Ostatnie dni II wojny światowej. Nasilające się odgłosy wybuchów zapowiadają zbliżanie się frontu. Dworski pasterz, Jakub, stojąc pośród stada owiec, obserwuje paniczną ucieczkę mieszkańców pałacu, dziedzica i jego służby. Dwór stoi przed nim otworem. Jakub nieśmiało przekracza pałacowe progi, z bojaźnią spogląda na śledzące jego kroki dostojne oblicza z portretów wiszących na ścianach. Powoli oswaja się z otoczeniem. Wielkie pałacowe lustro daje jego rzeczywiste odbicie - bosego, w nędznym, futrzanym kubraku. Ale wyobraźnia pozwoli mu po chwili zobaczyć siebie "po pańsku" - w bogatym odzieniu, z upierścienionymi, białymi rękami. W złoconych, portretowych ramach zamiast szlachetnego przodka jawi się twarz jego własnego ojca. Wystarczy urwać wahadło zegara, aby czas przestał istnieć. Jakub zasiada w fotelu dziedzica, wyobraża sobie, że jest panem, który powrócił do pałacu. Widzi siebie, wkraczającego w jego progi nie uniżenie, jak radził ojciec, ale dumnie, wśród pokłonów lokat. Może też strzelać do jelenia i z bliska oglądać jego wspaniałą śmierć, a nie jak dotychczas gonić za zwierzyną z nagonką. Stopniowo zaciera się różnica między tym co realne, a imaginacją. Jakub odbywa wędrówki po pałacowych komnatach. W gabinecie prowadzi uczone rozmowy z "drogim kuzynem", z samym biskupem dyskutuje o Bogu, o życiu, a częściej o śmierci, która, "jeśli piękna - warta jest całego życia". W sypialni pani dziedziczki, w łożu z baldachimem, doznaje subtelnych miłosnych wrażeń, a później, znudzony humorami i ciągłymi słabościami żony, każe, zgodnie z prawem "pierwszej nocy", przyprowadzić sobie krzepką wiejską dziewczynę - pannę młodą. Jej mąż wiesza się z rozpaczy na gałęzi drzewa przed pałacowym oknem. Podobnie jak przed laty ojciec Jakuba, który, nie mogąc dłużej znosić głodu i poniżenia, zdobył się na akt zemsty - skosił róże na klombie i sam przebił się kosą. Służba dworska nakazuje matce zabrać ciało, aby pan nie był narażony rano na niemiły widok. Jakub ma świadomość, że otacza go strach i nie-nawiść poddanych, boi się ich, szczególnie tych, którzy "ani wierzą, ani piją" - to buntownicy. Kiedy uzbrojony i groźny tłum wtargnie do wnętrza, Jakub z pokorą przyjmie zniewagi, plugawienie portretów przodków, niszczenie i grabież jego mienia, wymordowanie rodziny. Przeżywając kolejne wcielenie swego pana, nie czuje się szczęśliwy, dokucza mu samotność. Z żalem wspomina swój dawny los, martwi się o owce, które porzucił. Często rozmyśla o śmierci. Prześladuje go obawa, żeby "byle jak nie umrzeć", wyobraża sobie własny pogrzeb, godny potomka znakomitego rodu. Umiera dziewczyna wiejska, która go naprawdę kochała, a żona rzuca się z pałacowej wieży. Swemu ulubionemu kanarkowi urządza wspaniały pogrzeb, z długim orszakiem żałobnym, z wiejskimi płaczkami i chłopskim lamentem. Jakub niemal lubuje się w doznawaniu cierpień, uważając, że "właśnie w nieszczęściu człowiek jest najbliższy sobie". Doznaje też pańskich radości. Biesiaduje z przyjaciółmi przy suto zastawionych stołach, pije znakomite wina, doznaje wzruszeń słuchając śpiewu i muzyki, każe malować swój portret, wyprawia w pałacu huczny bal. Ale rozlegający się śmiech wydaje się nieszczery, a wesołość pozorna. Gdy front zbliża się coraz bardziej do pałacu, w jego wnętrzu wybucha wielki pożar. Płonie fortepian, ogień wydobywa się z zegara z oberwanym wahadłem, płoną ręce Jakuba - uniesione w górę świecą jak pochodnie.
Nie ma plików w tym folderze