Wykorzystujemy pliki cookies i podobne technologie w celu usprawnienia korzystania z serwisu Chomikuj.pl oraz wyświetlenia reklam dopasowanych do Twoich potrzeb.

Jeśli nie zmienisz ustawień dotyczących cookies w Twojej przeglądarce, wyrażasz zgodę na ich umieszczanie na Twoim komputerze przez administratora serwisu Chomikuj.pl – Kelo Corporation.

W każdej chwili możesz zmienić swoje ustawienia dotyczące cookies w swojej przeglądarce internetowej. Dowiedz się więcej w naszej Polityce Prywatności - http://chomikuj.pl/PolitykaPrywatnosci.aspx.

Jednocześnie informujemy że zmiana ustawień przeglądarki może spowodować ograniczenie korzystania ze strony Chomikuj.pl.

W przypadku braku twojej zgody na akceptację cookies niestety prosimy o opuszczenie serwisu chomikuj.pl.

Wykorzystanie plików cookies przez Zaufanych Partnerów (dostosowanie reklam do Twoich potrzeb, analiza skuteczności działań marketingowych).

Wyrażam sprzeciw na cookies Zaufanych Partnerów
NIE TAK

Wyrażenie sprzeciwu spowoduje, że wyświetlana Ci reklama nie będzie dopasowana do Twoich preferencji, a będzie to reklama wyświetlona przypadkowo.

Istnieje możliwość zmiany ustawień przeglądarki internetowej w sposób uniemożliwiający przechowywanie plików cookies na urządzeniu końcowym. Można również usunąć pliki cookies, dokonując odpowiednich zmian w ustawieniach przeglądarki internetowej.

Pełną informację na ten temat znajdziesz pod adresem http://chomikuj.pl/PolitykaPrywatnosci.aspx.

Nie masz jeszcze własnego chomika? Załóż konto

Mitologia indyjska.rar

A-n-i-t-a / =►► DLA DZIECI / BAJKI - MITY - LEGENDY / Mitologia indyjska.rar
Download: Mitologia indyjska.rar

147 KB

0.0 / 5 (0 głosów)

Komentarze:

Nie ma jeszcze żadnego komentarza. Dodaj go jako pierwszy!

Aby dodawać komentarze musisz się zalogować

Witaj...
Kimkolwiek Jesteś...i Skądkolwiek Przybywasz...
Witaj Na Drodze... wiodącej do wyobraźni.
Droga ta jak się rozpocznie, to nigdy nie ujrzy mety...

Dzieła tu są zbiorem artykułów kilkudziesięciu autorów, których celem jest uchwycenie pewnej iskry wieczności, elementu nadprzyrodzonego w człowieku w życiu społecznym i kulturze
Wizja świata, a zwłaszcza jego nadprzyrodzonej siły i bardzo indywidualne zachowanie zależy ona głownie od aspektu irracjonalności i racjonalności postaci.

Tutaj znajdziecie charakterystykę świata duchowego i pozaziemskiego.

Tajemnicze, niewyjaśnione i nie mieszczące w naszym światopoglądzie, rzeczy przerażające, ale jednocześnie fascynujące..

Jeżeli wierzysz w istnienie szóstego zmysłu, w magie, w ufo,w siły nadprzyrodzone i jesteś przekonany o tym, że nie wszystko jeszcze ludzie odkryli na Ziemi ....
koniecznie czytaj tego chomiczka
Wstrząśnie Tobą !

Inne pliki do pobrania z tego chomika
BAJKI - MITY - LEGENDY - Przyjaźń.jpg
Przyjaźń Przyszedł do mnie kiedyś jeden chłopak, na któ ...
Przyjaźń Przyszedł do mnie kiedyś jeden chłopak, na którego mówiono Mały. Skarżył się, ze nikt w szkole ani na podwórku nie chce zobaczyć, że on jest taki sam, jak inni, i ze w ogóle jest, bo oni udają, ze go nie ma... - Nikt się do mnie nie uśmiecha!- mówił - Nikt nigdy nie woła: Chodź z nami Mały! Nikt nie zapyta: A co ty, Mały o tym myślisz? Kiedyś, gdy powiedziałem: Wiecie, ja myślę.... to ktoś krzyknął: Czy Ty w ogóle potrafisz normalnie myśleć, skoro masz matkę - wariatkę, a Twój tata myśli tylko jak się upić? - Mały pociągnął nosem, jakby miał się rozpłakać, ale mówił dalej: - Bo widzi pan, moja mama leczy się na głowę, ale jest normalna i bardzo mądra. A tata? Co ja zrobię, ze on pije? Ale jest dobry; chociaż czasem... Nie chce mi się żyć! Nie chce chodzić do szkoły! Nawet na wychowanie fizyczne, bo jak się przewrócę, to nikt nie chce mi podać ręki, jakbym był niebezpieczny.... Chciałem go przytulić, pocieszyć, ale nagle ktoś wszedł do salki, w której rozmawialiśmy. Byl to Marcin ze szkoły specjalnej, którego przygotowywałem do egzaminu kończącego rok szkolny. Nie mógł się uczyć z innymi dziećmi. Marcinowi bardzo trudno było mówić, a nawet myśleć, ale chętnie słuchał i umiał się pieknie dziwić. Teraz podszedł do Małego i zapytał niewyraźnie cichym glosem: - Kto ty jesteś? Mały nie roześmiał się, tylko uśmiechnął się do niego i wyciągnął rękę, mówiąc: -Jestem Mały - tak na mnie mówią, a ty jak masz na imię? Marcinowi było bardzo trudno wymówić swoje imię, zaczął się jąkać: -Jestem Ma- Mua.- Ma - Muuummm..... - Muminek?- zapytał Maly. Myślałem, ze Marcin się rozgniewa za przezwisko, ale nie; spodobało mu się to nowe imię. - Muinek! Jestem Muuuiinek!- wolał ucieszony. Wtedy wywołał mnie z Sali jeden nauczyciel. Poprosiłem Małego: "Weż ten podręcznik i przeczytaj bardzo wolno Marci.... nie! - Muminkowi o tutaj, o przyjaźni, dobrze?" Kiedy wróciłem do salki stanąłem oniemiały. Mały nawet mnie nie zauważył, bo tłumaczył Muminkowi to, co miał tylko przeczytać. Muminek bardzo mocno myślał, ale chyba nie do końca rozumiał, więc Mały podbiegł, objął Muminka i przytulił. Zaraz potem wziął go za rękę i powiedział: "Przyjaciel to ten, kto możne Cie zawsze przytulić i powiedzieć: Nie martw się- będzie dobrze, razem damy sobie radę". Muminek aż podskoczył z radości, okręcił sie dookoła, wołając: "Maaały - przyyyaaciel Muiiinka!" Po zajęciach Mały zapytał, czy mógłby pomagać Muminkowi w nauce i przyprowadzać go do szkoły. Ucieszyłem się, bo jego babcia nie zawsze miała czas. I tak rozpoczęła się niezwykła przyjaźń Małego i Muminka. To było dziwne- Mały nie wstydził się chodzić z Muminkiem po ulicach i po sklepach, choć Muminek wyglądał trochę dziwnie, a kiedy się cieszył, to podnosił Małego i kręcił się w kółko, co bardzo dziwiło przechodniów. Dzieciaki mówiło o nich: "Dobrały się dwa wariaty- jeden głupi, drugi głupkowaty" . Ale Mały się tym nic a nic nie przejmował. Chodził z Muminkeim wszędzie, a tak się lubili i rozumieli, jakby nie byli przyjaciółmi, ale rodzonymi braćmi. Któregoś dnia Kamil- kolega Małego, zapytał go, czy mógłby pójść z nim po lekcjach na basen. Mały odmówił, gdyż musiał odebrać
BAJKI - MITY - LEGENDY - Kto był najszczęśliwszy cd 2.gif
- Nie stoisz na stole u bogatej, wytwornej panny, tylko ...
- Nie stoisz na stole u bogatej, wytwornej panny, tylko u ubogiej, starej kobiety, ale tutaj jesteś jak acyl różany krzew; jakże jesteś piękna! I staruszka patrzyła z dziecięca radością na kwiat, , myślała pewnie o dawno minionych latach świeżej młodości. - W szybie była dziura - powiedział wiatr - mogłem się tam z łatwością dostać - widziałem błyszczące młodością oczy staruszki i ułamaną, piękną różę w kieliszku od wódki. Najszczęśliwsza ze wszystkich róż. Wiem o tym. Mogę to o niej powiedzieć. Każda róża z krzewu w ogrodzie miała swoją historię. Każda myślała, że jest właśnie najszczęśliwszą, a wiara uszczęśliwia. Ale ostatnia róża na krzaku myślała, ze jednak jej szczęście przewyższą inne. - Ja przeżyłam wszystkie. Jestem ostatnia, jedyna, najukochańsze dziecko matki. - A ja jestem matka ich wszystkich - powiedział krzak różany. - Ja! - powiedział promień słońca. - I ja! - powiedział wiatr i pogoda. - Każdy ma w tym jakaś swoją cząstkę - powiedział wiatr. - I każdy otrzyma swoja cząstkę. - To mówiąc wiatr rozwiał różane płatki po żywopłocie, gdzie lśniły krople rosy i świeciły promienie słońca. - To jest moja cząstka - powiedział wiatr. - Widziałem dzieje każdej róży i opowiem je teraz po całym świecie. Powiedz mi teraz ty, która z róż była najszczęśliwszą? Musisz to powiedzieć, bo ja już się dosyć naopowiadałem. Andersen H.Ch.
Ale pośród wspaniałych róż była jedna, zakryta prawie całkiem przez inne róże; na skutek przypadku czy tez szczęśliwego zbiegu okoliczności miała wadę, siedziała krzywo na łodydze i listki były po dwóch stronach rozłożone niesymetrycznie, a nawet w środku samego kwiatu wyrastał mały, skarłowaciały, zielony listek, zdarza sie to czasem różom. - Biedne dziecko - powiedział wiatr i pocałował w policzek właśnie tę różę. Róża myślała, że to pozdrowienie, hold; było jej przyjemnie, że wygląda inaczej niż inne róże, a ponieważ z jej wnętrza wyrastał mały zielony listek, uważała to za pewne wyróżnienie. Osiadł na niej motylek i ucałował jej płatki, uważała go za konkurenta, ale pozwoliła mu odlecieć. Potem zjawił sie dyzy konik polny; osiadł on wprawdzie na innej róży i pocierał sobie skrzydełka łapkami, u koników polnych jest to dowód zakochania; róża na której siedział, nie rozumiała tego, ale za to zrozumiała go różna z odznaka, z zielonym, skarlałym listkiem wyrastającym z jej środka, gdyż na nią patrzył konik polny oczami, które mówiły: - Mógłbym cię zjeść z czystej miłości, a bardziej już chyba nie można kochać, niż gdy jedna istota pochlania druga! - Ale różna nie chciała, by ją zjadł konik polny. W gwiaździstą, jasną noc śpiewał słowik. - To tylko dla mnie - mówiła różna z wadą czy też z wyróżnieniem. - Dlaczego to mam być we wszystkim uprzywilejowana wobec moich sióstr? Dlaczego to otrzymałam ten znak, który mnie czyni najszczęśliwszą? Do ogrodu przyszło dwóch panów palących cygara; rozmawiali o różach i o tytoniu: podobno różne nie znoszą zapachu tytoniu, zmieniają barwę, stają się zielone, chcieli to wypróbować. Woleli nie zrywać najpiękniejszych róż, wybrali wiec tę z wadą. - Cóż za nowe wyróżnienie - powiedziała różna. - Jestem niezmiernie szczęśliwa! Najszczęśliwsza! I pozieleniała pod wpływem dumy i tytoniu. Inna różna na poły jeszcze w pąku, może najładniejsza z całego krzewu, dostała się na główne miejsce w artystycznie związanym bukiecie ogrodnika; zabrano ja do domu młodego, możnego pana i pojechała z nim razem kareta; tkwiła pomiędzy innymi kwiatami i piękna zielenią jako najpiękniejsza; dostałą się tam, gdzie było uroczyście i radośnie. Panowie i panie siedzieli w blasku tysięcy lamp, muzyka grała, sala teatralna zalana była światłem, a kiedy pośród burzliwych okrzyków oklaskiwana młoda tancerka okazała się na scenie, do jej nóg spadł cały deszcz kwiatów, bukiet obok bukietu. Opadł także bukiet, w którym tkwiła cudowna różna jak drogocenny kamień; czuła ona w całej pełni niesłychane szczęście, zaszczyt, blask, który ja otoczył; dotknęła ziemi i zaczęła tańczyć, podskakiwać, przeskakiwała deski i padając odłączyła się od łodygi. Nie doszła do rąk tej, której skradano hołdy, potoczyła się za kulisy, gdzie wziął ją chłopak maszynista, zobaczył, jaka była piękna i jak cudownie pachniała, chociaż nie miała łodygi. Wsadził ją do kieszeni i kiedy wieczorem wrócił do domu, włożył ja do kieliszka od wódki, gdzie całą noc przeleżała w wodzie. Wczesnym rankiem postawiono ją przed starą babką, która bezsilnie siedziała w fotelu. Babka spojrzała na piękną, złamaną różę i ucieszyła się jej zapachem. - Nie stoisz na stole u bogatej
BAJKI - MITY - LEGENDY - Kto był najszczęśliwszy.gif
Kto był najszczęśliwszy Jakie piękne róże! - powied ...
Kto był najszczęśliwszy Jakie piękne róże! - powiedział promyk słońca. - Każdy pączek zakwitnie i będzie taki sam piękny. To są moje dzieci, mój pocałunek tchnął w nie życie! - To moje dzieci - powiedziała rosa. - Wykarmiłam je mymi łzami. - Wydaje mi się, ze to ja jestem ich matka - powiedział różany krzak. - Wy jesteście tylko chrzestnymi rodzicami, ofiarowaliście im podarunki w miarę waszych możności i dobrej woli. - Moje najpiękniejsze różane dzieci - powiedzieli wszyscy troje i życzyli każdemu kwiatkowi wiele szczęścia, lecz tylko jedna róża mogła być najszczęśliwszą, a jedna musiała być tą najmniej szczęśliwą; ale która? - Dowiem się - powiedział wiatr. - Pędzę daleko dookoła, przeciskam się przez najmniejsza szparę, wiem, co się dzieje w domu i na dworze. Każda rozkwitła różna słyszała tę rozmowę, każdy rozkwitający pąk słyszał także. przez ogród przechodziła nieutulona w żalu, kochająca matka, czarno odziana; zerwała jedną z róż, która była na pół rozkwitła, świeża i pełna i wydawała jej się najpiękniejsza ze wszystkich. Zaniosła kwiat do cichego, niemego pokoju, gdzie jeszcze przed paroma dniami cieszyła się życiem jej młoda córka, a teraz leżała sztywna w czarnej trumnie jak senny posąg z marmuru. Matka pocałowała umarłą, potem ucałowała na pól otwartą różę i położyła ja na piersi umarłej, młodej dziewczyny, jak gdyby świeżość róży i pocałunek matki mogły na nowo poruszyć serce dziecka. Zdawało się, że róża stała się pełniejszą, każdy listek drżał pod wpływem radosnych myśli: "Dana mi była droga miłości; jestem jak dziecko zrodzone z człowieka, mam pocałunek matki, mam słowa błogosławieństwa i idę wraz z tym dzieckiem do nieznanego kraju, śniąc na łonie zmarłej; na pewno to ja jestem najszczęśliwsza ze wszystkich moich sióstr." Przez ogród, gdzie rósł różany krzew, szla stara kobieta, która pełła; ujrzała cudny krzew, a na nim największą, najbardziej rozwinięta różę. Jeszcze jedna kropla rosy i jeden gorący dzień - a płatki opadną; kobieta wiedziała o tym i orzekła, że róża spełniła już swe zadanie w służbie piękna; teraz musi służyć pożytkowi. Zerwała różę, zawinęła ją w gazetę i zaniosła do domu, gdzie były inne przekwitłe róże, miano z nich zrobić "potpourri"; miano zmieszać je płatkami z małymi, niebieskimi chłopczykami, które zwano "lawendowymi smykami", zabalsamować przy pomocy soli. Tylko królowie i róże bywają zabalsamowani. - To ja dostąpiłam największego honoru - powiedziała różna, podczas gdy kobieta ja zrywała. - Ja będę najszczęśliwsza. Będę zabalsamowana! Do ogrodu przyszło dwóch młodzieńców, jeden był malarzem, a drugi poeta; każdy z nich zerwał jedną piękną różę. Malarz wymalował na płótnie kwitnąca różę tak, ze zdawać się mogło, iż odbija się w lustrze. - W ten sposób będzie żyła wiele setek lat, podczas gdy miliony i znowu miliony róż zwiędną i umrą - powiedziała róża - przypadło mi największe szczęście. Poeta obejrzał swą różę, napisał o niej wiersz, całe misterium; wszystko, co wyczytał z każdego różanego płatka: Księga obrazów miłości. Byl to nieśmiertelny poemat. - Stałam się nieśmiertelna - powiedziała różna - jestem najszczęśliwsza. Ale pośród wspaniałych róż była jedna, zakryta prawi
BAJKI - MITY - LEGENDY - Smutny anioł.png
Smutny anioł Smutny anioł, wtuliwszy swe ramiona w sk ...
Smutny anioł Smutny anioł, wtuliwszy swe ramiona w skrzydła, którymi zwiastował zwykle radość, płakał łzami, o których istnieniu wiedział, pamiętał nawet ich smak z czasów gdy jeszcze aniołem nie był, ale wyrzekł sie ich oblekając świetliste pióra... Pozwolił sobie na łzy wbrew regułom, którymi żyją aniołowie, a raczej wbrew regułom, które sobie sam narzucił... Z poczuciem winy z łamania anielskiego prawa, opuściwszy swą głowę ku ziemi, skrapiał ziemie raz po raz łzę, która zamiast dawać smak goryczy, ku jego zdziwieniu zamieniała się w kwiat, o nieznanych kolorach, którego pierwsze tchnienie zapachu sprawiało, ze w jego skrzydłach pojawiało się nowe świetliste pióro, dając mu jednocześnie dziwne uczucie lekkości... to był zapach ulgi.... Płakał i płakał nie wiedząc nawet, ze jego skrzydła rozkwitają blaskiem tak jak laka pod jego stopami kwiatami; laka, którą brał za smutny dowód swojego anielskiego występku - lez! Nie rozumiał tylko lekkości... którą czuł... bo nie wiedział, ze dane było mu poznać ogromną tajemnice. Stawał się archaniołem... i oprócz radości będzie niósł juz teraz zrozumienie... A ludzie spotkawszy go dostrzega w nim prócz radości mądrość, mądrość którą dało mu podzielenie się swymi łzami z całym światem... Każdy wędrowiec przechodząc przez łąkę pełną łzawych anielskich kwiatów pomyśli "chce dotknąć jego skrzydel, bo on wie czym jest smutek, ulga, radość, łzy i mimo to potrafi tym uskrzydlony latać tam gdzie inni nie potrafią...". A anioł spotkawszy tegoż wędrowca... spojrzawszy w jego zatroskane ale pełne nadziei oczy... zrozumie wreszcie tajemnice... ze dzieląc się smutkiem... pomnożył nadzieję... A dlaczego usiadł skuliwszy swe skrzydła... bo ciężar skrywanego niewypowiedzianego smutku nie pozwalał mu latać dalej wyżej i piękniej... Kasia R
BAJKI - MITY - LEGENDY - Krasnoludek u kupca cd.JPG
Jakże jasno było w pokoju! Z książki wydobywał się promi ...
Jakże jasno było w pokoju! Z książki wydobywał się promień, który przemienił się w potężne, wysoko wznoszące się drzewo, rozpościerające swe gałęzie szeroko nad studentem. Listki były świeżutkie, a każdy kwiat był prześliczna dziewczęca główka, niektóre z tych główek miały oczy ciemne i promienne, inne znów jasne i przejrzyste. Każdy owoc był błyszcząca gwiazdą, w powietrzu unosił się przepiękny śpiew i muzyka. Krasnoludek nigdy nie wyobrażał sobie, nie widział ani nie słyszał takich wspaniałości. Stał na paluszkach i patrzał, patrzał, dopóki nie zgasło światło. Student zdmuchnął lampę i poszedł do łózka, ale mały krasnoludek stał mimo to wciąż jeszcze, bo ciągle słyszał cichy, śliczny śpiew; była to kołysanka, śpiewana studentowi do snu. - Jakże tu pięknie! - powiedział mały krasnoludek. - Czegoś podobnego nie spodziewałem się wcale. Myślę, ze chyba zostanę na zawsze u studenta! - Myślał i myślał, zastanawiał się rozsądnie i westchnął: - Student nie ma kaszy! - Więc zszedł z powrotem na dól do kupca i dobrze zrobił, bo beczka zużyła już prawie cala wymowę, pani kupcowej, wypowiedziała już jednym bokiem wszystko, co miała do powiedzenia, a teraz miała się właśnie obrócić na drugą stronę, aby wyczerpać swoją drugą połowę. Ale w tej chwili krasnoludek wrócił i zabrał dla pani kupcowej jej dar wymowy. W całym sklepie, począwszy od kasy, a skończywszy na łuczywie, wszyscy zaczęli myśleć tak jak beczka, poważali ja do tego stopnia i ufali jej tak bardzo, ze kiedy kupiec czytał "Kronikę sztuki i teatru" co wieczora w swoim kurierku, myśleli, ze wszystko to pochodzi od beczki. Lecz mały krasnoludek nie siedział już tak spokojnie jak dawniej, nie słuchał już tutejszej mądrości i tutejszego rozsadko; gdy tylko zabłysło światło na poddaszu, wydawało mu się, ze to światło przemienia się w mocne okrętowe liny, które go wyciągają w górę: musiał ociekać i zaglądać przez dziurkę od klucza i wtedy ogarniało go takie potężne uczucie, jak nas, kiedy patrzymy na falujące morze, nad którym Bóg rozpętał burze. Wtedy wybuchał płaczem, sam nie wiedział dlaczego, ale w płaczu tym było coś błogiego. Jakże rozkosznie byłoby osiąść wraz ze studentem pod drzewem, ale to się nie mogło stać - więc pozostawało mu tylko patrzenie przez dziurkę od klucza. Stal tam w zimnym przedpokoju, a jesienny wicher wiał przez szczeliny w dachu: było zimno, tak bardzo zimno, ale maleńki krasnoludek czuł to dopiero wtedy, kiedy gasło światło w pokoiku na poddaszu i dźwięki zamierały, zagłuszone świstem wiatru. Brr, jakże mu było wtedy zimno! Wsuwał się znowu w swój ciepły kącik, było tam tak przytulnie i bezpiecznie. Kiedy nadeszło Boże Narodzenie i zjawiła się kasza z wielkim kawałkiem masła, kupiec zwyciężył stanowczo. Lecz pośród nocy obudził krasnoludka jakiś straszny hałas, rozlegający się za okiennicami sklepu. Krzyczeli ludzie, walili w okiennice, stróż nocny trąbił: wybuchł wielki pożar. Cała ulica stanęła w jasnym blasku. Czy paliło się tu, w domu, czy u sąsiada? Gdzie? Wszystkich ogarnęło przerażenie! Pani kupcowa do tego stopnia straciła głowę, że wyjęła sobie z uszu złote kolczyki i włożyła je do kieszeni, aby cośkolwiek uratować, kupiec pobiegł do swoich wa
BAJKI - MITY - LEGENDY - Krasnoludek u kupca.jpg
Opowieść wigilijna Hans Christian Andersen-Krasnoludek ...
Opowieść wigilijna Hans Christian Andersen-Krasnoludek u kupca Był sobie pewnego razu prawdziwy student, mieszkał na strychu i nie miał nic; był sobie pewnego razu prawdziwy kupiec, mieszkał na parterze i był właścicielem całego domu. Krasnoludek zamieszkał u kupca, gdyż co rok na Gwiazdkę dostawał od niego talerz kaszy z dużym kawalę masła w środku: kupiec mógł sobie na to pozwolić. Krasnoludek pozostał w jego sklepie i możecie sobie z tego wyciągnąć naukę. Pewnego wieczoru student wszedł drzwiami od tylu, aby kopic sobie świece i ser, nie miał kogo posłać, wiec poszedł sam; otrzymał, czego zażądał, zapłacił, kupiec kiwnął mu głowa na dobranoc, żona kupca również mu się ukłoniła, a była to kobieta, która potrafiła nie tylko kłaniać się, ale posiadała jeszcze dar wymowy. Student ukłonił im się także; zatrzymał się na środku sklepu, z oczami wlepionymi w papier, którym był owinięty ser. Była to kartka wyrwana ze starej książki, która nie zasługiwała na podarcie; stara książka była pełna poezji. - Mam tu więcej tego! - powiedział kupiec. - Dałem za to jednej staruszce parę ziarenek kawy; niech mi pan da osiem szylingów, to dostanie pan resztę tego papieru. - Dziękuje! - odrzekł student. - Proszę mi to dać zamiast sera, mogę jeść sam chleb bez sera: byłoby grzechem, gdyby taka książka została podarta w strzępy. Jest pan wspaniałym człowiekiem, praktycznym człowiekiem, ale na poezji zna się pan nie więcej niż ta beczka! Było to niegrzeczne, zwłaszcza w stosunku do beczki, ale kupiec roześmiał się i student się śmiał, bo to były tylko żarty. Ale krasnoludek rozgniewał się, ze student odważył się tak mówić do kupca, który był właścicielem domu i sprzedawał najlepsze masło. Gdy zapadła noc, zamknięto sklep i wszyscy prócz studenta poszli spać. Krasnoludek poszedł do mieszkania i zabrał pani kupcowej jej dar wymowy (w czasie snu nie był jej przecież potrzebny); na jakikolwiek przedmiot w pokoju go położył, przedmiot ten zaczynał mówić i potrafił wypowiadać swoje myśli i uczucia zupełnie jak pani kupcowa; nie można jednak było obdarzyć tą wymową wszystkich przedmiotów naraz i miało to dobra stronę, bo inaczej wszyscy mówiliby jeden przez drugiego. Krasnoludek użyczył wymowy beczce kupca, w której leżały stare gazety. - Czy to prawda - zapytał - ze pani nie wie, co to jest poezja? - Wiem doskonale! - powiedziała beczka. - To jest coś, co znajduje się w dole gazety i co ludzie wycinają nożyczkami, wydaje mi się, ze mam tego więcej w sobie niż student, a jednak w porównaniu z kupcem jestem tylko mizerna beczka. Potem krasnoludek obdarzył mową młynek do kawy - jakże zaczął mleć! Obdarzył też darem wymowy beczułkę z masłem i kasę; wszyscy byli tego samego zdania co beczka, a należny szanować sądy większości. Teraz pokarzemy studentowi! - I krasnoludek poszedł cichutko kuchennymi schodami na gore, na poddasze, gdzie mieszkał student. W pokoju paliło się jeszcze światło, krasnoludek zajrzał przez dziurkę od klucza i zobaczył studenta siedzącego i czytającego podarta książkę przyniesiona ze sklepu. Jakże jasno było w pokoju! Z książki wydobywał się promień, który przemienił się w potężne, wysoko wznoszące się drzewo, rozpościerają
BAJKI - MITY - LEGENDY - Dlaczego cdn3.jpg
I choć tak wiele mu zawdzięczała to nie potrafiła nigdy ...
I choć tak wiele mu zawdzięczała to nie potrafiła nigdy docenić tego, co dla niej zrobił, oddal, a nawet poświecił. Ów samotny, zmęczony, zrujnowany człowiek jednak mimo to bardzo ja kochał, kochał tak jak nigdy dotąd nikogo. Dlaczego? Bo tak chyba jest, kiedy spotyka się ta jedyna w życiu osobę, a możne siebie samego w innym człowieku. Uciekł od ludzi, od samego siebie, nie potrafił już żyć, tak jak nie można żyć bez jedzenie, picia, oddychania tak on nie potrafił żyć bez tego skarbu, jaki miał jakim była ona. Stronił od ludzi, i siebie samego, bał się wszystkiego i wszystkich, chował się przed całym światem i czasem tylko gdzieś w ciemnym zakątku na uboczu, kiedy się dobrze wpatrzyć można było dostrzec skulona postać, która cichym smutnym, glosę powtarzała ciągle, Dlaczego? Dlaczego? Dlaczego??? Czy to bajka, legenda, historia prawdziwa? No cóż są tacy, którzy mówią - to nieprawda tego nigdy nie było, inni a możne jednak możne tak się zdarzyło? Są tacy, którzy przy tym byli miód i wino pili i pewnie nie uwierzycie, ale są ci, którzy to przeżyli. Czasem, kiedy nocą zapada cisza, kiedy gasną światła tam na komorze "wyżyn" można jeszcze usłyszeć w zupełnej ciszy jak sól opowiada te historie, ale częściej słychać odbijający się od ścian głuchym echem stłumiony cichy, smutny, głos, powtarzający tylko, Dlaczego? Dlaczego?? Dlaczego??? mari...
BAJKI - MITY - LEGENDY - Wartość.jpg
Wartość Proszę tu nie stać i nie tracić ze mną czas ...
Wartość Proszę tu nie stać i nie tracić ze mną czasu. Niewiele we mnie dobrego, jestem obrzydliwa dla wszystkich i dla siebie samej! Młoda dziewczyna była rozdrażniona. Spotkała proboszcza, który zapraszał ja na spotkania grupy młodzieży, i ze złością i goryczą wyrzucała z siebie wszystko, co jej się nie podobało w sobie samej: - Jestem przyziemna i nieciekawa, mam nieznośny charakter, zazieram ze wszystkimi, nikt naprawdę nie chce mnie znać, jestem zazdrosna o moje przyjaciółki i w rodzinie gram wszystkim na nerwach. Co ja jeszcze robię na tym świecie? Proboszcz popatrzył na nią, a po chwili milczenia powiedział: - Czy wiesz, ze masz wspaniale, zielone oczy? Dziewczyna umilkła, zaskoczona. Został postawiony pierwszy krok. Pewna kobieta miała ohydna narzutę na łózko. Kupiła ją w sklepie z artykułami używanymi, płacąc dwadzieścia złotych, była wtedy w trudnej sytuacji finansowej. Każdego dnia, gdy ścieliła łózko, z wyrazem niesmaku rozciągała narzutę. Pewnego dnia, wertując znaleziony przypadkiem katalog sprzedażny wysyłkowej, spostrzegła taka samą narzutę, firmowana podpisem znanego stylisty wnętrz. Kosztowała tysiąc dwieście złotych! Gdy tylko odkryła cenę narzuty, nabrała ona dla niej zupełnie innej wartości. Cokolwiek myślisz o sobie, w oczach Boga masz najwyższą wartość. Niektórzy ludzie nie wiedza, jak ważne jest to, ze istnieją. Niektórzy ludzie nie wiedza, jak wiele znaczy sam ich widok. Niektórzy ludzie nie wiedza, ile radości sprawia ich przyjazny uśmiech. Niektórzy ludzie nie wiedza, jakim dobrem jest ich bliskość. Niektórzy ludzie nie wiedza, o ile bylibyśmy biedniejsi bez nich. Niektórzy ludzie nie wiedza, ze sa darem niebios. Mogliby wiedzieć, gdybyśmy im to powiedzieli. Bruno Ferrero
BAJKI - MITY - LEGENDY - Diamentowe pola cdn.jpg
W kilka dni później złożył mu wizytę ten sam sędziwy kap ...
W kilka dni później złożył mu wizytę ten sam sędziwy kapłan, który tu już niegdyś bywał. Kiedy starzec zauważył połysk jakiegoś przedmiotu na kominku, szybko ruszył w jego stronę. -Tu jest diament! (wykrzyknął) Diament! Czy Ali Hafed powrócił? -Nie (odparł nowy właściciel domu), a to nie jest żaden diament, ot zwyczajny kamień z ogrodu. -Ja zawsze rozpoznam diament! (opierał się kapłan). Mowie Ci, ze ten kamień jest diamentem! Wspaniałym diamentem! Obaj ruszyli pospiesznie w stronę strumyka, który przepływał przez ogród. Poruszyli dłońmi biały piasek na dnie i oto znaleźli więcej kamieni, z których każdy był jeszcze piękniejszy i cenniejszy od tego spoczywającego na obramowaniu kominka. W ten sposób odkryto kopalnie diamentów w Golkandzie - najwspanialsza w dziejach - bogactwem swych skarbów przewyższająca nawet kopalnie srebra w Kimberli. Przez dziesiątki lat każde wbicie łopaty w dno strumienia lub pobliska glebę, oznaczało wydobycie kolejnych klejnotów, które zdobiły korony monarchów. Gdyby Ali Hafed pozostał w domu i zaczął kopać w swoim ogrodzie - zamiast tułąc się po świecie - stałby się właścicielem diamentowych pól.
więcej plików z tego folderu...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin
W ramach Chomikuj.pl stosujemy pliki cookies by umożliwić Ci wygodne korzystanie z serwisu. Jeśli nie zmienisz ustawień dotyczących cookies w Twojej przeglądarce, będą one umieszczane na Twoim komputerze. W każdej chwili możesz zmienić swoje ustawienia. Dowiedz się więcej w naszej Polityce Prywatności