Wykorzystujemy pliki cookies i podobne technologie w celu usprawnienia korzystania z serwisu Chomikuj.pl oraz wyświetlenia reklam dopasowanych do Twoich potrzeb.

Jeśli nie zmienisz ustawień dotyczących cookies w Twojej przeglądarce, wyrażasz zgodę na ich umieszczanie na Twoim komputerze przez administratora serwisu Chomikuj.pl – Kelo Corporation.

W każdej chwili możesz zmienić swoje ustawienia dotyczące cookies w swojej przeglądarce internetowej. Dowiedz się więcej w naszej Polityce Prywatności - http://chomikuj.pl/PolitykaPrywatnosci.aspx.

Jednocześnie informujemy że zmiana ustawień przeglądarki może spowodować ograniczenie korzystania ze strony Chomikuj.pl.

W przypadku braku twojej zgody na akceptację cookies niestety prosimy o opuszczenie serwisu chomikuj.pl.

Wykorzystanie plików cookies przez Zaufanych Partnerów (dostosowanie reklam do Twoich potrzeb, analiza skuteczności działań marketingowych).

Wyrażam sprzeciw na cookies Zaufanych Partnerów
NIE TAK

Wyrażenie sprzeciwu spowoduje, że wyświetlana Ci reklama nie będzie dopasowana do Twoich preferencji, a będzie to reklama wyświetlona przypadkowo.

Istnieje możliwość zmiany ustawień przeglądarki internetowej w sposób uniemożliwiający przechowywanie plików cookies na urządzeniu końcowym. Można również usunąć pliki cookies, dokonując odpowiednich zmian w ustawieniach przeglądarki internetowej.

Pełną informację na ten temat znajdziesz pod adresem http://chomikuj.pl/PolitykaPrywatnosci.aspx.

Nie masz jeszcze własnego chomika? Załóż konto

MĄDRA ABORYGENKA.doc

Download: MĄDRA ABORYGENKA.doc

56 KB

0.0 / 5 (0 głosów)

Komentarze:

Nie ma jeszcze żadnego komentarza. Dodaj go jako pierwszy!

Aby dodawać komentarze musisz się zalogować

Witaj...
Kimkolwiek Jesteś...i Skądkolwiek Przybywasz...
Witaj Na Drodze... wiodącej do wyobraźni.
Droga ta jak się rozpocznie, to nigdy nie ujrzy mety...

Dzieła tu są zbiorem artykułów kilkudziesięciu autorów, których celem jest uchwycenie pewnej iskry wieczności, elementu nadprzyrodzonego w człowieku w życiu społecznym i kulturze
Wizja świata, a zwłaszcza jego nadprzyrodzonej siły i bardzo indywidualne zachowanie zależy ona głownie od aspektu irracjonalności i racjonalności postaci.

Tutaj znajdziecie charakterystykę świata duchowego i pozaziemskiego.

Tajemnicze, niewyjaśnione i nie mieszczące w naszym światopoglądzie, rzeczy przerażające, ale jednocześnie fascynujące..

Jeżeli wierzysz w istnienie szóstego zmysłu, w magie, w ufo,w siły nadprzyrodzone i jesteś przekonany o tym, że nie wszystko jeszcze ludzie odkryli na Ziemi ....
koniecznie czytaj tego chomiczka
Wstrząśnie Tobą !

Inne pliki do pobrania z tego chomika
BAJKI - MITY - LEGENDY - Nadzieja umiera ostatnia.png
Nadzieja umiera ostatnia Siedziała panienka zwana N ...
Nadzieja umiera ostatnia Siedziała panienka zwana Nadzieją czekała aż miłość jej wiatry przywieją. Wzdychała, tęskniła i bardzo cierpiała, łez cale miliony już z oczu wylała. Lecz pewnej nocy spotkała ją wizja i tak urodziła się rankiem decyzja. Powstała Nadzieja ze smutnego loża na ogród wybiegła z uśmiechem i hoża. W ogrodzie, w milionie zapachów utknęła przez cztery ścieżki biegiem przemknęła. Pól ranka wśród tęczy kolorów biegała aż kątem oka krzew róży ujrzała. I zapoznając się z nóg naglą słabością tak zakrzyknęła: tys moja miłością! Dwa dni chodziła o słońca wschodzie, by krzew podziwiać w pięknym ogrodzie, lecz dnia trzeciego wstawanie ją noży, już wolniej szykuje się do tej podróżny. Czwartego dnia w południe ruszyła a róża czekała i w słońce patrzyła. Usiadła Nadzieja i pomyślała: a gdybym cię różo do domu zabrała? I srebrnym ostrzem łodygę ucięła róża cichutko z bólu syknęła, lecz bardzo kochała, więc nic nie mówiła posłusznie, do domu z nią podążyła. Wstawiła Nadzieja miłość do wazonu i spać zaraz poszła nie tracąc fasonu. Gdy dnia piątego oczy otworzyła, zaskoczył ją widok, który zobaczyła. Choć słońce za oknem, a woda w wazonie to miłość różana w dziwnym smutku tonie . Uroczą główkę ku ziemi schylona, radości i szczęścia już pozbawiona. Zerwała się z loża niczym poparzona i biegnie zobaczyć czemu róża kona. Krzyknęła Nadzieja - Nie kochasz mnie wcale! A róża odrzekła: kocham cię, ale... wyjęła więc biedna z wiezienia szklanego i prawi pretensje: ty kochasz swe ego! bo gdyby ta miłość prawdziwa była, to byś mnie nigdy nie opuściła. Szóstego dnia słonce nie wyszło jak co dzień więc przesiedziała dzień na podłodze. W końcu ujęła miłość swą w dłonie odpowie jej albo... we łzach utonie. Kocha? Nie kocha? Tak ciągle pytała i płatek za płatkiem jej wyrywała. Ręką zranioną róży kolcem długim wyrwała je wszystkie. Jeden za drugim. Siódmej już nocy, jeszcze przed rankiem szła się pożegnać z różanym kochankiem dól wykopała w kwiecistym ogrodzie złożyła różę na jego spodzie. Ziemia przykryła, łzy z twarzy otarła po czym na grobie miłości umarła. Do dziś liście krzewu zielenią się wiosną a róże choć inne w ogrodzie wciąż rosną, patrzą na niebo swą krwista czerwienią, kolorem zdradzają, to czego nie zmienią. Nie wystarczyła sama ochota, bezmyślność zabrała róży żywota
BAJKI - MITY - LEGENDY - Najmilsza walentynka cd.jpg
Telefony do szkoły i dawnych znajomych nie dały skutku. ...
Telefony do szkoły i dawnych znajomych nie dały skutku. Wtedy pewien prawnik polecił mi firmę, którą zajmuje się szukaniem zaginionych osób. W godzinę po moim telefonie dostałem adres Lori. Do tamtej pory moje dążenie było czysta fantazja, ale teraz miałem w ręku przerażająco konkretna informacje. Czy rzeczywiście tego chce? Czy warto ryzykować najświętsze wspomnienia, zęby się tylko rozczarować? Ale wydawało mi się, że głupio jest teraz zatrzymać się, kiedy byłem już tak blisko Lori. Droga Lori - zacząłem swój list - mam nadzieję, że mnie nie zapomniałaś. Cały dzień spędziłem na pisaniu. Poszedłem na pocztę i wysłałem ekspres. Następnego dnia wieczorem zadzwonił telefon. - Oczywiście, pamiętam cię - powiedział głos. - Lori? - Miałeś psa, który nazywał sie Walter? - Tak. - Codziennie chodziles do szkoły w kurtce drożyny Oakland Raiders, nawet w upal? - Tak. - Stłukłeś jakiegoś dzieciaka na przystanku, bo się ze mnie śmiał, kiedy miałam ospę? - Lori. - Witaj nieznajomy. Rozmawialiśmy godzinę i pośmialiśmy się zdrowo z tego, jakim utrapieniem dla nas byli nasi bracia. W czasie rozmowy napomknęła coś o pracy, mężu i dwóch synach. Ja tez streściłem swoje osiągnięcia życiowe. Wydawało mi się, że szczerze się zaciekawiła. Zgodziła się na spotkanie w restauracji w przyszłym tygodniu. - Pan nazywa się Thompson? - zapytał kelner. Skinąłem głowa. - Wiadomość od Lori. Bardzo przeprasza, ale spóźni się godzinę. To było niby odroczenie. Przez cały dzień żołądek ściskał mi się z nerwów. Może dobrze zrobi mi chwila, żeby się pozbierać. Poszedłem na krótki spacer. Myślałem o setkach możliwych powodów spóźnienia Lori. Musiała zostać w pracy. Nie mogla znaleźć opiekunki do dzieci. Miała awanturę z mężem, zazdrosnym narwańcem, który grozi, ze mnie dopadnie. I wtedy doznałem olśnienia - nie murze przez to przechodzić, żeby za wszelką cenę dowiedzieć się, jakby to mogło być. Wiedziałem o Lori wszystko, co trzeba. Któż chciałby odkryć, ze po 20 latach uczucia wyblakły i nic nie przyda im blasku? Może i takie jest życie, ale romanse czwartoklasistów są inne. Niedaleko restauracji znalazłem sklep papierniczy. Kopiłem papier, koperty, biały klej i brokat. Przysiadłem na ławce i napisałem: Lori, jestem pewien, ze spędzilibyśmy dziś cudowny wieczór, ale tak naprawdę chciałem tylko podziękować Ci za walentynkowa kartkę, którą dałaś mi dawno temu. Może sądzisz, że to było bez znaczenia, ale właśnie takie podarunki niosą w sobie cały urok świata. Dlatego nigdy Cie nie zapomnę - Twój Chuck. Napisałem klejem na dużej czerwonej kopercie imię Lori, obsypałem obficie brokatem i poczekałem aż wyschnie. Wróciłem do restauracji, przypieczętowałem kopertę najbardziej niewinnym pocałunkiem, na jaki mnie było stać, położyłem kartę na stole i wyszedłem. Chuck Thompson
BAJKI - MITY - LEGENDY - Obcym wstęp wzbroniony.JPG
Obcym wstęp wzbroniony Pewnego ranka biedny, bosy chł ...
Obcym wstęp wzbroniony Pewnego ranka biedny, bosy chłopiec, Robert Robertson, wyruszył do lasu z wiaderkiem. Postanowił, ze nazbiera tyle jeżyn, żeby napełnić wiaderko aż po brzegi, a potem sprzeda owoce na targu, by jego rodzice mieli pieniądze na zapłacenie czynszu. Ale po dwóch godzinach wędrowania tu i tam po leśnych ścieżkach Robert miał zaledwie tyle jeżyn, zęby przykryć dno wiaderka. - Marnuje tylko czas. Właściwie równie dobrze mógłbym wrócić do domu - westchnął. I wtedy właśnie znalazł to, czego szukał: krzewy jeżynowe uginające się od ciężaru ogromnych, dojrzałych i soczystych owoców. Był tylko jeden kłopot. Te jeżyny nie rosły ot, tak, przy drodze. Rosły na polu. Pole to należało do pana Donalda MacLeniwego, a na furtce w ogrodzeniu był napis: "Obcym wstęp wzbroniony". Robbie wiedział, co ten napis oznacza: że każdy złapany na polu będzie miał nie lada kłopoty. Ale jego rodzice bardzo potrzebowali pieniędzy, a teraz nadarzyła sie jedyna okazja, zęby je zdobyć. Dlatego chłopiec przekradł się przez zniszczone ogrodzenie, podbiegł do krzaków i zaczął zbierać owoce. W kilka chwil jego wiaderko było pełne. Robert właśnie sam sobie gratulował, kiedy usłyszał czyjeś kroki. Ktoś nadchodził. Chłopiec rozejrzał się i zobaczył starego Alberta, służącego Donalda MacLeniwego, zmierzającego ku niemu przez pole. Chłopak natychmiast próbował uciec, ale to nie było takie proste. Jeżynowe kolce łapały go za włosy i szarpały jego ubranie. A do tego - katastrofa! - nadepnął na gwoźdź. - Auuuc! - Robert opadł na ziemię i jęcząc chwycił się za zraniona stopę. W chwile potem zobaczył starego Alberta, stojącego nad nim jak wieża - potężnego, surowego człowieka, wielkiego jak góra. Robert miotał się między bólem stopy a strachem przed karą. - Proszę... proszę, nie wydawaj mnie panu Donaldowi - błagał. Ale z jakiegoś powodu Albert, zamiast odpowiedzieć, po prostu stał, wpatrując się w długie kolce jeżyn, wplątane we włosy Roberta. - A wiesz, co ja sobie myślę? - powiedział wreszcie. Chłopiec przecząco pokręcił glowa. - A ja sobie myślę, jak mój Pan cierpiał, czując klujące ciernie na swojej głowie. Stary Albert pochylił sie i delikatnie powyjmował kolce. Potem przyklęknął, wyjął chusteczkę z kieszeni i zaczął bandażować stopę Roberta. - A wiesz, co ja sobie myślę? - spytał znowu. - A ja sobie myślę, jak mój Pan cierpiał przez gwoździe w swoich stopach. Teraz Robert zorientował się, ze kiedy stary Albert mówi o swoim Panu, nie myśli o Donaldzie MacLeniwym - on nigdy nie poczuł ukłucia ciernia na czole ani bólu stopy zranionej gwoździem. Nie. Stary Albert mówił o kimś zupełnie innym, a Robert bywał na tyle często w kościele, zęby wiedzieć, kim był ten ktoś. A co więcej, właśnie przypomniał sobie, co mówił ksiądz - coś, co akurat teraz, gdy został przyłapany na gorącym uczynku z wiaderkiem skradzionych owoców obok napisu "0bcym wstęp wzbroniony", nagle wydało mu się dobrą wiadomoscią. -Albercie, słyszałem, ze twój Pan przebaczyłby obcemu na swoim polu - powiedział. - Czy to prawda? - Uhm, mały - staremu służącemu rozpogodziły się oczy -Mój Pan przebaczyłby obcemu każdego wzrostu i ....
więcej plików z tego folderu...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin
W ramach Chomikuj.pl stosujemy pliki cookies by umożliwić Ci wygodne korzystanie z serwisu. Jeśli nie zmienisz ustawień dotyczących cookies w Twojej przeglądarce, będą one umieszczane na Twoim komputerze. W każdej chwili możesz zmienić swoje ustawienia. Dowiedz się więcej w naszej Polityce Prywatności