-
4227 -
1405 -
10706 -
472
17843 plików
994,67 GB
Agroturystyka u księdza Natanka
Zawieszony przez kurię ks. Piotr Natanek bez zgody sanepidu i straży pożarnej prowadzi w Grzechyni obozy pod szyldem gospodarstwa agroturystycznego. Jego kaplica to samowola budowlana, a działalność buntownika wspiera nacjonalistyczny ruch polonijny z Norwegii .
Ks. Natanek w czasie wybuchu konfliktu z krakowską kurią (2007 r.) zarejestrował swoją działalność rekolekcyjną jako gospodarstwo agroturystyczne, a turnusy od tamtej pory nazywa "spotkaniami rolniczymi". Posługuje się przy tym danymi krakowskiej parafii w Bronowicach, w której mieszkał i pracował jako duszpasterz przed przeprowadzką do Grzechyni. - Żadne gospodarstwo nie jest związane z parafią. Od kilku lat ten duchowny tu już nie bywa - mówi "Gazecie" proboszcz bronowicki ks. Marian Bylica.
Zbuntowany kapłan nie ma zgody na prowadzenie agroturystyki ani od straży pożarnej, ani od sanepidu. Kapitan Łukasz Białończyk z Komendy Powiatowej Straży Pożarnej w Suchej Beskidzkiej twierdzi, że strażacy tylko raz odwiedzili pustelnię. - W 2009 r. duchowny zwrócił się do nas o ocenę budynków. Okazało się jednak, że nie ma pozwolenia na użytkowanie. Sprawa trafiła więc do powiatowego nadzoru budowlanego - mówi.
Nadzór budowlany z Suchej Beskidzkiej potwierdza, że grzechyńska pustelnia to samowola i prowadzi w tej sprawie postępowanie. Duchowny nie konsultował się też przy budowie ośrodka z władzami Makowa Podhalańskiego, gminy, na terenie której leży Grzechynia. Z sanepidem ostatni raz kontaktował się w 2008 r. - wtedy też została wydana warunkowa zgoda na prowadzoną tam stołówkę. - Rok później, po skargach rodziców, takiej zgody już nie daliśmy. Poza tym wielopiętrowe szałasy uznaliśmy za niezgodne z jakimikolwiek standardami i nigdy zgody na ich użytkowanie nie daliśmy - mówi Stanisław Pawlus z Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Krakowie.
Kłopoty z ks. Natankiem i jego pustelnią ma też kuria. Zbuntowany duchowny nie przejmuje się nałożonymi na niego karami kościelnymi, a w ostatnią niedzielę kard. Dziwisza nazwał masonem. W krakowskiej kurii mówi się, że za późno ukarano kapłana. - Jego fundamentalizm może być groźny. Dostrzegliśmy go zbyt późno - mówi "Gazecie" duchowny pracujący w kurii. Choć zdecydował się na anonimowość, potwierdza, że metropolita w sprawie proroka z Grzechyni nie chciał podejmować radykalnych kroków. - Kardynał zna go od dziecka. Kiedy pracował w Makowie Podhalańskim, Piotr służył mu do mszy jako ministrant. Być może przez ten sentyment tak późno go ukarał. Za późno, bo pustelnia wymknęła się spod kontroli - mówi.
Krakowscy duchowni, nawet ci wyżsi rangą, nie chcą komentować działań ks. Natanka. - Nie chciałbym, by mnie też nazwał masonem - usłyszeliśmy od jednego z hierarchów.
- Pierwsze upomnienie dla ks. Natanka pochodzi z 2007 r. Kiedy nie zastosował się do nakazów kurii, jego działalnością religijną i gospodarczą zajęły się dwie komisje. Pierwsza skoncentrowała się na stronie teologicznej, a druga sprawdzała działalność pod kątem legalności. W obu przypadkach wykazano błędy - mówi ks. Piotr Majer, kanclerz krakowskiej kurii.
Szczegółów nie chce zdradzić, powołując się na tajemnicę wewnętrznego dochodzenia. Duchowny przyznaje, że poza karami kościelnymi (po suspensie, która oznacza zawieszenie w prawach kapłana, zostały już tylko wydalenie ze stanu duchownego i ekskomunika, czyli wykluczenie z Kościoła) niewiele może zrobić.
- Nikt z władz nie zwracał się do nas z prośbą o wyjaśnienie statusu pustelni. Gdyby tak było, poinformowalibyśmy o tym, że nie jest to instytucja w jakikolwiek sposób związana z Kościołem. Ostrzegamy katolików przed tym duchownym i jego naukami, ale poza tym niewiele możemy zrobić - mówi kanclerz.
Źródło: Gazeta Wyborcza Kraków
- sortuj według:
-
0 -
4 -
0 -
0
4 plików
414 KB