Wykorzystujemy pliki cookies i podobne technologie w celu usprawnienia korzystania z serwisu Chomikuj.pl oraz wyświetlenia reklam dopasowanych do Twoich potrzeb.

Jeśli nie zmienisz ustawień dotyczących cookies w Twojej przeglądarce, wyrażasz zgodę na ich umieszczanie na Twoim komputerze przez administratora serwisu Chomikuj.pl – Kelo Corporation.

W każdej chwili możesz zmienić swoje ustawienia dotyczące cookies w swojej przeglądarce internetowej. Dowiedz się więcej w naszej Polityce Prywatności - http://chomikuj.pl/PolitykaPrywatnosci.aspx.

Jednocześnie informujemy że zmiana ustawień przeglądarki może spowodować ograniczenie korzystania ze strony Chomikuj.pl.

W przypadku braku twojej zgody na akceptację cookies niestety prosimy o opuszczenie serwisu chomikuj.pl.

Wykorzystanie plików cookies przez Zaufanych Partnerów (dostosowanie reklam do Twoich potrzeb, analiza skuteczności działań marketingowych).

Wyrażam sprzeciw na cookies Zaufanych Partnerów
NIE TAK

Wyrażenie sprzeciwu spowoduje, że wyświetlana Ci reklama nie będzie dopasowana do Twoich preferencji, a będzie to reklama wyświetlona przypadkowo.

Istnieje możliwość zmiany ustawień przeglądarki internetowej w sposób uniemożliwiający przechowywanie plików cookies na urządzeniu końcowym. Można również usunąć pliki cookies, dokonując odpowiednich zmian w ustawieniach przeglądarki internetowej.

Pełną informację na ten temat znajdziesz pod adresem http://chomikuj.pl/PolitykaPrywatnosci.aspx.

Nie masz jeszcze własnego chomika? Załóż konto

wislawa_szymborska_640x0_rozmiar-niestandardowy (3).jpg

eli1313 / Galeria / ♣★ Poezja •✿• / Wisława Szymborska / Wisława Szymborska-wiersze z tomików / wislawa_szymborska_640x0_rozmiar-niestandardowy (3).jpg
Wisława Szymborska-wiersze z tomików - wislawa_szymborska_640x0_rozmiar-niestandardowy 3.jpg
Download: wislawa_szymborska_640x0_rozmiar-niestandardowy (3).jpg

57 KB

(610px x 800px)

0.0 / 5 (0 głosów)

W biały dzień
Do pensjonatu w górach jeździłby,
na obiad do jadalni schodziłby,
na cztery świerki z gałęzi na gałąź
nie otrząsając z nich świeżego śniegu
zza stolika pod oknem patrzyłby.
Z bródką przyciętą w szpic,
łysawy, siwiejący, w okularach
o pogrubiałych i znużonych rysach twarzy,
z brodawką na policzku i fałdzistym czołem,
jakby anielski marmur oblepiła ludzka glina -
a kiedy to się stało, sam nie wiedziałby,
bo przecież nie gwałtownie, ale pomalutku
zwyżkuje cena za to, że się nie umarło wcześniej
i również on tę cenę płaciłby.
O chrząstce ucha ledwie draśniętej pociskiem
- gdy głowa uchyliła się w ostatniej chwili -
„cholerne miałem szczęście” mawiałby.

Czekając aż podadzą rosół z makaronem
dziennik z bieżącą datą czytałby,
wielkie tytuły, ogłoszenia drobne,
albo bębnił palcami po białym obrusie,
a miałby już od dawna używane dłonie
o spierzchłej skórze i wypukłych żyłach.

Czasami ktoś od progu wołałby:
„panie Baczyński, telefon do pana”
i nic dziwnego w tym nie byłoby,
że to on i że wstaje obciągając sweter
i bez pośpiechu rusza w stronę drzwi.

Rozmów na widok ten nie przerywanoby,
w pół gestu i w pół tchu nie zastyganoby,
i bo zwykłe to zdarzenie, a szkoda, a szkoda,
jako zwykłe zdarzenie traktowanoby.

(Z tomiku „Ludzie na moście”, 1986)





Miłość od pierwszego wejrzenia
Oboje są przekonani,
że połączyło ich uczucie nagłe.
Piękna jest taka pewność,
ale niepewność piękniejsza.

Sądzą, że skoro nie znali się wcześniej,
nic między nimi nigdy się nie działo.
A co na to ulice, schody, korytarze,
na których mogli się od dawna mijać?

Chciałabym ich zapytać,
czy nie pamiętają -
może w drzwiach obrotowych
kiedyś twarzą w twarz?
jakieś „przepraszam” w ścisku?
głos „pomyłka” w słuchawce?
- ale znam ich odpowiedź.
Nie, nie pamiętają.

Bardzo by ich zdziwiło,
że od dłuższego już czasu
bawił się nimi przypadek.

Jeszcze nie całkiem gotów
zamienić się dla nich w los,
zbliżał ich i oddalał,
zabiegał im drogę
i tłumiąc chichot
odskakiwał w bok.

Były znaki, sygnały,
cóż z tego, że nieczytelne.
Może trzy lata temu
albo w zeszły wtorek
pewien listek przefrunął
z ramienia na ramię?
Było coś zgubionego i podniesionego.
Kto wie, czy już nie piłka
w zaroślach dzieciństwa?

Były klamki i dzwonki,
na których zawczasu
dotyk kładł się na dotyk.
Walizki obok siebie w przechowalni.
Był może pewnej nocy jednakowy sen,
natychmiast po zbudzeniu zamazany.

Każdy przecież początek
to tylko ciąg dalszy,
a księga ztiatzeń
zawsze otwarta w połowie.

Komentarze:

Nie ma jeszcze żadnego komentarza. Dodaj go jako pierwszy!

Aby dodawać komentarze musisz się zalogować

Inne pliki do pobrania z tego chomika
Wisława Szymborska-wiersze z tomików - mediumkrvlui554adf4b5ae83a785209.jpg
Próba Oj tak, piosenko, szydzisz ze mnie, bo choćbym ...
Próba Oj tak, piosenko, szydzisz ze mnie, bo choćbym poszła górą, nie zakwitną różą. Różą zakwita róża i nikt inny. Wiesz. Próbowałam mieć liście. Chciałam się zakrzewić. Z oddechem powstrzymanym - żeby było prędzej - oczekiwałam chwili zamknięcia się w róży. Piosenko, która nie znasz nade mną litości: mam ciało pojedyncze, nieprzemienne w nic, jestem jednorazowa aż do szpiku kości. obrazek Czwarta nad ranem Godzina z nocy na dzień. Godzina z boku na bok. Godzina dla trzydziestoletnich. Godzina uprzątnięta pod kogutów pianie. Godzina, kiedy ziemia zapiera nas. Godzina, kiedy wieje od wygasłych gwiazd. Godzina a-czy-po-nas-nic-nie-pozostanie. Godzina pusta. Głucha, czcza. Dno wszystkich innych godzin. Nikomu nie jest dobrze o czwartej nad ranem. Jeśli mrówkom jest dobrze o czwartej nad ranem - pogratulujmy mrówkom. I niech przyjdzie piąta, o ile mamy dalej żyć.
Wisława Szymborska-wiersze z tomików - wislawa_szymborska_640x0_rozmiar-niestandardowy 2.jpg
Miłość szczęśliwa Miłość szczęśliwa. Czy to jest normal ...
Miłość szczęśliwa Miłość szczęśliwa. Czy to jest normalne, czy to poważne, czy to pożyteczne - co świat ma z dwojga ludzi, którzy nie widzą świata? Wywyższeni ku sobie bez żadnej zasługi, pierwsi lepsi z miliona, ale przekonani, że tak stać się musiało – w nagrodę za co? za nic; światło pada znikąd - dlaczego właśnie na tych, a nie innych? Czy to obraża sprawiedliwość? Tak. Czy narusza troskliwie piętrzone zasady, strąca ze szczytu morał? Narusza i strąca. Spójrzcie na tych szczęśliwych: gdyby się chociaż maskowali trochę, udawali zgnębienie krzepiąc tym przyjaciół! Słuchajcie, jak się śmieją – obraźliwie. Jakim językiem mówią – zrozumiałym na pozór. A te ich ceremonie, ceregiele, wymyślne obowiązki względem siebie - wygląda to na zmowę za plecami ludzkości! Trudno nawet przewidzieć, do czego by doszło, gdyby ich przykład dał się naśladować. Na co liczyć by mogły religie, poezje, o czym by pamiętano, czego zaniechano, kto by chciał zostać w kręgu. Miłość szczęśliwa. Czy to jest konieczne? Takt i rozsądek każą milczeć o niej jak o skandalu z wysokich sfer Życia. Wspaniałe dziatki rodzą się bez jej pomocy. Przenigdy nie zdołałaby zaludnić ziemi, zdarza się przecież rzadko. Niech ludzie nie znający miłości szczęśliwej twierdzą, że nigdy nie ma miłości szczęśliwej. Z tą wiarą lżej im będzie i żyć, i umierać. (Z tomiku „Wszelki wypadek”, 1972) Nic dwa razy Nic dwa razy się nie zdarza i nie zdarzy. Z tej przyczyny zrodziliśmy się bez wprawy i pomrzemy bez rutyny. Choćbyśmy uczniami byli najtępszymi w szkole świata, nie będziemy repetować żadnej ziny ani lata. Żaden dzień się nie powtórzy, nie ma dwóch, podobnych nocy, dwóch tych samych pocałunków; dwóch jednakich spojrzeń w oczy. Wczoraj, kiedy twoje imię ktoś wymówił przy mnie głośno, tak mi było, jakby róża przez otwarte wpadła okno. Dziś, kiedy jesteśmy razem, odwróciłam twarz ku ścianie. Róża? Jak wygląda róża? Czy to kwiat? A może kamień? Czemu ty się, zła godzino, z niepotrzebnym mieszasz lękiem? Jesteś – a więc musisz minąć. Miniesz – a więc to jest piękne. Uśmiechnięci, wpółobjęci spróbujemy szukać zgody, choć różnimy się od siebie jak dwie krople czystej wody.
Wisława Szymborska-wiersze z tomików - szymborska2_267x165_crop.jpg
Zdumienie Czemu w zanadto jednej osobie? Tej a nie i ...
Zdumienie Czemu w zanadto jednej osobie? Tej a nie innej? I co tu robię? W dzień co jest wtorkiem? W domu nie gnieździe? W skórze nie łusce? Z twarzą nie liściem? Dlaczego tylko raz osobiście? Właśnie na ziemi? Przy małej gwieździe? Po tylu erach nieobecności? Za wszystkie czasy i wszystkie glony? Za jamochłony i nieboskłony? Akurat teraz? Do krwi i kości? Sama u siebie z sobą? Czemu nie obok ani sto mil stąd, nie wczoraj, ani sto lat temu siedzę i patrzę w ciemny kąt - tak jak z wzniesionym nagle łbem patrzy warczące zwane psem? (Z tomiku „Wszelki wypadek”, 1972)
Wisława Szymborska-wiersze z tomików - pap_19961206_00K.jpeg
Obóz głodowy pod Jasłem Napisz to. Napisz. Zwykłym at ...
Obóz głodowy pod Jasłem Napisz to. Napisz. Zwykłym atramentem na zwykłym papierze: nie dano im jeść, wszyscy pomarli z głodu. Wszyscy. Ilu? To duża łąka. Ile trawy przypadło na jednego? Napisz: nie wiem. Historia zaokrągla szkielety do zera. Tysiąc i jeden to wciąż jeszcze tysiąc. Ten jeden, jakby go wcale nie było: płód urojony, kołyska próżna, elementarz otwarty dla nikogo, powietrze, które śmieje się, krzyczy i rośnie, schody dla pustki zbiegającej do ogrodu, miejsce niczyje w szeregu. Jesteśmy na tej łące, gdzie stało się ciałem. A ona milczy jak kupiony świadek. W słońcu. Zielona. Tam opodal las do żucia drewna, do picia spod kory - porcja widoku całodzienna, póki się nie oślepnie. W górze ptak, który po ustach przesuwał się cieniem pożywnych skrzydeł. Otwierały się szczęki, uderzał ząb o ząb. Nocą na niebie błyskał sierp i żął na śnione chleby. Nadlatywały ręce z poczerniałych ikon, z pustymi kielichami w palcach. Na rożnie kolczastego drutu chwiał się człowiek. Śpiewano z ziemią w ustach. Śliczną pieśń o tym, że wojna trafia prosto w serce. Napisz, jaka tu cisza. Tak. (Z tomiku „Sól”, 1962) Niektórzy lubią poezję Niektórzy - czyli nie wszyscy. Nawet nie większość wszystkich ale mniejszość. Nie licząc szkół, gdzie się musi, i samych poetów, będzie tych osób chyba dwie na tysiąc. Lubią - ale lubi się także rosół z makaronem, lubi się komplementy i kolor niebieski, lubi się stary szalik, lubi się stawiać na swoim lubi się głaskać psa. Poezję - tylko co to takiego poezja. Niejedna chwiejna odpowiedź na to pytanie już padła. A ja nie wiem i nie wiem i trzymam się tego jak zbawiennej poręczy.
Wisława Szymborska-wiersze z tomików - wislawa_szymborska_640x0_rozmiar-niestandardowy 4.jpg
Nadmiar Odkryto nową gwiazdę, co nie znaczy, że zrobił ...
Nadmiar Odkryto nową gwiazdę, co nie znaczy, że zrobiło się jaśniej i że przybyło czegoś czego brak. Gwiazda jest duża i daleka, tak daleka, że mała, nawet mniejsza od innych dużo od niej mniejszych. Zdziwienie nie byłoby tu niczym dziwnym, gdybyśmy tylko mieli na nie czas. Wiek gwiazdy, masa gwiazdy, położenie gwiazdy, wszystko to starczy może na jedną pracę doktorską i skromną lampkę wina w kołach zbliżonych do nieba: astronom, jego żona, krewni i koledzy, nastrój niewymuszony, strój dowolny, przeważają w rozmowie tematy miejscowe i gryzie się orzeszki ziemne. Gwiazda wspaniała, ale to jeszcze nie powód, żeby nie wypić zdrowia naszych pań nieporównanie bliższych. Gwiazda bez konsekwencji. Bez wpływu na pogodę, modę, wynik meczu, zmiany w rządzie, dochody i kryzys wartości. Bez skutków w propagandzie i przemyśle ciężkim. Bez odbicia w politurze stołu obrad. Nadliczbowa dla policzonych dni życia. Po cóż tu pytać, pod iloma gwiazdami człowiek rodzi się, a pod iloma po krótkiej chwili umiera. Nowa. - Przynajmniej pokaż mi, gdzie ona jest. - Między brzegiem tej burej postrzępionej chmurki a tamtą, bardziej na lewo, gałązką akacji. - Aha – powiadam. (Z tomiku „Ludzie na moście”, 1986) Prospekt Jestem pastylka na uspokojenie. Działam w mieszkaniu, skutkuję w urzędzie, siadam do egzaminów, staję na rozprawie, starannie sklejam rozbite garnuszki - tylko mnie zażyj, - rozpuść pod językiem, tylko mnie połknij, tylko popij wodą. Wiem, co robić z nieszczęściem, jak znieść złą nowinę, zmniejszyć niesprawiedliwość, rozjaśnić brak Boga, dobrać do twarzy kapelusz żałobny. Na co czekasz - zaufaj chemicznej litości. Jesteś jeszcze młody (młoda), powinieneś (powinnaś) urządzić się jakoś Kto powiedział, że życie ma być odważnie przeżyte? Oddaj mi swoją przepaść - wymoszczę ją snem, będziesz mi wdzięczny (wdzięczną) za cztery łapy spadania. Sprzedaj mi swoją duszę. Inny się kupiec nie trafi. Innego diabła już nie ma.
Wisława Szymborska-wiersze z tomików - wislawa_szymborska_640x0_rozmiar-niestandardowy 3.jpg
W biały dzień Do pensjonatu w górach jeździłby, na o ...
W biały dzień Do pensjonatu w górach jeździłby, na obiad do jadalni schodziłby, na cztery świerki z gałęzi na gałąź nie otrząsając z nich świeżego śniegu zza stolika pod oknem patrzyłby. Z bródką przyciętą w szpic, łysawy, siwiejący, w okularach o pogrubiałych i znużonych rysach twarzy, z brodawką na policzku i fałdzistym czołem, jakby anielski marmur oblepiła ludzka glina - a kiedy to się stało, sam nie wiedziałby, bo przecież nie gwałtownie, ale pomalutku zwyżkuje cena za to, że się nie umarło wcześniej i również on tę cenę płaciłby. O chrząstce ucha ledwie draśniętej pociskiem - gdy głowa uchyliła się w ostatniej chwili - „cholerne miałem szczęście” mawiałby. Czekając aż podadzą rosół z makaronem dziennik z bieżącą datą czytałby, wielkie tytuły, ogłoszenia drobne, albo bębnił palcami po białym obrusie, a miałby już od dawna używane dłonie o spierzchłej skórze i wypukłych żyłach. Czasami ktoś od progu wołałby: „panie Baczyński, telefon do pana” i nic dziwnego w tym nie byłoby, że to on i że wstaje obciągając sweter i bez pośpiechu rusza w stronę drzwi. Rozmów na widok ten nie przerywanoby, w pół gestu i w pół tchu nie zastyganoby, i bo zwykłe to zdarzenie, a szkoda, a szkoda, jako zwykłe zdarzenie traktowanoby. (Z tomiku „Ludzie na moście”, 1986) Miłość od pierwszego wejrzenia Oboje są przekonani, że połączyło ich uczucie nagłe. Piękna jest taka pewność, ale niepewność piękniejsza. Sądzą, że skoro nie znali się wcześniej, nic między nimi nigdy się nie działo. A co na to ulice, schody, korytarze, na których mogli się od dawna mijać? Chciałabym ich zapytać, czy nie pamiętają - może w drzwiach obrotowych kiedyś twarzą w twarz? jakieś „przepraszam” w ścisku? głos „pomyłka” w słuchawce? - ale znam ich odpowiedź. Nie, nie pamiętają. Bardzo by ich zdziwiło, że od dłuższego już czasu bawił się nimi przypadek. Jeszcze nie całkiem gotów zamienić się dla nich w los, zbliżał ich i oddalał, zabiegał im drogę i tłumiąc chichot odskakiwał w bok. Były znaki, sygnały, cóż z tego, że nieczytelne. Może trzy lata temu albo w zeszły wtorek pewien listek przefrunął z ramienia na ramię? Było coś zgubionego i podniesionego. Kto wie, czy już nie piłka w zaroślach dzieciństwa? Były klamki i dzwonki, na których zawczasu dotyk kładł się na dotyk. Walizki obok siebie w przechowalni. Był może pewnej nocy jednakowy sen, natychmiast po zbudzeniu zamazany. Każdy przecież początek to tylko ciąg dalszy, a księga ztiatzeń zawsze otwarta w połowie.
Wisława Szymborska-wiersze z tomików - wislawa_szymborska_nie_zyje_okladki_267x165_crop.jpg
Nienawiść Spójrzcie, jaka wciąż sprawna, jak dobrze ...
Nienawiść Spójrzcie, jaka wciąż sprawna, jak dobrze się trzyma w naszym stuleciu nienawiść. Jak lekko bierze wysokie przeszkody. Jakie to łatwe dla niej – skoczyć, dopaść. Nie jest jak inne uczucia. Starsza i młodsza od nich równocześnie. Sama rodzi przyczyny, które ją budzą do życia. Jeśli zasypia, to nigdy snem wiecznym. Bezsenność nie odbiera jej sił, ale dodaje. Religia nie religia - byle przyklęknąć na starcie. Ojczyzna nie ojczyzna - byle się zerwać do biegu. Niezła i sprawiedliwość na początek. Potem już pędzi sama. Nienawiść. Nienawiść. Twarz jej wykrzywia grymas ekstazy miłosnej. Ach, te inne uczucia - cherlawe i ślamazarne. Od kiedy to braterstwo może liczyć na tłumy? Współczucie czy kiedykolwiek pierwsze dobiło do mety? Zwątpienie ilu chętnych porywa za sobą? Porywa tylko ona, która swoje wie. Zdolna, pojętna, bardzo pracowita. Czy trzeba mówić ile ułożyła pieśni. Ile stronic historii ponumerowała. Ile dywanów z ludzi porozpościerała na ilu placach, stadionach. Nie okłamujmy się: potrafi tworzyć piękno. Wspaniałe są jej łuny czarną nocą. Świetne kłęby wybuchów o różanym świcie. Trudno odmówić patosu ruinom i rubasznego humoru krzepko sterczącej nad nimi kolumnie. Jest mistrzynią kontrastu między łoskotem a ciszą, między czerwoną krwią a białym śniegiem. A nade wszystko nigdy jej nie nudzi motyw schludnego oprawcy nad splugawioną ofiarą. Do nowych zadań w każdej chwili gotowa. Jeżeli musi poczekać, poczeka. Mówią, że ślepa. Ślepa? Ma bystre oczy snajpera i śmiało patrzy w przyszłość - ona jedna. (Z tomiku „Koniec i początek”, 1993) Nic darowane Nic darowane, wszystko pożyczone. Tonę w długach po uszy. Będę zmuszona sobą zapłacić za siebie, za życie oddać życie. Tak to już urządzone, że serce do zwrotu i wątroba do zwrotu i każdy palec z osobna. Za późno na zerwanie warunków umowy. Długi będą ściągnięte ze mnie wraz ze skórą. Chodzę po świecie w tłumie innych dłużników. Na jednych ciąży przymus spłaty skrzydeł. Drudzy chcąc nie chcąc rozliczą się z liści. Po stronie Winien wszelka tkanka w nas. żadnej rzęski, szypułki do zachowania na zawsze. Spis jest dokładny i na to wygląda, że mamy zostać z niczym. Nie mogę sobie przypomnieć gdzie, kiedy i po co pozwoliłam otworzyć sobie ten rachunek. Protest przeciwko niemu nazywamy duszą. I to jest to jedyne, czego nie ma w spisie. (Z tomiku „Koniec i początek”, 1993) Głosy Ledwie ruszysz nogą, zaraz jak spod ziemi Aboryginowie Marku Emiliuszu. W sam środek Rutulów już ci grzężnie pięta. W Sabinów, Latynów wpadasz po kolana. Już po pas, po szyję; już po dziurki w nosie Ekwów masz i Wolsków, Lucjuszu Fabiuszu. Do uprzykrzenia pełno tych małych narodów, do przesytu i mdłości, Kwintusie Decjuszu. Jedno miasto, drogie, stosiedemdziesiąte. Upór Fidenatów. Zła wola Felisków. Ślepota Ecetran. Chwiejność Antemnatów. Obraźliwa niechęć Labikan, Pelignów. Oto co nas, łagodnych, zmusza do surowości za każdym nowym wzgórzem, Gajuszu Kleliuszu. Gdybyż nie zawadzali, ale zawadzają Aurunkowie, Marsowie, Spuriuszu Manliuszu. Tarkwiniowie stąd zowąd
Wisława Szymborska-wiersze z tomików - wislawa_szymborska_640x0_rozmiar-niestandardowy 5.jpg
Krótkie życie naszych przodków Niewielu dożywało lat tr ...
Krótkie życie naszych przodków Niewielu dożywało lat trzydziestu. Starość to był przywilej kamieni i drzew. Dzieciństwo trwało tyle co szczenięctwo wilków. Należało się śpieszyć, zdążyć z życiem nim słońce zajdzie, nim pierwszy śnieg spadnie. Trzynastoletnie rodzicielki dzieci, czteroletni tropiciele ptasich gniazd w sitowiu, dwudziestoletni przewodnicy łowów - dopiero ich nie było, już ich nie ma. Końce nieskończoności zrastały się szybko. Wiedźmy żuły zaklęcia wszystkimi jeszcze zębami młodości. Pod okiem ojca mężniał syn. Pod oczodołem dziadka wnuk się rodził. A zresztą nie liczyli sobie lat. Liczyli sieci, garnki, szałasy, topory. Czas, taki hojny dla byle gwiazdy na niebie, wyciągał do nich rękę prawie pustą i szybko cofał ją, jakby mu było szkoda. Jeszcze krok, jeszcze dwa wzdłuż połyskliwej rzeki, co z ciemności wypływa i w ciemności znika. Nie było ani chwili do stracenia, pytań do odłożenia i późnych objawień, o ile nie zostały zawczasu doznane. Mądrość nie mogła czekać siwych włosów. Musiała widzieć jasno, nim stanie się jasność, i wszelki głos usłyszeć, zanim się rozlegnie. Dobro i zło - wiedzieli o nim mało, ale wszystko: kiedy zło tryumfuje, dobro się utaja; gdy dobro się objawia, zło czeka w ukryciu. Jedno i drugie nie do pokonania ani do odsunięcia na bezpowrotną odległość. Dlatego jeśli radość, to z domieszką trwogi, jeśli rozpacz, to nigdy bez cichej nadziei. Życie, choćby i długie, zawsze będzie krótkie. Zbyt krótkie, żeby do tego coś dodać. (Z tomiku „Ludzie na moście”, 1986) Schyłek wieku Miał być lepszy od zeszłych nasz XX wiek. Już tego dowieść nie zdąży, lata ma policzone, krok chwiejny, oddech krótki. Już zbyt wiele się stało, co się stać nie miało, a to, co miało nadejść, nie nadeszło. Miało się mieć ku wiośnie, i szczęściu, między innymi. Strach miał opuścić góry i doliny. Prawda szybciej od kłamstwa miała dobiegać do celu. Miało się kilka nieszczęść nie przydarzać już, na przykład wojna i głód, i tak dalej. W poważaniu być miała bezbronność bezbronnych, ufność i tym podobne. Kto chciał cieszyć się światem, ten staje przed zadaniem nie do wykonania. Głupota nie jest śmieszna. Mądrość nie jest wesoła. Nadzieja to już nie jest ta młoda dziewczyna et caetera, niestety. Bóg miał nareszcie uwierzyć w człowieka dobrego i silnego, ale dobry i silny to ciągle jeszcze dwóch ludzi. Jak żyć – spytał mnie w liście ktoś, kogo ja zamierzałam spytać o to samo. Znowu i tak jak zawsze, co widać powyżej, nie ma pytań pilniejszych od pytań naiwnych. (Z tomiku „Ludzie na moście”, 1986)
Wisława Szymborska-wiersze z tomików - wislawa_szymborska_640x0_rozmiar-niestandardowy 1.jpg
Wszelki wypadek Zdarzyć się mogło. Zdarzyć się musia ...
Wszelki wypadek Zdarzyć się mogło. Zdarzyć się musiało. Zdarzyło się wcześniej Zdarzyło się nie tobie. Później. Bliżej. Dalej. Ocalałeś, bo byłeś pierwszy. Ocalałeś, bo byłeś ostatni. Bo sam. Bo ludzie. Bo w lewo. Bo w prawo. Bo padał deszcz. Bo padał cień. Bo panowała słoneczna pogoda. Na szczęście był tam las. Na szczęście nie było drzew. Na szczęście szyna, hak, belka, hamulec, framuga, zakręt, milimetr, sekunda. Na szczęście brzytwa pływała po wodzie. Wskutek, ponieważ, a jednak, pomimo, co by to było, gdyby ręka, noga, o krok, o włos od zbiegu okoliczności. Więc jesteś? Prosto z uchylonej jeszcze chwili? Sieć była jednooka, a ty przez to oko? Nie umiem się nadziwić, namilczeć się temu. Posłuchaj, jak mi prędko bije twoje serce. (Z tomiku „Wszelki wypadek”, 1972) Buffo Najpierw minie nasza miłość, potem sto i dwieście lat, potem znów będziemy razem: komediantka i komediant, ulubieńcy publiczności, odegrają nas w teatrze. Mała farsa z kupletami, trochę tańca, dużo śmiechu, trafny rys obyczajowy i oklaski. Będziesz śmieszny nieodparcie na tej scenie, z tą zazdrością, w tym krawacie. Moja głowa zawrócona, moje serce i korona, głupie serce pękające i korona spadająca. Będziemy się spotykali, rozstawali, śmiech na sali, siedem rzek, siedem gór między sobą obmyślali. I jakby nam było mało rzeczywistych klęsk i cierpień - dobijemy się słowami. A potem się pokłonimy i to będzie farsy kres. Spektatorzy pójdą spać ubawiwszy się do łez. Oni będą ślicznie żyli, oni miłość obłaskawią, tygrys będzie jadł z ich ręki. A my wiecznie jacyś tacy, a my w czapkach z dzwoneczkami, w ich dzwonienie barbarzyńsko zasłuchani.
więcej plików z tego folderu...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin
W ramach Chomikuj.pl stosujemy pliki cookies by umożliwić Ci wygodne korzystanie z serwisu. Jeśli nie zmienisz ustawień dotyczących cookies w Twojej przeglądarce, będą one umieszczane na Twoim komputerze. W każdej chwili możesz zmienić swoje ustawienia. Dowiedz się więcej w naszej Polityce Prywatności