-
22613 -
16121 -
39126 -
11143
100413 plików
6897,74 GB
Bardzo ciekawy przypadek, który przydarzył się młodej kobiecie, która podczas jazdy polną drogą wraz z synem została uprowadzona przez obcych. Co ciekawe kobieta przypomniała sobie wszystko bez użycia hipnozy. Oto, co opowiedziała George'owi C. Andrewsowi: "To co się wydarzyło, było bardzo dziwne. Tego dnia było bardzo gorąco. Postanowiłam wybrać się z moim synkiem na popołudniową przejażdżkę po mało uczęszczanych polnych drogach. W czasie jazdy po polnych wertepach siedzący na tylnym siedzeniu syn zasnął. W pewnym momencie zauważyłam przed sobą świecący obiekt. Był wielkości dna butelki od coca-coli i błyszczał jaskrawym światłem.
W chwilę potem coś niezrozumiałego zaczęło dziać się z kierownicą - zaczęła dziwnie drżeć. Jeszcze dziś na samą myśl o tym dostaję drgawek. Koła także zachowywały się podejrzanie. W pierwszej chwili pomyślałam, że złapałam gumę. Nawet teraz, kiedy o tym mówię, nie mogę wyzbyć się tamtego odczucia strachu. Zjechałam na skraj drogi i zatrzymałam się nie wyłączając silnika. W jakiś sposób czułam, że muszę wysiąść, ale nie mogłam się ruszyć. Obraz na obrzeżu mojego pola widzenia był rozmazany, ale patrząc prosto widziałam wszystko wyraźnie. Obiekt znajdował się na drodze, to znaczy na skraju drogi. Zastanawiało mnie, czy nie dałoby się dotknąć tego czegoś i zetrzeć tego zamglenia; czy nie dałoby się tego ominąć i zawrócić - to właśnie zaprzątało moje myśli w tym momencie. Czułam się w jakiś sposób zahipnotyzowana przez to. Jak powiedziałam, tego dnia było bardzo ciepło i w związku z tym pomyślałam, że pewnie dostałam udaru słonecznego.
Miałam świadomość tego, co się dzieje wokół mnie, jednak nie mogłam się poruszyć ani wykrztusić z siebie słowa.
Następną rzeczą, która zwróciła moją uwagę, był szelest wśród sosen. Nie byłam w stanie spojrzeć w kierunku, z którego pochodził, niemniej słyszałam go wyraźnie. Oprócz szelestu usłyszałam wcześniej jeszcze inny dźwięk, którego nie potrafię jednak dokładnie określić. Po chwili ukazały się dziwne istoty i niemal w tej samej chwili zgasł silnik. Wyglądały prawie tak samo, jak te pokazywane w filmach, z wyjątkiem może brody, która była mocno zaokrąglona. Rozmawiałam z nimi za pomocą umysłu, nie wypowiadając słów. W ogóle nie poruszałam ustami.
Było ich trzech. Odniosłam wrażenie, że jedna z istot była kobietą. Była nieco niższa od dwóch pozostałych. Byli zróżnicowani pod względem rangi. Trochę tak, jak w wojsku, ale nie dosłownie tak. Jak wiadomo, różnice w randze dają się zauważyć po sposobie mówienia. Ich stroje nie różniły się niczym od siebie. Różnice te odczuwałam właśnie po sposobie, w jaki mówili.
Ci dwaj wyżsi wyciągnęli mojego syna z auta. Trzymali go tuż przede mną. To był jedyny powód, dla którego nie mogłam wysiąść z samochodu. Wydawało się, jakby upłynęło wiele godzin, zanim weszliśmy między drzewa i głazy. Nie mogłam dostrzec ich nóg. Dłonie zakończone były trzema lub czterema palcami, na końcach których znajdowało się coś w rodzaju przyssawek. Sprawę koloru ich skóry wyjaśniła mi ta "kobieta". Według niej receptory koloru naszych oczu nie wyłapują prawdziwych barw ich skóry. Różnokolorowe siatkówki naszych oczu sprawiają, że widzimy ją w różnych kolorach. Widziane przez nas kolory mają związek z budową naszych oczu. Ta "kobieta" powiedziała mi, że tylko daltonista może widzieć prawdziwy kolor ich skóry. Jeżeli chodzi o mnie, ich skóra miała szarozielony odcień, przy czym w niektórych miejscach była ona nieco ciemniejsza. Jak mi wyjaśniła, to nie jest ich prawdziwa skóra. Jest to swego rodzaju osłona przed atmosferą, w której muszą przebywać...
Jeden z tych wyższych kilka razy powiedział do "kobiety": "Za dużo mówisz, za dużo mówisz..." Kiedy szliśmy, "kobieta" uspokajała mnie, mówiąc mi, że wszystko będzie dobrze. Powiedziała mi, że także odczuwają ból, ale zupełnie inaczej niż my. Dlatego też, kiedy sprawiają go nam w jakiś sposób, sądzą, że tak naprawdę wcale go nie odczuwamy. "Kobieta" była pełna współczucia dla mnie, czy ci dwaj także - nie wiem.
Statek, czy co tam to było, stał prawie niewidoczny pośród skał. Z początku pomyślałam nawet, że wchodzimy do jaskini. Nie chciałam tam wejść, ale musiałam, ponieważ mieli mojego syna. Podejrzewałam nawet, że chcą mnie zabić. Wszystko, co myślałam, brzmiało w mojej głowie niczym głośno wypowiadane słowa. Zapewne słysząc moje myśli, "kobieta" ponownie zapewniła mnie, że nic nam się nie stanie.
Zaraz po wejściu do środka rozebrali mnie, zanim zdołałam się zorientować, co się dzieje. Mieli tam oddzielny sektor dla mężczyzn i oddzielny dla kobiet. Do dzisiaj mam te małe koliste blizny. Jedną pod kciukiem. Mam także jedną w kształcie gwiazdy na wierzchu dłoni. Najwyraźniej widać je, kiedy mam opaloną skórę.
W tym czasie miałam właśnie okres i co ciekawe nie rozumieli tego. Musiałam wytłumaczyć "kobiecie", co to jest okres, jajeczka - wszystko, co się z tym wiąże. Odparła, że wiedzą już o jajeczkach i spermie. Próbki, które pobierali, umieszczali w pojemnikach podobnych do słoi. Nie były to słoje w dosłownym tego słowa znaczeniu; w rzeczy samej nie wiem, jak je nazywali.
Nie musiałam im mówić żadnej z tych rzeczy, ponieważ słyszeli moje myśli. Właśnie w ten sposób dowiadywali się wszystkiego ode mnie. Myśli obcej istoty, którą brałam za "kobietę", miały brzmienie, które nasuwało mi to skojarzenie. W pewnej chwili powiedziała do mnie: "Te informacje, które myślisz, ja już znam, chcemy jedynie zarejestrować twoje myśli". Powiedziała mi także między innymi, że lekarstwo przeciwko nowotworom znajduje się w korzeniach naszych roślin i że w niedalekiej przyszłości nasi lekarze odkryją to.
Poinformowała mnie, że przeprowadzają eksperymenty z ludźmi. Pokazała mi nawet, co robią z dziećmi. Widziałam zdeformowane dzieci trzymane w jakimś płynie na półce. Były tam dzieci obce, częściowo ludzkie i częściowo obce, ludzkie z różnych części świata, a także zdeformowane młode zwierzęta. Prowadzone przez nich eksperymenty nad stworzeniem krzyżówki pomiędzy ludźmi a ich rasą wciąż kończyły się niepowodzeniem. Nasze rasy nie dają się skrzyżować. Stworzone w ten sposób hybrydy żyją tylko przez krótki okres czasu. Jestem chrześcijanką i nigdy nie uwierzyłabym w coś takiego, gdyby mi się to nie przytrafiło.
Mają odpowiednie urządzenia, które pozwalają im kamuflować ich statki jako pojazdy wojskowe. Jedna z tych wyższych istot podchodziła do nas co chwilę i powtarzała: "Za dużo mówisz!". Odniosłam wrażenie, że zachowanie tej istoty zirytowało drugą z wyższych istot. Wewnątrz statku były jeszcze inne istoty. Za każdym razem, kiedy ta "kobieta" mówiła coś do mnie, pozostałe istoty "zamieniały się w słuch". Czułam, że są po jej stronie. Ona sama nie była dowódcą. Nie wiem, jaką pełniła rolę.
Chcąc pobrać krew z mojego palca, próbowała trafić w żyłę. Wyjaśniłam jej, że w naszych palcach nie ma grubych żył, że są one w rękach. Nasz metal jest inny niż ich. Nie bardzo potrafię to wyjaśnić. Nie jest taki twardy, jak nasz. Jest jakby miękki i jednocześnie nie miękki. Nie wiem, jak to określić. To było jak wbicie igły i odczucie ukłucia. To co czułam, nie było ukłuciem; wprawdzie bolało, ale to nie był normalny ból.
Denerwuję się, kiedy mówię o tym. Robili mi badanie odbytnicy. Kiedy wsuwali do niej rurkę, aby pobrać stolec, mówili coś o "próbkach".
"Kobieta" cały czas mówiła do mnie, a ja martwiłam się, zastanawiając się, co się dzieje z moim synkiem. Widziałam go i ich stojących nad nim, ale nie zauważyłam, aby coś z nim robili. Byłam przestraszona i nie panowałam nad swoim ciałem. To oni je kontrolowali - całkowicie.
Położyli na mnie coś, co przypominało szklaną bańkę. Stawiali ją na mnie co jakiś czas. Znajdujące się pod stołem światła zapaliły się w pewnym momencie. To było coś w rodzaju ciepłego tuszu. "Kobieta" co chwilę odchodziła i wracała. Wszystko, co myślałam, było nagrywane. Nie wiem, czy ten "tusz" miał mnie ukoić. Nie wiem, czemu miało to służyć.
Nie musiała dotykać przyrządów. Wystarczało, że pomachała ręką, a przypominający szklaną bańkę przedmiot unosił się w górę. Kiedy to następowało, oddalała się ode mnie. U mojego wezgłowia stale ktoś stał. Był to "mężczyzna". [Jej głos łamał się co chwilę po wpływem emocji.]
Do dziś mam na piersi czerwone znamię przypominające poziomkę w miejscu, w którym coś robili. Nie wiem, co to było. Wyglądało, jakby podłączyli mnie do jakiegoś urządzenia. Na ramieniu, w miejscach do których przyłożyli niewielkie przyrządy do wykonywania nacięć, pozostały mi małe czerwone blizny. Później zapytałam o to mojego lekarza, który powiedział, że mam uszkodzone w tych miejscach naczynia krwionośne.
"Mężczyzna" stał cały czas za mną. Wokół mnie krzątało się kilku innych. Mieli ze sobą próbki roślin, powietrza, jaja dzikich ptaków, owady, a także próbki gruntu. Obok znajdowało się to ogromne urządzenie wirujące. Wkładali do niego zebrane próbki. Każda z półek maszyny świeciła innym kolorem światła. Odnosiłam wrażenie, że leżę na stole od wielu godzin.
W drugiej komorze znajdował się czarnoskóry mężczyzna. "Kobieta" powiedziała mi, że jest z Etiopii. Również z jego ciała pobierali próbki. Poinformowała mnie, że posiadają urządzenia transferujące. Ich sekundy są wiele tysięcy razy krótsze od naszych. Nie rozumiem tego. Ilekroć spoglądałam na tego mężczyznę, "kobieta" podchodziła do mnie i w tym samym momencie "bańka" opuszczała się na mnie.
Następnie pobrali próbkę z mojego pępka. Zależało im na tym, aby były to naturalne wydzieliny. Kiedy pobierali tę próbkę z mojego pępka, stała obok mnie i mówiła do mnie, uspokajając mnie. Próbkę pobierał jeden z "mężczyzn", który stał po drugiej stronie. Używał czegoś, co przypominało przyrząd dentystyczny, taki z lusterkiem, który wkłada się do ust. Pobrali cały pot i łój, który zgromadził się w moim pępku.
Murzyn znajdował się w okrągłym pomieszczeniu o średnicy około 2,5 metra [, które wyglądało] jak ze szkła. Wszystkie pozostałe pomieszczenia wyglądały podobnie. Nasze pomieszczenia znajdowały się obok siebie. Pobierali z jego ciała próbki włosów, skóry i inne i wkładali je do osobnych butelek.
Następnie to urządzenie znalazło się obok mojej pięty i zaczęło ją oskrobywać. Potem przystąpili do wkłuwania w nią igły.
Poczułam ten sam dziwny ból. Zapytałam ją, po co to robią. W odpowiedzi podszedł do nas jeden z "mężczyzn" i ponownie powiedział: "Za dużo mówisz!" Najwyraźniej chciał zmusić "kobietę" do zaprzestała informowania mnie o ich poczynaniach. Następnie wyrwali mi paznokieć z małego palca u nogi. Po dziś dzień odpada mi co jakiś czas. Po odrośnięciu najczęściej odpada mi, kiedy się kąpię lub spaceruję. Przedtem tego nie miałam. Właśnie niedawno odpadł mi znowu. Kiedy wyrwali mi paznokieć, pobrali z tamtego miejsca próbkę krwi. Dziś nie mam z tym większych kłopotów.
Cały czas nurtowało mnie, co robią z moim synem. Przebywał w innym miejscu zasłonięty ciałami pozostałych istot zwróconych do mnie plecami. Był mały, więc nie widziałam, co z nim robią. Powtarzałam bez końca: "Proszę, nie zróbcie mu krzywdy!" Powiedzieli mi, że mój syn jest bardzo inteligentny. Czułam, że "kobieta" chce mi powiedzieć więcej, ale nie może.
Pokazała mi pewien wycinek historii naszego świata. Na wielkim ekranie. W tym samym czasie nad moją głowę opuściło się urządzenie będące jakby połączeniem kuli i stożka, które umożliwiło mi oglądanie pokazywanych mi obrazów. Przedstawiały wydarzenia z przeszłości: wojny, susze, powodzie, morderstwa, płonące domy, wybuchy wulkanów i pożary lasów. Odniosłam wrażenie, że chcą mi dać do zrozumienia, że to wszystko stało się z naszej winy. Zastanawiałam się, dlaczego tak uważają. To nie miało dla mnie żadnego sensu.
W pewnym momencie usłyszałam płacz dziecka. W pierwszej chwili pomyślałam, że to ktoś z nich, ale szybko zorientowałam się, że to był głos ludzki - dziecka, które zabrali od kogoś. "Kobieta" zapewniła mnie, że wszystko jest w porządku, że matka dziecka nie wie, gdzie ono jest - myśli zapewne w tej chwili, że ono śpi. Strasznie się zdenerwowałam w tym momencie i powiedziałam: "Jak śmiecie robić coś takiego bez czyjejś zgody? I dlaczego robicie to ze mną bez mojej zgody?" Wtedy podszedł jeden z "mężczyzn", był wściekły. Czułam to wyraźnie. Przecież nie poszłam tam z własnej woli. Byłam kontrolowana. Poszłam z nimi, ponieważ wzięli mojego syna. Odczułam coś w rodzaju wizji tunelu, jakbym była zahipnotyzowana. Kiedy powiedziałam: "Nie macie prawa tego robić!" - nic nie odpowiedziała. Stała milcząc z utkwionym we mnie wzrokiem.
Byli zaintrygowani miękkością naszej skóry i łatwością, z jaką można ją było skrobać. Opowiedzieli mi pewne rzeczy z historii mojej rodziny, a także z mojego dzieciństwa.
Jeden z nich powiedział mi coś, co mnie uderzyło, ponieważ zawsze sądziłam, że kiedy jest się zahipnotyzowanym, można powiedzieć o wszystkim, co się wie. Powiedziałam do siebie: "Po tym wszystkim poddam się hipnozie, aby opowiedzieć o tym, co mi się przytrafiło, żeby nikt nie myślał, że jest stuknięta". Słysząc tę myśl, odrzekł: "Możemy kontrolować nawet to". Odparłam: "W jaki sposób? Nie możecie kontrolować mojej świadomości tam, gdzie jest ona przechowywana". W odpowiedzi usłyszałam: "Możemy pozwolić ludziom pamiętać pewne rzeczy i blokować to, czego nie chcemy, aby pamiętali". Zapytałam zaskoczona: "Nawet pod wpływem hipnozy?" Odrzekł: "O, tak. Zaprogramowaliśmy w tym celu lekarzy, prawników, psychiatrów i programujemy ich na nowe rzeczy".
Śledzą każdy nasz krok, co widać było po scenach z mojego dzieciństwa, które mi pokazali - samych najgorszych, nigdy przyjemnych. Na przykład tej, kiedy odcięłam sobie palec. Wiedzieli o tym, że stało się to w czasie jazdy rowerem. Kiedy byłam małą dziewczynką, jechałam na rowerze za moją siostrą i w pewnym momencie palec u nogi wkręcił mi się w szprychy, i został odcięty. Moja siostra pobiegła szybko po matkę, która przytwierdziła go z powrotem na miejsce przy pomocy pajęczyn. Jestem w trzech czwartych Indianką i w jednej czwartej Irlandką. Nie stać nas było na lekarza, w związku z czym matka wpełzła pod dom i wygrzebała stamtąd pajęczyny i inne indiańskie specyfiki, i przyczepiła z ich pomocą mój palec z powrotem na swoje miejsce. I udało się. Wiedzieli o tym i chcieli dowiedzieć się ode mnie, jakich pajęczyn użyła moja matka. Odpowiedziałam im, że nie wiem.
Czułam, że przewyższają mnie, zwłaszcza pod względem inteligencji. Jestem zwyczajną wiejską dziewczyną. Wiedzieli, na jakim jestem poziomie, i porozumiewali się ze mną odpowiednio do niego. Były jednak słowa, których nie rozumieli. Jak wtedy kiedy powiedziałam: "Założę się, że mieliście na tym statku wszystkich Tomów, Dicków i Harrych, czy jak tam nazywacie ten żółwiasty przyrząd". Usłyszawszy to, "kobieta" powtórzyła wolno mechanicznym głosem: "Tomów, Dicków i Harrych? Żółwiasty?" Kiedy powiedziałam: "Wy-wszyscy" - zapytała: "Dlaczego mówisz wy-wszyscy?" Odparłam na to: "Ponieważ jest was wielu". Nie mogli zrozumieć, dlaczego nie jesteśmy tak zaawansowani, jak oni. Mamy wszystkie dane ku temu, żeby być tak zaawansowanymi, jak chcemy, lecz ograniczamy się. Zamykamy się na wiedzę, ponieważ nie chcemy się uczyć.
Pamiętacie, co powiedziałam wam o tym człowieku z Etiopii? Jeden z "mężczyzn" wskazał na niego i powiedział, że nie ma szans, aby ten człowiek pamiętał coś z tego przeżycia. Odparłam wówczas: "Hipnoza pozwoli mu przypomnieć sobie to wszystko". "Nie" - zaprzeczył "mężczyzna" - "czy widzisz, co z nim teraz robią?" Przykładali ten przyrząd do jego uszu i z tyłu głowy. Wyglądał jak stetoskop, z tym, że na końcu miał coś, co wyglądało jak litera J - jak haczyk. Przyrząd ten podłączony był za pomocą długiej rurki do metalowej szafki. Po chwili "mężczyzna" dodał: "Nie będzie czuł ani pamiętał niczego poza wrażeniem, że chyba mu się to wszystko przyśniło".
Przypominam sobie żywego cielaka, którego tam mieli. Jeszcze nie przystąpili do badań nad nim. Był sparaliżowany. Stał w jednym z pomieszczeń.
Mieli sporo różnych owadów i próbek różnorodnych substancji.
Do dziś nie wiem, co robili z tym dzieckiem. Słyszałam, jak płacze i przez chwilę widziałam je nawet. Było ludzkie. Nie powiedzieli mi, co zamierzają z nim zrobić. Mówiłam: "Jak śmiecie zabierać dziecko! Nie macie prawa!"
Nazywałam ich "Turkami". "Mężczyzna" zapytał: "Turek?" - i wszyscy spojrzeli na niego. Nazwałam go "Turkiem!" i powiedziałam to tak głośno, że jak sądzę, wszyscy to usłyszeli. Mówiłam to oczywiście w myślach. Wykrzykiwałam to w myślach i wszyscy to słyszeli.
Wiem, że później, kiedy byliśmy odstawiani z powrotem do samochodu, mój syn znajdował się przede mną i ta "kobieta" starała się dać mi do zrozumienia, że jest jej przykro z powodu tego wszystkiego, co mnie spotkało. Czułam to z jej głosu. W końcu znalazłam się w samochodzie siedząc za kierownicą. Spojrzałam za siebie. Na tylnym siedzeniu leżał pogrążony we śnie mój syn ubrany tak samo, jak gdyby nic się nie stało. Silnik pracował normalnie. Kierownica wciąż drżała, ale tej okrągłej rzeczy znajdującej się z boku drogi już nie było. Pomyślałam wówczas: "Niech to! Chyba dostałam udaru słonecznego!" Potem zaczęłam przypominać sobie to zdarzenie i pomyślałam: "To na pewno sen".
Następnie coś kazało spojrzeć mi w prawo i wówczas ujrzałam ją. Zapewniła mnie, że teraz wszystko jest w porządku. Była sama. I nagle zniknęła. Zaczęło się ściemniać. Minęło sześć godzin."
Nie ma plików w tym folderze
-
0 -
0 -
0 -
0
0 plików
0 KB