-
2126 -
4119 -
30645 -
892
38950 plików
567,21 GB
W grudniu minionego roku grupa mauretańskich społeczników zgłosiła policji, że pewna urzędniczka trzyma w swoim domu dwie niewolnice: trzynasto- i dziewięciolatkę. Jak się okazało, mieli rację. Dziewczynki trafiły na rozmowę z funkcjonariuszami. Aktywiści chcieli być obecni podczas przesłuchania, bo obawiali się, że pokrzywdzone padną ofiarą manipulacji. Zamknięto im jednak drzwi przed nosem. Gdy zaprotestowali, zostali aresztowani, a następnie pobici. W zeszłym tygodniu trójkę z nich skazano na rok odsiadki za "atak na oficerów" i "zakłócanie porządku". Urzędniczce postawiono drobny zarzut wyzyskiwania nieletnich. Działacze zostali ukarani, ponieważ poruszyli zakazany temat. W 2007 roku posiadanie niewolników stało się w Mauretanii przestępstwem. Mimo to organizacje humanitarne szacują, że dziś 18% Mauretańczyków - blisko 600 tysięcy - żyje w niewoli. Nikt do tej pory nie został jednak postawiony z tego powodu przed sądem. Ale czy powinno to dziwić, skoro własnych niewolników mają nawet urzędnicy, policjanci i politycy?
Islamski potop
Łóżkiem niewolnika jest ziemia, a jego ubraniem ogień
Mauretańskie powiedzenie
Cofnijmy się o tysiąc lat. Berberyjskie i arabskie plemiona przemierzają na objuczonych wielbłądach bezkresną Saharę. W pobliżu źródeł wody zakładają osady, z których wyrastają piaskowe miasta i centra handlu. Wieści o ogromnych bogactwach, zwłaszcza złocie, wiodą ich coraz bardziej na południe. Na styku pustyni i "zielonej" Afryki napotykają niechętne przybyszom murzyńskie plemiona. Rozpoczynają się walki. Jeźdźcy na wielbłądach szablami i ogniem ujarzmiają kuffarów - niewiernych - i siłą nawracają ich na islam. Do pustynnych miast płyną rzeki czarnych niewolników. Od teraz oni, a później ich dzieci i wnuki, będą służyć panom z północy.
Mijają setki lat, na afrykańskim wybrzeżu pojawiają się Europejczycy. Najpierw sami wysyłają statkami miliony pojmanych Murzynów za ocean. Później podbijają cały kontynent, tworzą kolonie i protektoraty, pokonują nawet niezwyciężonych Arabów i Berberów. Jednak z czasem Europejczycy, pod wpływem kiełkujących idei praw człowieka, zaczynają brzydzić się niewolnictwem. Tego świeżo nabytego wstrętu do wyzysku nie zaszczepiają jednak swoim niedawnym poddanym; chociaż zdobyli także i Saharę, w głąb pustyni zapuszczają się rzadko. Nie wnikają w obyczaje i przyzwyczajenia jej mieszkańców. Nie tłumaczą im, że wszyscy ludzie są równi. Saharyjski wiatr również pomija to w swoich pieśniach.
Później wybucha Wielka Wojna, stare imperia upadają, a kolonie stają się nowymi państwami. W 1960 roku dołącza do nich Mauretania, dawna zdobycz Francji. Rodzi się kraj, w którym nikt nigdy nie powiedział, że niewolnictwo jest złe.
Nie ma problemu
Nie wiem jak zostałem niewolnikiem. Po prostu się tak urodziłem. Wszyscy w mojej rodzinie byli niewolnikami. Odwalaliśmy całą ciężką robotę, a w zamian dostawaliśmy tylko bicie.
Mohammed, były niewolnik, dla BBC
Wraz z niepodległością władza trafia głównie w ręce białych Maurów, potomków Arabów i Berberów. Dla zamieszkujących południe kraju Halpularzy, Soninke i Wolofów - wnuków murzyńskich ludów, które nie dały zniewolić się pustynnym jeźdźcom - jest to zniewagą. Rywalizacja tych dwóch równie liczebnych grup przez dekady prowadzi do konfliktów, a pod koniec lat 80. do krwawych pogromów Murzynów i ich masowych wypędzeń.
Pomiędzy białych a Afrykanów wciśnięci są Heratinowie, zarabizowani potomkowie niewolników. Chociaż kolor ich skóry jest taki sam jak mieszkańców południa, uważają się za Maurów - tyle że czarnych. Nie do końca wiadomo, w jaki sposób utracili swoją tożsamość etniczną. Być może dlatego, że większość Heratinów, podobnie jak ich dziadkowie, nawet w wolnym państwie jest niewolnikami.
Mauretania nie zaznaje spokoju. Rządy zmieniają się często - raz panują dyktatorzy, zaraz po nich militarne junty, raz odbywają się sfingowane wybory, a za chwilę ktoś przeprowadza zamach stanu. Władcy zajęci są głównie utrzymywaniem się w siodle i brutalnym odpędzaniem wszystkich, którzy próbują ich z niego zrzucić. Nad kwestią zniewolonych nikt się nie rozwodzi - zresztą po co, skoro posiadanie Heratinów jest czymś powszechnym i aprobowanym. Praktycznie wszyscy biali Maurowie, a i wielu Afrykanów, mają swoich niewolników, którzy za okruchy ze stołu robią dla (i za) nich wszystko - wliczając dostarczanie seksualnych uciech.
Ulotność
Często mnie gwałcili. Przychodzili w nocy, gdy wszyscy spali. Nie mogłam ich powstrzymać. Mój pan jest ojcem mojego pierwszego dziecka, jego syn - drugiego, a bratanek - mojej małej córeczki.
Skyra, była niewolnica, dla BBC
W 1981 roku, pod wpływem międzynarodowej presji, wojskowy reżim zakazuje niewolnictwa. To farsa, bo nowe prawo nie ma żadnej mocy. W oficjalnych komunikach rząd upiera się, że w Mauretanii wszyscy cieszą się wolnością. Taka wersja będzie obowiązywać przez następne lata. "Władza nie tylko zaprzecza, że problem w ogóle istnieje i ignoruje nagłaśniane przypadki, ale także utrudnia pracę organizacjom badającym to zagadnienie" - opisuje Amnesty International. Niewolnictwo staje się największym sekretem Mauretanii.W nowym tysiącleciu świat zaczyna interesować się losem współczesnych helotów. W 2002 roku raport ONZ stwierdza, że aż 27 milionów ludzi na świecie jest czyjąś własnością, a liczba ta stale wzrasta. W Mauretanii zaczyna działać organizacja SOS Slaves. Jej członkowie są często więzieni i prześladowani przez służby bezpieczeństwa, ale udaje się im nagłośnić niedolę Haratinów w zagranicznych mediach.
W 2007 roku pierwsze w historii kraju demokratyczne wybory prezydenckie wygrywa Sidi uld Szajch Abdallahi. Chcąc przypodobać się Zachodowi, akceptuje propozycje obrońców praw człowieka. Posiadanie niewolników staje się przestępstwem, za które grozi do 10 lat więzienia i wysoka grzywna. Muzułmańscy duchowni ogłaszają, że niewolnictwo jest niezgodne z islamem. Świat się cieszy, aktywiści przybijają sobie piątki, politycy podają dłonie - wszyscy wierzą, że będzie tylko lepiej. Optymizm jest przedwczesny.
Abdallahi rządzi zaledwie półtora roku, gdy w sierpniu 2008 roku zbuntowani żołnierze wywlekają go z pałacu w stolicy, Nawakszucie. Zamachowcami dowodzi generał Muhammad uld Abd al-Aziz, którego prezydent zaledwie parę godzin wcześniej odwołał ze stanowiska szefa Gwardii Prezydenckiej. Rok później puczysta zostaje głową państwa po wyborach. Według opozycji - sfałszował je. Zachód nie protestuje. Al-Aziz obiecuje zmiażdżyć islamskich terrorystów, którzy regularnie porywają zagranicznych turystów i biznesmenów przebywających w Mauretanii. Jest przyjacielem, któremu nie patrzy się na ręce.
Nowy rząd nie wycofuje wprowadzonych przez poprzednika zmian w prawie, ale wraca do starej śpiewki: niewolników u nas nie ma.
Poddaństwo doskonałe
Moi właściciele powiedzieli mi: niewolnik jest zależny od swojego pana i, żeby pójść do raju, musi go słuchać. Inaczej pójdzie do piekła. Nie znałem nikogo innego, więc to wydawało mi się normalne.
Rabah, były niewolnik, dla IRIN
- Niewolnictwo to bolesna rzeczywistość w Mauretanii - mówi Bairam Ould Messaoud, dyrektor SOS Slaves. - Wiele rodzin ciągle ma niewolników tutaj, w Nawakszucie, i się z tym nie kryje, lecz władza nie reaguje - kontynuuje.
Jak twierdzą aktywiści, dziś prawie co piąty Mauretańczyk nie jest wolny. - Niewolnicy bardzo mocno przywiązują się do swoich właścicieli. Nawet ci oswobodzeni są bardzo biedni, nic nie odziedziczyli po bliskich. Często wolą zostać przy swoich dawnych panach, bo oni zapewniają im chociaż podstawowe środki do życia - wyjaśnia Ould Dine z mauretańskiego oddziału Human Rights Watch.
Bo niewolnictwo to niekoniecznie łańcuchy i bat. To także odebranie szansy na edukację i jakąkolwiek przyszłość, to świadomość, że wszyscy krewni też komuś służą, to całkowite uzależnienie - finansowe i mentalne. Niewolnicy rzadko są wysyłani do szkoły, wielu nie zna swoich nazwisk lub daty urodzenia, nie potrafi czytać ani liczyć. Ich świat ogranicza się do obszaru wyciętego surowym spojrzeniem nadzorcy, niczego więcej nigdy nie poznali. Wszystko, co znajduje się poza domem władcy jest dla nich niezrozumiałe, chaotyczne, niebezpieczne.
- Schwytany niewolnik zna wolność, więc żeby go zatrzymać, musisz go skuć - tłumaczy Messaoud. - Ale mauretański niewolnik, którego rodzice i dziadkowie żyli w niewoli, nie potrzebuje łańcuchów. On został wychowany jako domowe zwierzątko.
Osiągnęliśmy to, o czym marzyli amerykańscy plantatorzy. Stworzyliśmy absolutnie posłusznych niewolnikówBairam Ould Messaoud
Osiągnęliśmy to, o czym marzyli amerykańscy plantatorzy. Stworzyliśmy absolutnie posłusznych niewolników - kończy.
Ale to nie jedyna przyczyna fatalnej sytuacji tych ludzi. Mauretania to bardzo duży kraj, prawie trzykrotnie większy od Polski, ale zamieszkany przez zaledwie trzy miliony ludzi. Osady są porozrzucane w różnych miejscach przepastnej pustyni; odległości ogromne, a dróg brakuje. Dookoła nic, tylko piaskowe wydmy, kamienie i niebo. Wymiana informacji lub plotek między ludzkimi osiedlami przebiega więc bardzo powoli, bo internet czy telefony są rzadkością. Niewolnicy zamknięci na odludziach mogą nigdy nie dowiedzieć się, że w świetle prawa są wolni. A ich panowie mogą ich nigdy o tym nie poinformować.
Jednak nawet pełna świadomość i pragnienie wolności czasem nie wystarczą. Aktywiści udokumentowali wiele historii niewolników, którzy uciekli i zwrócili się o pomoc do policji. Chwilę później byli odwożeni do swoich właścicieli. W skrajnym przypadkach dziewczynki i kobiety oskarżające swych dawnych panów o gwałt trafiały do więzienia za "złe prowadzenie się".
Do tej pory, według SOS Slaves, ani jedna osoba nie została ukarana w Mauretanii za posiadanie lub handel niewolnikami. Wszystkie rozpoczęte procesy stają w miejscu albo są zamykane "z powodu braku dowodów".
Ostatnia szansa
Niewolnictwo ma w Mauretanii różne formy: jedni ludzie żyją dosyć niezależnie, ale nie mogą brać ślubu bez pozwolenia, a innym nie wolno nawet tknąć jedzenia, dopóki ręka pańska im go nie rzuci; całe życie służą swym właścicielom i są codziennie bici.
Julia Harrington, Open Society Justice Initiative
Mattallah Ould M'Boirk miał dużo szczęścia. Gdy wyrwał się z domowego więzienia, wpadł na wojskowy patrol. Wkrótce właściciel Mattallaha odnalazł go i żołnierzy. - Powiedziałem im, żeby lepiej mnie zastrzelili, niż oddali. Kazali mu odejść - opowiada.
Po tym wydarzeniu Mattallahem zaopiekowali się działacze SOS Slaves. Pomogli mu odnaleźć się w nowym życiu, a po jakimś czasie zaproponowali pracę. Dziś mężczyzna sam wspiera byłych niewolników w wychodzeniu na prostą. W końcu najlepiej rozumie ich położenie. Mobilizacji mu nie brakuje - jego rodzina ciągle znajduje się w niewoli.
Organizacje takie jak SOS Slaves wydają się być jedyną nadzieją dla czarnych Maurów. Nie tylko informują świat o cierpieniu Heratynów, ale także przedstawiają im ich prawa, a po oswobodzeniu - opiekują się nimi. Skuteczność aktywistów ogranicza jednak brak pieniędzy. Na państwowe dotacje nie mogą liczyć - przecież niewolnictwo w Mauretanii oficjalnie nie istnieje. Rząd nie będzie płacił za walkę z czymś, czego nie ma.
- sortuj według:
- 27 KB
- 15 sty 11 8:23
dodany przez: joachim2
-
0 -
2 -
0 -
0
2 plików
346 KB