-
2083 -
6181 -
716 -
201
10788 plików
1866,57 GB
Cyfrowa Twierdza
Dan Brown to supergwiazda na scenie książkowej ostatnich lat. Jak każda gwiazda budzi kontrowersje. Jedni uważają, że przyniósł powiew świeżości do kategorii opanowanej do tej pory przez starsze pokolenie z Johnem Grishamem na czele. Inni zaś twierdzą, że jest on całkowitym beztalenciem, tworem wszechogarniającej komercjalizacji - pisarskim odpowiednikiem Britney Spears. Jak to zwykle bywa, tak i w tym przypadku prawda zapewne leży gdzieś pośrodku...
Najbardziej znaną książką Dana Browna jest z pewnością "Kod Leonarda da Vinci". To właśnie ona dała mu prawdziwą, międzynarodową sławę. Jednak ta recenzja poświęcona jest jego najnowszej książce wydanej w Polsce noszącej tytuł "Cyfrowa Twierdza". Na pierwszy rzut oka wydawałoby się, że obie książki są zupełnie inne. Bo cóż niby łączy Świętego Graala z najpotężniejszym na świecie super-komputerem? Otóż okazuje się, że całkiem sporo...
Nawet niespecjalnie spostrzegawczy czytelnik z łatwością zauważy, że pisząc zarówno "Cyfrową Twierdzę", jak i bestsellerowy "Kod Leonarda da Vinci" Brown zastosował ten sam sprawdzony schemat. Tak więc mamy tu wspaniałego (inteligentnego, przystojnego i odważnego) profesorka, który całkowicie z nie swojej winy, zostaje wplątany w niezgorszą aferę. Jest również piękna kobieta pracująca dla rządu, no i zły charakter ukrywający się pod pseudonimem, który na końcu okazuje się najmniej spodziewaną osobą, czyli tak naprawdę... tą, którą podejrzewamy od pierwszych stron.
Zacznijmy jednak od początku. Susan Fletcher jest szefem kryptologów, pracujących dla tajnej, amerykańskiej agencji rządowej NSA. Przy okazji tej pracy poznała Davida Beckera, młodego profesora – lingwistę pracującego na uniwersytecie. Para ma się wkrótce pobrać. Jednak pewnego dnia David zostaje wysłany do Hiszpanii z tajną misją zleconą przez szefa Susan. Jego zadaniem jest przywiezienie rzeczy po zmarłym Enseiu Tankado, który wcześniej także pracował jako kryptolog dla NSA. Niby proste zadanie, lecz wśród rzeczy zmarłego czegoś brakuje... i tu zaczyna się właściwa akcja powieści.
Jak przystało na Browna, akcja rozwija się szybko i nieliniowo, co chwila jesteśmy zaskakiwani jej nagłymi zwrotami. Fabuła podzielona jest na dwa wątki: jeden z Davidem w roli głównej rozgrywający się w Hiszpanii, drugi zaś z Susan w kwaterze głównej NSA w Stanach Zjednoczonych. Na szczęście „Cyfrowa Twierdza” nie jest „przegadana”, brak tu zbędnych dialogów niepotrzebnie wstrzymujących akcję, jednocześnie nic do niej nie wnoszących. Podobnie jak w innych książkach Browna, postacie nie są szczególnie „głębokie”, lecz w tego typu powieściach nie jest to specjalnie duży minus. Poważniejsze zastrzeżenia można mieć do zachowania niektórych postaci drugoplanowych, które można uznać nawet za głupie. To w połączeniu z zadziwiająco dużą ilością zbiegów okoliczności i szczęśliwych wypadków, obniża ocenę fabuły książki, jednocześnie sprawiając, że staje się ona mocno nierealna. Choć jeśli część ludzi wierzy w to, co Brown powypisywał w „Kodzie...”, to pewnie i w to uwierzy.
„Cyfrową Twierdzę” zaliczam do kategorii, którą nazwałem „ekspres”, przeczytanie jej zajęło mi ledwie kilka godzin. Wartka, wciągająca i nieprzewidywalna akcja, nie wymagająca przy tym zbytniego zaangażowania umysłowego. Jednym słowem, idealna lektura do autobusu, metra czy pociągu. Mimo pewnej schematyczności i nieprawdopodobnej fabuły, książka powinna spodobać się miłośnikom sensacji, szczególnie w wydaniu, że tak powiem, brownowskim.
Nie ma plików w tym folderze
-
0 -
0 -
0 -
0
0 plików
0 KB