-
2620 -
9740 -
15841 -
238
29411 plików
4649,43 GB
Bracia Byd i Gost wędrowali z południa Polski na północ, szukając dogodnego miejsca, aby się osiedlić. Długo szukali, zawsze coś im nie pasowało; to rzeki brakowało, to wzniesienia nie było, gdzie by obronny, drewniany gród zbudować mogli, to dróg brakowało lub lasów.
Wreszcie pewnego dnia w XII wieku przybyli na miejsce położone nad rzeką Brdą, gdzie niedaleko płynęła Wisła, na południu i wschodzie były wielkie rozlewiska, a w okolicy pełno jezior i lasów. W tej dolinie, do której przybyli był bród na rzece, piękne wzgórza, a drogi prowadziły na wszystkie cztery strony świata.
Na małym wzgórzu, tuż koło Górzyszkowa odpoczywali i zachwyceni pięknem doliny tu gród założyli, i nazwali go Bydgost.
W XII wieku gród przeniesiono nad samą Brdę koło brodu, gdzie wkrótce most zbudowano i kościół św. Idziego, a gród rozrósł się i wnet kasztelańskim został.
Rajmund Kuczma
HERB
Bydgoszcz ma w herbie bramę miejską z trzema spiczasto zakończonymi basztami, podniesiony bronę i wpółotwarte wrota. Dawno temu, starzy ludzie opowiadali, że w Bydgoszczy wszystkie trzy bramy były stale zamknięte i strzeżone. Różni kupcy, rycerze, goście omijali miasto, uważając je za nieprzyjazne - skoro bramy były zawarte. Miasto ubożało, handel się nie rozwijał, bo kupcy nie chcieli stawać i prosić o otwarcie bram, aby w mieście towar sprzedać. Jechali do Torunia, gdzie ich serdecznie witano.
Po naradzie rajcy miejscy orzekli: bramy otworzyć, a kupców wszystkich do miasta zapraszać. Na miejskiej pieczęci nakazano wyryć bramę z basztami i z półotwartymi wrotami - co oznaczać ma, że bydgoszczanie wszystkich dobrych ludzi, gości i kupców serdecznie witaj w grodzie.
Rajmund Kuczma
ANGELIKA
Bardzo dawno temu w grodzie bydgoskim mieszkał straszny rycerz, Karolem zwany. Wielu młodych rycerzy do lochów wtrącił, ograbił, a nawet zabił. Córka jego Angelika dobra i sprawiedliwa postanowiła młodego rycerza Jarosława z lochu uwolnić. Jej ojciec go uwięził, bo przypuszczał, że rycerz w zaloty do jego córki przyjechał.
Pewnego dnia burgrabia zobaczył przed grodem grupę rycerzy, sądził, że przybyli Jarosława odbić. Tymczasem zakochana Angelika swego rycerza uwolniła i to właśnie on z siłą rycerstwa przybył ukochaną uwolnić od srogiego ojca. Karol z swoimi rycerzami ruszył, by poskromić napastników. Bój był straszny, nagle rycerz w czarnej zbroi dopadł Jarosława, który mężnie walczył, ale uległ. Angelika, z okna cały bitwę obserwowała, zobaczyła śmiertelnie ugodzonego rycerza. Pełna rozpaczy z zamku wypadła, najbliższemu zbrojnemu miecz wyrwała i tajemniczego czarnego rycerza zabiła, a gdy zdarła mu przyłbicę - ojca poznała. Z rozpaczy miecz rzuciła, do grodu pobiegła i zaginęła. Odtąd każdej nocy ukazywała się w białych szatach z skrwawionym mieczem w ręku. Pokutowała tak długo aż zamek w ruinę się zamienił i nawet kamień na kamieniu po nim nie pozostał.
W 1895 roku wybiła ostatnia godzina dla bydgoskiego zamku. Rozebrane resztki ruin i sprzedano je za 7.500 marek. Tym samym biedna dziewczyna uwolniona została od przekleństwa i pokuty i zni-knęła raz na zawsze. Tak chce legenda.
Napisano w oparciu o legendy Andreasa Musolffa: "Heimatliche Sagen und Geschichten aus der Provinz Posen".
Rajmund Kuczma
O ZBRODNI W GRODZISKU
O podobnym - jeśli nie straszniejszym czynie - wspomina na-uczyciel Minarski (przebywał w Bydgoszczy w latach 50-60-tych XIX stulecia) swoich "Bajkach wiślanych". Otóż w czasach wypraw krzyżowych na zamczysku bydgoskim żył bogaty książę z siostrą. Mieli też umiłowanego brata, który zbrojne rzemiosło poznawszy, na wyprawę do ziemi świętej pociągnął. Stamtąd do zamku przez posłańca wieść nadeszła smutna: rycerz został zdradziecko zamordowany przez przyjaciela. Żałość żywych i chęć zemsty na zdrajcy były ogromne.
Po paru miesiącach do zamku przybył zbrojny mąż. Przyjęto go gościnnie choć nieznajomy wzbraniał się przed zdjęciem przyłbicy. Uszanowano jednak jego wolę. Aliści wścibska slużebnica w sypialni na twarz śpiącego spojrzała. Serce zadrżało jej z trwogi. Rozpoznała - jak jej się zdawało - zabójcę. Zaraz też pobiegła z tą wiadomością do księcia. Wszyscy stanęli na nogi. Siostra księcia pochwyciwszy sztylet wpadła do komnaty śpiącego i wraże ostrze wbiła mu w serce. Ledwo ten czyn okrutny się dokonał, a do bram zamku rozległo się jakieś pukanie.
Wrota otwarto. Pan i pani zamku zamarli z wrażenia. Oto stał przed nimi brat, który miał być zamordowany. Podczas gorączkowej rozmowy wyszła na jaw prawda dotąd nieznana. Młody rycerz nie zginął. Obronił go ochraniając własną piersią druh, który wcześniej do zamku przybył. Gdzież on teraz?
Książę okrutną prawdę wyjawił. Rycerz rwąc włosy z głowy z przekleństwem opuścił zamek. Siostra księcia wpadła w gorączkę i niedługo potem umarła. Książę zaś udał się na pokutę, aż wstąpił do O.O. Franciszkanów. Dopiero jego prawnukowi udało się po wielu latach wziąć ponownie w posiadanie gród przodków.
Na podstawie E. Schmidta: Aus Brombergs Vorzeit t. 1. Die Burg Bydgoszcz-Bromberg.
Oprac.: Jerzy Derenda
WIELKI GŁAZ
Za czasów panowania Najjaśniejszego Króla Władysława Jagiełły, w bydgoskim ratuszu - w sali rajców, trwała wielka narada, w której brał udział starosta zamku. Radzono co trzeba zrobić, aby wielki kamień - granit usunąć z koryta Brdy. Głaz leżał w środku rzeki, niedaleko mostu gdańskiego i żeglugę uniemożliwiał. Małe łodzie jakoś bokiem się przedostawały, ale galery już dalej płynąć nie mogły.
Burmistrz miasta zaproponował, aby pracę tę wykonali mistrzowie Karpow i Jaronow. Trzy tygodnie przygotowywano sposób wydobycia kamienia, po czym przystąpiono do działania. Mistrzowie kazali wielkie, potężne, grube pale wbić pod kamień i o brzeg rzeki oprzeć.
Kamień linami, jakby siecią obwiązali i przy pomocy koni, które je ciągnęły, a z drugiej strony ludzie, którzy palami go popychali na brzeg wyciągnięto. Po ośmiu dniach pracę zakończono. Kamień położony na drewnianych palach i przez konie ciągniony przywieziono na Rynek i w głęboki dół wsunięto.
Później wybudowano w tym miejscu piękny dom, a kamień za fundament służył. Do naszych czasów na tym miejscu stał Dom Towarowy Braci Mateckich, a kiedy spłonął w 1945 roku i rozebrano mury - ukazał się wielki kamień. I znowu radzono jak go wydobyć! Leżał, leżał, prace hamował, aż wreszcie dziury wybito i dynamitem go rozbito Na tym miejscu dzisiaj stoi dom, w którym mieści się księgarnia techniczna. (Kto z bydgoszczan pamięta księgarnię techniczną?)
Oprac.: Rajmund Kuczma
O TEMPORA, O MORES!
Wielu poetów opiewało bydgoski zamek. Dr Erich Schmidt wspomina wiersz "Stary wielki kamień polny", który śpiewano podczas założenia Towarzystwa Historycznego w Bydgoszczy 16 stycznia 1896 roku.
Bohaterem tego utworu jest duży kamień polny tkwiący w fundamentach zamku. Jakże smutny czeka go los. Słyszy jakieś pukanie. Myśli sobie: Idą lepsze czasy...
Zaczynają go jednak wiercić, sypią do środka jakiś proszek. Rozlega się straszny huk, który roznosi kamień na małe kawałeczki. Te resztki ociosano i użyto do budowy drogi. I tak biedny kamień cier-pi deptany i plugawiony. Leży też w gruzach zamek a na jego ka-mieniach zrobiono dobry interes.
O tempora, o mores!
Oprac.: Rajmund Kuczma
PAN STAROSTA (Miasto)
W początkach XV wieku starostą bydgoskim był Janusz Brzozogłowy z Sulęcina, herbu Grzymała, przezwany Brzozogłowym dlatego, że siwiał kępkami, a głowa jego wyglądała jak brzoza. Był to pan sprawiedliwy i mężny, a słynął z uprzejmości.
Pewnego razu pożyczył toruńskiemu kupcowi - Arnoldowi Beckerowi 300 grzywien oraz ustalił termin zwrotu na dwa lata. Chytry kupiec ani myślał oddać dług, a cały rok 1413 minął na upomnieniach, które Janusz słał najpierw do kupca, a następnie do rajców miejskich w Toruniu.
Zniecierpliwiony starosta postanowił odebrać co swoje. Gdy Becker galerem towar spławiał Wisłą do Gdańska, ludzie Brzozogłowego, którzy - czaty w ujściu Brdy do Wisły zastawili - skrępowawszy załogę, statek Brdą do miasta Bydgoszczy przywiedli i blisko spichrzy zacumowali. Pan starosta nakazał: Idźcie na statek, towaru co przedniejszego za 300 grzywien zabierzcie, więcej nie ruszać, załogę do zamku przyprowadzić!
Torunianie bali się, że im starosta głowy ściąć karze, ale on ich piwem bydgoskim napoić kazał, a nawet ucztę wyprawić. Brzozogłowy zabrawszy co swoje, załogę puścił wolno.
Oprac.: Rajmund Kuczma
(Wykorzystano także pracę E. Schmidla: Aus Brombergs Vorzeit)
PRĘGIERZ
Na dzisiejszym Starym Rynku, nieopodal dawnego ratusza, stał pręgierz, do którego złoczyńców, złodziei, włóczęgów i innych co zwyczaje i prawo łamali, przywiązywano i na pokaz publiczny wystawiano.
W roku pańskim 1414 torunianie, w obawie przed konkurencją, uwięzili dwóch mężczyzn i jedną kobietę za to, że bydgoskie piwo do Torunia dostarczali. Starosta bydgoski Brzozogłowy listy do Torunia słał i prosił o uwolnienie bydgoszczan. Torunianie milczeli, a nawet rozgłaszali, że o uwięzieniu bydgoskich ludzi nic nie wiedzą.
Brzozogłowy w odwet dwóch torunian kazał pochwycić: Henryka Tratenaua i niejakiego Kürschnera. Tych starosta rozkazał przywiązać do pręgierza, wychłostać i przed sąd postawić. Zanim jednak doszło do rozprawy, bydgoszczanie do domów wrócili, zatem i toru-nianom łaskę okazano.
Rajmund Kuczma
SMUTEK
Król Polski Kazimierz Jagiellończyk po przegranej bitwie pod Chojnicami 18 września 1454 roku uchodząc z pola bitwy, smutny i wyrzekający na los przeciwny, przybył do Bydgoszczy.
Najpierw na zamku smutek i żałość ogromni dobrym bydgoskim piwem zagłuszył, a kiedy rozpamiętywał przyczyny klęski usłyszał piękny głos śpiewającej Barbary, córki burgrabiego. Wnet i smutek ustąpił, a kilka pięknych bydgoszczanek tak króla rozweseliło, że ochoty do swawoli, przybyło. Król znakomicie zabawiał się przez dwa dni, a następnie do Nieszawy wyruszył.
Tuż przed wyjazdem Kazimierza Jagiellończyka stara Durdowa do zamku z Babiej Wsi przybyła i królowi częsty pobyt w Bydgoszczy przepowiedziała, klęskę Krzyżaków wywróżyła, a i o pięknych bydgoszczankach napomniała.
Po wielu latach, król pomny wspaniałego pobytu w Bydgoszczy i wróżby, która się przecież spełniła, przez Jana Kościeleckiego - starostę bydgoskiego - przekazał Durdowej dziesięć dukatów w złocie i dużo wnuków życzył.
Rajmund Kuczma
PRZYSIĘGA
Jan Kościelecki - starosta bydgoski, szlachcic popierający króla Kazimierza Jagiellończyka w walce z Krzyżakami, w czasie trzynastoletniej wojny bardzo dużo zarobił. Wzbogacił się na wystawianiu konnych, pożyczkach dla króla, poselstwach i ciągłych doradztwach w sprawach wojennych, finansowych i gospodarczych. W zamian za te usługi król zapisywał staroście dochody na dobrach królewskich. Wkrótce pan starosta tak się wzbogacił, że należał do możnowładztwa, dzierżył kilka starostw, z których czerpał znaczne dochody.
W dniu Matki Boskiej Zielnej starosta złożył ślubowanie: "Jak wojnę przeżyję i utrzymam swoje bogactwo a pomnożę je, to w kościele w Bydgoszczy Matce Przenajświętszej ołtarz wystawię, a w nim Jej wizerunek umieszczę."
Jan Kościelecki wojnę przeżył, ołtarz boczny z pięknym obrazem ufundował. U mistrza Sztulera w Poznaniu zamówił obraz Matki Boskiej z różą w dłoni, a sam do portretu pozował, życzył sobie bowiem, aby na obrazie fundator klęczał u stóp Matki Przenajświętszej.
Obraz ten obecnie znajduje się w ołtarzu głównym kościoła farnego w Bydgoszczy pod wezwaniem św. Marcina i Mikołaja.
Rajmund Kuczma
O Mistrzu Twardowskim:
W ROKU PAŃSKIM 1564
W roku pańskim 1560, w piękny majowy dzień na Starym Rynku zgromadził się ogromny tłum, wszyscy byli podnieceni, ale nie bardzo wiedzieli co się ma wydarzyć. Nawet pan burmistrz, ze złotym łańcuchem na szyi, się zjawił - widać dostojnego gościa powitać przybył. Nagle powstała ogromna wrzawa - Jedzie! Jedzie! - krzyczano. Patrzą ludziska, a tu ulicą Mostową na pięknym kogucie, w złote pióra strojnym, jedzie Pan Twardowski. Wjechał na Rynek, koguta zatrzymał, aż złote iskry się posypały. Zsiadłszy z pięknego ptaka, pokłon oddał burmistrzowi, który z kolei czarnoksiężnika dukatami obdarzył i szczęśliwego pobytu w mieście życzył.
Tymczasem wierny sługa Twardowskiego - Maciek i bydgoski diabełek Węgliszek smutki ludzkie zbierali i obiecali mistrzowi je przedłożyć. Długi czas mistrz w Bydgoszczy ludzi leczył, zwierzęta uzdrawiał oraz wiele czarów wykonał, biorąc za to obfitą zapłatę.
Nawet pan burmistrz do Twardowskiego się zwrócił z prośbą o pomoc w nieszczęściu. Mistrz wysłuchawszy skarg siwego już pana, dowiedział się, że w jego mieszkaniu kusi, a w nocy to i trzaski bywają, okropny ramot się czyni i śpiew w komnatach słychać. Twardowski, aby się o tym przekonać, u burmistrza w domu zamieszkał przez trzy tygodnie, ale nic nie kusiło. Twardowski przyrzekł burmistrzowi, że po jego odjeździe z Bydgoszczy już kusić nie będzie. Po wielu zabiegach Twardowski odmłodził burmistrza, tak, że jego młoda żona dopiero po dłuższej rozmowie męża poznała. I odtąd w domu pana burmistrza panował spokój - kusidła i duchy się wyniosły.
Rajmund Kuczma
Napisano w oparciu o legendy Andre-asa Musolffa: "Heimatliche Sagen und Geschichten aus der Provinz Posen."
NA KOGUTACH SIEDZĄC
Nie było jeszcze zupełnie ciemno, gdy Twardowski, ze swym towarzyszem, na wpół drogi, porzuciwszy konie zmęczone, a posiadawszy na koguty złapane gdzieś we wsi na śmiecisku, przybliżali się do miasteczka Bydgoszczy.
Jak tylko mistrz ujrzał opasujący je wał, bramy i bielejące domostwa, powitał je skinieniem ręki i natychmiast wszystkie koguty i kury całego miasteczka i wszystkie sowy z dzwonnic, poddaszów, i wszystkie nietoperze i z piwnic i sklepów odezwały się, witając go nawzajem. Powstał stąd tak wielki hałas, że zagłuszył dzwony bijące na Anioł Pański. Za czym wjechali przez bramę w miasto na kogutach siedząc, a lud zgromadzony na przyźbach domów szedł za nimi i zbierał się tłumnie wołając na dziwowisko niesłychane.
W towarzystwie tłumu, który ich otaczał, dostali się do gospody w rynku pod znakiem Zgorzelca, tu zsiedli ze swych rumaków i udali się do izby gościnnej. Pod oknami gospody była już niemal cała ludność wołając, krzycząc, szęmrząc i rozmaicie zgadując, jacy to podróżni na kogutach przyjechali. Twardowski, aby się jej pozbyć, wysłał Maćka z oznajmieniem ludowi zgromadzonemu, iż przybył mistrz, czarnoksiężnik i nekroman (wywołujący dla wróżb duchy zmarłych), który czas jakiś tu zabawi, a tymczasem, potrzebując spoczynku; zaleca wszystkim, aby się po domach rozeszli. Maciek wyszedłszy na ganek gospody powiedział, jak umiał, to, co mu kazano: lud tymczasem wołał i wykrzykiwał:
- Niech nam jakieś dziw o pokaże!
- Niech mnie uleczy!
- Niech mi da pieniędzy!
- Niech mego męża wskrzesi!
- Niech moje żonę naprawi!
Tysiąc głosów podobnych słychać było - a Maciek nie mogąc ich wyrozumieć uszy zatknął i uciekł do gospody. Lud widząc, że się czarnoksiężnik nie pokazuje, powoli gwarząc rozszedł się przecie. Całą jednak noc rozprawiano o nowoprzybyłym, radzono się, o co go miano nazajutrz pytać, o co prosić, każdy wybierał się do niego i każdy zna-lazł z czym i po co. (...)"
Jerzy Derenda
Wg fragmentu rozdziału XV "Jako Twardowski dawał różne dobre rady ludziom" z powieści "Mistrz Twardowski" J.I. Kraszewskiego, Warszawa 1955.
BURMISTRZA ODMŁODZENIE
- "Sapientissimie. (O, najmędrszy) rzecze burmistrz Słomka - Wiem już, co mi się w domu dzieje. Młoda żona mi szaleje. Jeśli chcesz tej mojej biedzie zaradzić, albo mnie zrób młodym albo ją uczyń starą. Pono to jednak bezpieczniej, żebym ja odmłodniał, bo to dobre przysłowie, że w starym piecu diabeł pali. (...) Ja będę młodym, jeśli mnie jejmość nie pokocha, to może przynajmniej gasz-kowie bać się będą."
Twardowski po wyliczeniu trudów jakie ich czekają, zgodził się odmłodzić burmistrza.
Długi czas trwały same przygotowania, aż wreszcie mistrz dał znać p. Słomce, że wszystko było gotowe. Ten wybrał się już był w długą podróż, pożegnał żonę zalecając jej, aby o niego była spokojną, bratu poruczył dom i sklep a sam nocą przeniósł się do wynajętego na przedmieściu domostwa.
Wybrał Twardowski sam nów księżyca na wielkie owe dzieło. Naprzed dał jakiś usypiający napój burmistrzowi, który go całkiem na oko umorzył: to zaś dlatego, aby nie czuł, co się z nim dziać miało. Potem z wiernym Maćkiem włożyli go do kotła i gotowali długo śpiewając jakieś tajemnicze wyrazy: wyjęli wreszcie i smarowali zioły i maściami kropiąc wodą cudowną.
Trwało to dni kilkanaście, lecz mistrz niezupełnie rad był ze swej pracy i wśród niej, nie rozpaczając o skutku, poczynił sobie drugi raz uwagi. Przez cały czas roboty dusza burmistrza wyjęta z ciała, siedziała w dobrze zaszpuntowanym słoju. A gdy wreszcie ciało zostało odmłodzone, świeże i gotowe na jej przyjęcie, wpuścił ją Twardowski ostrożnie w usta trupa, który natychmiast zwolna ożywać zaczął, poruszać się, rumienić i wreszcie powstawać ze stołu przecierając oczy. (...)
Zapłata już była wyliczona, za czym burmistrz zabrawszy się z odzieniem swoim, prędko pospieszył do domu naliczywszy wprzód tysiąc tysięcy błogosławieństw Twardowskiemu.
Gdy burmistrz zapukał do swego domu był już wieczór. (...) Otworzono mu drzwi wreszcie, ale wierny sługa stary nie poznał pana wcho-dzącego i pytał:
- Czego miłość wasza potrzebuje? - Czego? Ha! Ha! Tadeuszu - odpowiedział burmistrz - widzisz powróciłem z podróży. (...)
Jejmość właśnie strojna i powabna tańczyła gonionego, gdy jegomość wszedł uśmiechając się do izby. Muzyka grała od ucha, usłyszano przecie otwierające się drzwi, i obejrzano się nań. Starsi jęli sobie oczy przecierać i przyszli go pytać:
- Jesteśli waszmość burmistrza Słomki syn czy krewny, że tak do niego podobny? (...)
Aż na hałas zbliżyła się pani burmistrzowa i patrzała mu w oczy. - Ładny za katy (diabelnie - przyp. red.) chłopiec, szepnęła do siebie i dodała - Kto waszmość jesteś, łaskawy gościu?
- Waścin mąż, moja rybko - odpowiedział burmistrz - ale młody i raźny.
- Mój mąż! Ha! Ha! Daj Boże, aby mój mąż był podobny do waszmości. Widzę na waszmości jego kontusz podobno i jego głos słyszę ale daleko nie ta twarz i postawa!
Wszyscy zdumieni kołem stali przy burmistrzu. Muzycy nawet i grajkowie oczy wytrzeszczali szepcząc między sobą.
- Jeśli się waszmość upieracie, żeście mój mąż - ozwała się po chwili pani burmistrzowa - powiedzcież mi przez łaskę swoją, jaki mam znak na lewej ręce?
- Czerwony znak krzyża Śgo. - odpowiedział nie ująknąwszy się burmistrz - wypieczony przez matkę, panią Katarzynę, gdy cię uciekając czasu najazdu we wsi na mamkach zostawiła. Nieprawdaż?
- Prawda! Mogłeś się tego jednak dowiedzieć - rzekła figlarnie jegomość - ale powiedz lepiej, co mi dał mąż na drugi dzień po ślubie. Burmistrz szepnął jej w ucho ostrożnie nie chcąc niewiasty zawstydzić.
- Dałem ci, pomnę, z dziesięć dobrych razów po grzbiecie. Pani burmistrzowa zaczerwieniła się cała i zawołała:
- Ale skądże u licha twoja młodość wróciła?
- Posłuchajcie tylko - rzekł Słomka siadając.
(...) Zaraz nazajutrz gruchnęła wieść po miasteczku i okolicy o odmłodzeniu cudownym p. Słomki, mianowicie zaś między starymi wielkiego narobiła hałasu. Gadano o tym z dodatkami po wsiach, po zamkach, po dworach i miasteczkach, tłumy starców zgrzybiałych wlokły się do mistrza; ale Twardowski jakby przewidując to zniknął."
Jerzy Derenda
Wg. rozdziału XVIII powieści "Mistrz Twardowski" J.I. Kraszewskiego, Warszawa 1955 r.
- sortuj według:
-
1 -
0 -
0 -
0
1 plików
23 KB