kraju należy. Niektórym może wydawać się dziwne, że ktoś przemierza kawał świata, aby obejrzeć kamienne twarze o wyłupiastych, lekko nieobecnych oczach – w końcu, podobne twarze widzi się każdego ranka w pociągu do pracy. W pewnym sensie mają rację. Ludzie, którzy tu docierają, bywają dziwni. Przekonaliśmy się o tym już pierwszego ranka przy śniadaniu.
Był tam Amerykanin, Pete Nurek, który czuł się dobrze jedynie w wodzie. Poznaliśmy również Belga, pułkownika Kurtza, który stracił oko w Libanie ("Byłem niewłaściwym facetem w niewłaściwym miejscu, o niewłaściwej porze"), a także hiperaktywnego polskiego fotografa, który podróżował po świecie, robiąc zdjęcia dla franciszkańskich mnichów.
Na wyspie istnieje tylko jedno malutkie miasteczko, Hanga Roa, w którym podczas naszej wizyty przebywało około 20 turystów. Wszyscy mieszkali w "rezydencjach", które w rzeczywistości były dobudówkami na tyłach miejscowych domów. Nasza rezydencja, o szumnej nazwie Hostal Martín y Anita, okazała się więcej niż skromna: w zasłonach było więcej dziur niż materiału, narzuty zdobiły wzory, które wyszły z mody na początku lat osiemdziesiątych, a mydła i przyborów toaletowych w ogóle nie zdołaliśmy tu znaleźć.
Na pocieszenie, dom stał w pięknym, wymuskanym przez właścicieli ogrodzie, pełnym cudownie pachnących niecierpków, róż, lilii i orchidei. Można by tu siadywać nocą i obserwować spadające gwiazdy, gdyby zapach kwiatów nie przyciągał karaluchów o rozmiarach pudli.
Ale w końcu nikt nie wybiera się na Wyspę Wielkanocną, aby się dobrze wyspać. Główną atrakcją wyspy są kamienne głowy moai. Pierwsza rzecz, jaka zaskakuje przybyszów, to ilość posągów. Widać je wszędzie, od pojedynczych głów, po 15-osobowe ”rodziny”. Są takie, których wysokość nie przekracza 2 metrów, ale najwyższy mierzy ponad 20 metrów. Niektóre posiadają budzące grozę oczy z korala, na innych sterczą kapelusze z czerwonego kamienia, lecz na żadnej twarzy nie rysuje się choćby grymas uśmiechu. Usadowione na brzegu oceanu twarze spoglądają ku wnętrzu wyspy. Kiedy wszystkie głowy znajdowały się w pozycji pionowej, musiały wyglądać niczym zastępy więziennych strażników.