Bydgoszcz_Cieszkowskiego_15.jpg
-
◄Artur Bartoszewicz -
◄Sprawy polskie -
❤❤ Gdy małżeństwo się sypie -
Akwarela - kursy, podręczniki, książki -
Alfred Hitchcock przedstawia (50 odc.)(1) -
Bracia Rodzeń -
Bulimia -
Diuna; Proroctwo [2024] pl -
Dna moczanowa -
Dzieci Diuny [2003] Lektor pl -
Everest 2014 -
FILOZOFIE WSCHODU -
HIPNOZA 1 -
HIPNOZA 2 - SHOW -
Hrabia Monte Christo 2024 -
Hrabia Monte Christo -2024 -
jak rysować pastelą -
Jonathan Haidt -
Jonathan Haidt-Hipotezy Szczęścia -
Ketoza -
Kolekcja - Nieśmiertelny 1-5 -
Lost in the Lakes -
Małachow -
MEDYCYNA TYBETAŃSKA -
Młachow -
Nagual Julian Robert Noble -
Nauka rysowania -
Obcy Romulus 2024 -
Podręczniki rysunku -
Poirot s. 01 (1989) mkv -
Prawidłowe odżywianie -
Projekt Błękitna Księga - pl -
Psychodelic -
Robert Noble -
Saga rodów -
Saga rodów(1) -
Saga Sagi filmowe -
Saga sycylijska -
Saga Zmierzch -
Sezon 1 Saga sycylijska -
Sezon 2 saga sycylijska -
Sezon 3 saga sycylijska -
Sezon 4 Saga sycylijska -
Tarczyca -
Urynoterapia -
waldijo40 -
Weekend w Tajpej Weekend in Taipei -
Zdrowe niejedzenie -
Zeszyty Ćwiczeń -
Znowu w akcji Back in Action (2025)
Na salę goście ruszyli gęsiego za kelnerem zaopatrzonym w noktowizor
W sobotę, w Bydgoszczy podwoje otworzyła restauracja, podająca potrawy w całkowitych ciemnościach. Sprawdziłam, czy ma sens.
W knajpkach uwielbiam wertować menu, wyszukiwać ciekawe pozycje, kilka razy zmieniać zdanie, by ostatecznie wskazywać palcem pierwszy wybór. W Czarnym Diamencie przy hotelu Bohema zabrali mi to, co lubię, a i resztę wizyty w restauracji wywrócili do góry nogami. Kelner zamiast podać listę dań, zaprowadził do pokoiku na rozmowę z szefem kuchni. - Wie pani, na co się zdecydowała? - zapytał z uśmiechem, co wprawiło mnie w lekką zgrozę. Nie pochwalił się swoimi specjalnościami, nie doradził, zapytał tylko, czego ze względów na zdrowie czy przekonania nie chciałabym jeść. Przystałam na wszystko.
Do czarnej sali gości wprowadził gęsiego kelner zaopatrzony w noktowizor. Szedł powoli, informując o ewentualnych zakrętach. Przy stole wzrok nie może się do otaczającej czerni przyzwyczaić. Nie widzę żadnych zarysów, miga jedynie od czasu do czasu czerwona lampka noktowizora na głowie kelnera. W zwyczajnej restauracji zaczęłabym rozglądać się po sali, wychwytując detale. Tu - ciemność. By poczuć się bezpieczniej, badam otoczenie. Stół - kończy się z mojej prawej strony, gdy tylko mocno wyciągnę rękę, nie jest zbyt szeroki - pochylam się nad blatem i szybko znajduję koniec. Krzesło z wzorzystym obiciem, na stole sztućce: poznaję ząbkowane ostrze noża, wgłębienie łyżki, ząbki widelca.
Przystawka. Pochylam się nad talerzem, próbując wychwycić zapachy. Wyczuwam delikatne zioła. W rękę odruchowo chwytam widelec. Trzy podejścia, a każde zakończone fiaskiem. Nie udaje się na niego nic złowić, więc rezygnuję na rzecz rąk. Jest sałata! Krucha, strzępiasta. Z odrobiną limonki? Wyczuwam kawałekboczku (?), pachnie, zaostrzając apetyt, chrupie w zębach. Grzebiąc palcami w talerzu boję się, czy ktoś nie obserwuje - miałby ubaw. A może i dobrze, że nie widzi? Nie muszę wycierać kącików ust, zamiast przejmować się wyglądem, oddaję się w pełni jedzeniu. Jestem jak mała dziewczynka, szczęśliwa, że nikt nie skarci jej za jedzenie sałatki palcami.
Nagle na talerzu wyczuwam coś półokrągłego. Wielkości opuszka palca, z jednej strony jest lekko twarde, z drugiej wodniste, z płynem wyciekającym po lekkim naciśnięciu. - Aaaa - krzyczę w pierwszym odruchu i szybko zabieram ręce ze stołu. Co to? Oko? Oby nie okazało się rarytasem serwowanym w tej restauracji! To chyba szybciej coś z owoców morza. - Nie podano by niczego niezjadliwego, trzeba się przełamać i spróbować - podpowiada rozsądek. Do niezidentyfikowanego obiektu podchodzę jeszcze raz. To zwykły pomidor koktajlowy! Sałatkę kończę za smakiem.
Zupa. Łyżka bez problemu nurkuje w głębokiej miseczce pachnącej pomidorami. Na dnie coś pływa. Nabieram. Makaron? Kawałki mięsa? Wszystko się zgadza. Tylko co to za mięso? Delikatne, ale smakujące bardziej jak ryba niż drób.
Oczekiwanie na drugie danie najchętniej wypełniłabym obserwacją ludzi. Tymczasem tylko ich słyszę. Rozpoznają smaki, śmieją się, słychać czasem głośniejsze przełykanie i mlaski, brzdęk sztućców uderzających w naczynia.
Drugie danie. Ciekawe, czy talerz jest ustrojony? Nos wyczuwa słodką paprykę , a dłonie - okrągłe placuszki. Są kruche i pewnie zarumienione. Smakują warzywami, obstawiam kukurydzę. A mięso? Pokrojone w podłużne, cienkie plastry, o temperaturze odpowiedniej, by wziąć w rękę. Uczty dopełnia deser. Ciepłe połówki brzoskwiń, oblane słodkim kremem i oprószone bezą.Kolację kończy dzwonek. Łapię kelnera za ramię i wychodzę do światła. Nie ma szoku, nie ma też - o dziwo - ani jednej plamy na ubraniu. Teraz, jak się okazuje, najbardziej stresujący moment - kolejne spotkanie z szefem kuchni. Co zjadłam? Czy dobrze wyczułam? Co tak naprawdę przygotował kucharz? Co, jeśli nie rozpoznam prostej zagadki? Szef kuchni z uśmiechem rozwiewa wątpliwości. Mięso w sałatce to nie boczek, tylko kawałki szynki parmeńskiej. W zupie pomidorowej nie było ryby, a mule, obok placuszków ziemniaczanych na drugie danie zjadłam polędwicę. W deserze nie wyczułam jedynie malin. Razem ze mną na sali było dwadzieścia osób, każda dostała jeden trzech zestawów, żaden nie był przystrojony. Taka zabawa jest nie do powtórzenia w domu przy zgaszonym świetle i spuszczonych roletach. Ale kto wie, być może po wyjściu z Czarnego Diamentu pojawi u mnie nowy odruch? Gaśnie światło, a ja nosem wyczuwam położony najbliżej talerz z jedzeniem