Download: 1957 Syrena.jpg
Pomysł budowy małego auta powstał w 1953 roku, jeszcze w mrocznej epoce towarzysza Stalina. Produkcja ruszyła w czasach odwilży i trwała 26 lat, co stanowi jeden z lepszych wyników na świecie. To jedyny, produkowany wielkoseryjnie samochód osobowy, całkowicie polskiej konstrukcji.
Początkowo uznawana za przejaw luksusu, potem raczej za zło konieczne. Dziś muzealną wręcz wartość mają dobrze zachowane modele z okresu do 1972 roku, które posiadały tzw. kurołapki, czyli drzwi otwierane pod prąd.
Dziwne, ale Syrena, choć mała i ciasna, ważyła sporo. Wyjaśnienie jest zaskakujące: auto miało kosztować niewiele, dlatego użyto jak najwięcej części z „Warszawy M20”. Niektóre z nich były „na wyrost”. Łożyska i piasty tylnych kół wstawiono identyczne, w razie potrzeby można było założyć koła z potężnej (1400 kg) Warszawy !!! Rzecz ciekawa: przy tych samych bębnach zastosowano dwa razy węższe szczęki, co spowodowało, że Syrena wymagała takiej siły nacisku na pedał hamulca, jak chyba żadne inne auto na świecie.
Ciężki pojazd z trudem przekraczał 100 km/h. Czas, w jakim Syrena osiągała „setkę” trudno sprecyzować, bowiem sporo kłopotu sprawiało znalezienie odpowiednio długiego i płaskiego odcinka drogi. Tygodnik „Motor” (7/1958) informował, że zmiana prędkości z 65 do 95 km/h zajmuje 60,5 sekundy!!!
Co tu się czepiać, skoro samochód przewoził cztery osoby i zużywał raptem około 8 litrów lichej benzyny. Naprawa była prosta, więc nie narzekano, że Syrenka nader często lubiła się „trochę popsuć”. W końcu nie bez powodu nazwano ją „królową poboczy”.
Panuje opinia, błędnie powielana w różnych źródłach, jakoby silnik do Syreny pochodził od motopompy strażackiej. To nieprawda. Sytuacja ma się dokładnie odwrotnie. Najpierw skonstruowano silnik S15 dla Syreny i dopiero później wykorzystano go w pompach strażackich. Natomiast genezę dla napędu auta stanowiła jednostka S10, wykorzystywana w wojskowych łodziach desantowych.
Skrzynia biegów nie była zsynchronizowana. Przy każdej zmianie należało robić tzw. przegazówkę, by wyrównać szybkość kół zębatych. To trudny manewr, który dziś byłby zapewne koszmarem dla wszystkich młodych kierowców.
Parametry trochę się poprawiły, gdy do Syreny zamontowano w 1966 roku silnik S31. Nadal dwusuwowy, ale trochę większy i mocniejszy.
Samochód Syrena jest po dziś dzień najczęściej występującą marką w filmie polskim. Skarpeta grała u Barei, Chmielewskiego, Łomnickiego i wielu innych reżyserów. Rekord to raczej nie do pobicia.