(Pobór)
Mamy rok 2108, a Wspólnota Północnoamerykańska trzeszczy w szwach.
Dla pasożytniczych nierobów pokroju Andrew Graysona, są tylko dwie drogi, żeby wyrwać się z zarobaczonych, pełnych przemocy bloków socjalnych, gdzie dzienna racja żywieniowa to marne dwa tysiące kalorii smakującej jak papier przetworzonej soi: można albo łudzić się nadzieją na wygraną w loterii i otrzymanie biletu do jednej z pozaziemskich kolonii, albo się zaciągnąć.
Wybór jest prosty: mrzonki na bok, kalkulacja przodem.
Andrew zaciąga się do sił zbrojnych, skuszony prawdziwym żarciem, pensją z emeryturą i możliwością wyrwania się z Ziemi.
Ale szybko po rozpoczęciu kariery pełny oczekiwań i roszczeń Andy odkrywa, że dobre jedzenie i przyzwoita opieka medyczna słono kosztują… a nawet zasiedlona galaktyka skrywa o wiele większe niebezpieczeństwa, niż wojskowa biurokracja albo rządzące slumsami gangi.
(Punkt uderzenia)
Może i ludzkość wygrała bitwę, ale wojna wciąż trwa…
Siły zbrojne Ziemi powstrzymały ofensywę Dryblasów i wypchnęły ich okręty z Układu Słonecznego, ale Andrew Grayson wcale nie uważa wojny za zakończoną. Dryblasy nadal mają własne plany, a przecież podczas wojny przeciwnik nie czeka, aż druga strona się uzbroi.
Co zmieniło sytuację Ziemi? Nowoczesne okręty i broń, zaprojektowane do zabijania Dryblasów, pozwalają ludzkości walczyć na równych zasadach z potężnymi wrogami.
Andrew i jego żona Halley, obciążeni ciężarem dowodzenia oraz troską o życie podkomendnych, znaleźli się w awangardzie przygotowań do nowej fazy wojny.
Na Marsie trwa wypłaszanie ogromnych najeźdźców z podziemnych nor, co w niepokojącym tempie zbiera żniwo w żołnierzach i sprzęcie. Jednocześnie nie zniknęło niebezpieczeństwo dla kolonii pozaukładowych.
Grayson znów zostaje wtrącony w chaos gwałtownych działań zbrojnych. Ogrom już poniesionych strat zmusza go jednak do zadania sobie pytania czy koszt przetrwania nie jest zbyt wysoki.