-
50541 -
1453 -
10430 -
2295
68486 plików
2730,62 GB
Wielkość całości: 370 MB
Czas: 36h 58m 57s
Bit rate: 32kbps
Zawartość uploadu: plik .mp3
Wersja językowa: polska
Czyta: Ksawery Jasieński
OPIS:
Nie zawsze jestem skłonna zgadzać się z wyrokami szacownych jurorów przyznających nagrody literackie, ale w tym przypadku myślę identycznie jak grupa ważnych osobistości zasiadających w jury Nagrody Goncourtów i Nagrody Akademii Francuskiej na przełomie lat 40 i 50: to książka wielka i ważna, obok której nie można przejść obojętnie.
Sam warsztat literacki, łączący umiejętność plastycznego, krwistego obrazowania wedle najlepszych tradycji francuskiego naturalizmu, prowadzenia kilkuwątkowej intrygi z dynamiką godną romansu historyczno-przygodowego, wreszcie nasycania całości emocjami tak dojmującymi, że mało kto zdoła ukończyć lekturę, nie doznawszy ani razu porywu oburzenia, żalu czy wzruszenia – już wynosi Ciała i dusze ponad przeciętność. I choć fabuła, przedstawiająca losy pewnej lekarskiej rodziny i ludzi z nią związanych na przestrzeni kilkunastu lat, bywa miejscami nieco melodramatyczna (należą tu bez wyjątku sceny kolejnych rozstań i spotkań Michała z ojcem, ojca z Fabianą, Fabiany z Oliwiuszem) i wzbogacona autorskimi komentarzami o wymowie dydaktyczno-moralizatorskiej – nie ma w tym wszystkim sztuczności i efekciarstwa. Czytelnikowi o poglądach materialistycznych nie w smak mogą być wyraźne odwołania do religii chrześcijańskiej. Jeśliby jednak pominąć kilka tych fragmentów, w których mowa bezpośrednio o Bogu, reszta nadal pozostanie wymowną przypowieścią o człowieku i świecie jego wartości. O godności lub jej braku, o pysze lub pokorze, o miłości własnej i miłości skierowanej na zewnątrz; o tworzeniu i niszczeniu, o wzlotach, upadkach i staniu w miejscu, o bogactwie ubogich i nędzy bogatych, o małości wielkich umysłów i wielkości prostaczków. A wszystko to na kanwie opowieści o jasnych i ciemnych stronach jednego z najpiękniejszych i najtrudniejszych zarazem zawodów. Przydałoby się zaznajomić z nią współczesnego polskiego czytelnika, postrzegającego świat lekarski albo jako potworną jakąś zgraję partaczy, łapówkarzy i „łowców skór”, albo - rzadziej i raczej życzeniowo – jako nadludzko utalentowaną ekipę Judymów z Leśnej Góry, zawsze dysponującą potrzebną wiedzą i sprzętem, zawsze podejmującą najwłaściwsze decyzje. Tymczasem powieść van der Meerscha uświadamia nam jasno i dobitnie, że lekarz – tak samo jak ksiądz, polityk, murarz, „dama z towarzystwa” i szwaczka – to przede wszystkim człowiek, mający jakieś słabości, wady i dziwactwa, ulegający pokusom i emocjom, zmęczeniu i chorobie, a równocześnie obarczony większym niż pozostali brzemieniem odpowiedzialności za życie setek, tysięcy innych ludzi. Trudno się pod takim ciężarem nie ugiąć, nie potknąć, nie upaść – lecz świadomość przyjętego dobrowolnie obowiązku sprawia, że niemal każdy naznaczony niesie go dalej; jeden, jak doktor Domberlé, z misjonarską żarliwością, inny, jak Michał, z cierpliwą pokorą, jeszcze inni – jak profesorowie Doutreval i Geraudin, z poczuciem własnego profesjonalizmu, zagłuszającym wszelkie wątpliwości.
Spośród kilkudziesięciu barwnych, wyrazistych postaci na pierwszy plan wysuwają się obaj Doutrevalowie, doświadczani kolejnymi ciosami. Dramat syna, zmuszonego wybierać między rodziną a ukochaną kobietą, między karierą i dobrobytem a mozołem i ubóstwem, ma przynajmniej jaśniejsze strony: miłość zmienia Michała, uszlachetnia, uwrażliwia na potrzeby innych, a jemu samemu pozwala czerpać radość z drobiazgów. Toteż w ostatecznym rozrachunku okazuje się, że to on „wybrał lepszą cząstkę”. Dramat zaś ojca, który dla mirażu sławy poświęca po kolei dzieci – najpierw syna, wyganiając go z domu w obawie, by ten nieprzemyślanym mezaliansem nie popsuł wizerunku doskonałej profesorskiej rodziny, potem córkę, powierzając ratowanie jej życia nie chirurgowi o najsprawniejszych rękach, lecz najbardziej ustosunkowanemu, wreszcie i drugą córkę, przy której pomocy ma zamiar zbliżyć się do wpływowego polityka i mimo woli ułatwia jej zaangażowanie się w romans bez przyszłości, za to z konsekwencjami – trwa zbyt długo i zbyt owocny jest w skutki, by mógł nie zostawić po sobie negatywnych śladów. Lecz nawet zadufanemu w sobie staremu profesorowi udaje się przejrzeć na oczy, zrzucić z siebie pancerz dumy i nieomylności, wyciągnąć rękę do wzgardzonych – i zyskać odrobinę nadziei.
Nie umiem czytać tej książki bez wzruszenia, bez ściskania w gardle i łez w oczach. Ale też nie umiem czytać jej bez refleksji nad kondycją medycyny wczoraj i dziś, nad pozycją człowieka, lekarza, pacjenta w świecie rządzonym przez pieniądze i układy. I muszę ją czytać raz, drugi, trzeci – bo dokąd jej potrzebuję, nie obumrze we mnie wrażliwość na ludzką niedolę i zdolność dostrzegania belki we własnym oku...
Recenzja z BiblioNETka
- sortuj według:
-
0 -
1 -
0 -
0
1 plików
55 KB