Wykorzystujemy pliki cookies i podobne technologie w celu usprawnienia korzystania z serwisu Chomikuj.pl oraz wyświetlenia reklam dopasowanych do Twoich potrzeb.

Jeśli nie zmienisz ustawień dotyczących cookies w Twojej przeglądarce, wyrażasz zgodę na ich umieszczanie na Twoim komputerze przez administratora serwisu Chomikuj.pl – Kelo Corporation.

W każdej chwili możesz zmienić swoje ustawienia dotyczące cookies w swojej przeglądarce internetowej. Dowiedz się więcej w naszej Polityce Prywatności - http://chomikuj.pl/PolitykaPrywatnosci.aspx.

Jednocześnie informujemy że zmiana ustawień przeglądarki może spowodować ograniczenie korzystania ze strony Chomikuj.pl.

W przypadku braku twojej zgody na akceptację cookies niestety prosimy o opuszczenie serwisu chomikuj.pl.

Wykorzystanie plików cookies przez Zaufanych Partnerów (dostosowanie reklam do Twoich potrzeb, analiza skuteczności działań marketingowych).

Wyrażam sprzeciw na cookies Zaufanych Partnerów
NIE TAK

Wyrażenie sprzeciwu spowoduje, że wyświetlana Ci reklama nie będzie dopasowana do Twoich preferencji, a będzie to reklama wyświetlona przypadkowo.

Istnieje możliwość zmiany ustawień przeglądarki internetowej w sposób uniemożliwiający przechowywanie plików cookies na urządzeniu końcowym. Można również usunąć pliki cookies, dokonując odpowiednich zmian w ustawieniach przeglądarki internetowej.

Pełną informację na ten temat znajdziesz pod adresem http://chomikuj.pl/PolitykaPrywatnosci.aspx.

Nie masz jeszcze własnego chomika? Załóż konto

Klamstwo czyni spustoszenie.txt

bunny7 / █Prywatne / Czuje_ze_rymuje / Klamstwo czyni spustoszenie.txt
Download: Klamstwo czyni spustoszenie.txt

0 KB

0.0 / 5 (0 głosów)

Komentarze:

Nie ma jeszcze żadnego komentarza. Dodaj go jako pierwszy!

Aby dodawać komentarze musisz się zalogować

Bezsilność Słowa.

Czujesz bezsilność, za oknem wilgoć.
Nie wiesz co robić więc się z tym godzisz.
Czas ciągle mija, a ty się zwijasz.
Inni zawiedli , nie jesteś błędny.
Zwyczajnie w życiu ci namieszało
i ciągle jeszcze nie jest za mało.
Wszystko się kręcić chce nieustannie.
Nie chce tez przestać, lepiej być na dnie.
Już się do tego przyzwyczaiłeś.
Do tych zachowań, które nabyłeś.
Do takich ludzi jakich doświadczasz.
Do tych ich głupot jakie wygarniasz.
Czas więc tak mija bez żadnej iskry.
Co by spaliła ten świat zawistny.
Ciągle im mało i nie wesoło.
Cieszą się z głupot jak Miś Bujolo.
Sama myśl o tym sprawia ci dreszcze.
A oni mówią, ze pragną jeszcze,
Tobie się jednak nie chce wsłuchiwać.
Z ucha do ucha przechodzi na wylot.
Z ust twoich wychodzą lecz pewne słowa.
Nie docierają bo słuchacz się chowa.
Unika tego co chcesz powiedzieć.
A garnie wszystko co chciałby wiedzieć.
Dostrzega tylko swoje zachcianki.
A twoje słowa są puste jak bańki.
Skupienia nie ma w trakcie rozmowy.
Jest tylko okrzyk i gorycz trwogi.
Jesteś napięty, umysł padnięty.
Wiesz, ze nic nie da twoje staranie.
Będziesz znów słyszał głupie gadanie.
Więc zwracasz uwagę, zadajesz pytanie.
Czyż znów nie widzisz, że jesteś wałem?
Wałem bez głosu i racji słowa.
Wałem bez ramion nóg i tułowia.
Twe słowa choćby spisane na kartce.
Zostaną wytarte, spalone, podarte.
Trzymasz tą kartkę jednak w tej dłoni.
Chodź wiesz, ze szczęście przychodzi powoli.
W życiu porażek już tyle miałeś.
Nie jeden raz nisko padałeś.
Kolejna przegrana niczego nie zmieni.
Bo musisz wygrać by coś odmienić.

Zrodzony ze światła do walki
Pewnego dnia pojawiło się własne ja
Kiedy się narodziło to nic w tym nie przeszkodziło
Chociaż próbowano to się to nie stało
Pojawiło się niespodziewanie, bez niczyjej zgody
Był tez moment w którym jego stwórcy doszli do ugody
Nie trwało to jednak długo bo byli skłóceni
Odwrócili się od siebie, czuli wielkie odrzucenie
Zmiany wcale nie widziano, gorzką prawdą ją zalano
Oszczerstwami się rzucano i krzykami tez machano
Wrogość wszędzie już słyszano, ściany wielkie uszy mają
Mijał dzień, mijały lata, nadszedł moment, słowo "tata"
Nie wiadomo czy był tata, może mama, może wata
Słowo jednak jakieś było, potem w parku stanął miło
...i postawił pierwsze kroki doglądając świat szeroki
Z innej perspektywy widział bo nie pełzal już jak żmija
Aż z kamyka stał się skała, życia było wiecznie mało
Czas go jednak ograniczał i się jakoś z nim rozliczał
Nic się nadal nie zmieniło i problemów też przybyło
Te problemy osaczały, zawsze się zwielokrotniały
Czy był duży czy był mały to problemy przybywały
Stwórcy syna olewali i go podrzucili niani
Nianią była starsza babcia, niczym druga dobra matka
Tą uwagę swą skupiała, czasu też mu poświęcała
Wiecznie się dopytywała i najwięcej rozmawiała
Dziś już kiedy czas ten minął i niewiele się zmieniło
W szarym punkcie człowiek stoi i niczego się nie boi
Zycie tak już namieszało, że się śmieje nawet śmiało
Jeśli wszystko się sypało to odczuwa się już mało
Kiedy wzorców żadnych nie ma to zwiększają się westchnienia
Kiedy bólu tyle było, w sercu się to rozrzedziło
...i zastygło wszystko żwawo, zasklepiło się pomału
Dziś już kiedy stoi skała i nie potrzebujesz wała
Świat wygląda też inaczej, a ty jakoś się kołaczesz
To wyruszyć musisz dalej by przyswoić więcej manier
By nauczyć się też czegoś wielce pasjonującego
By pokazać wszystkim w tłoku, ze nie stoisz w ciemnym mroku
Chociaż ciemność dziś dla ciebie, walczysz z nią i stoisz w gniewie
Walka nieustanna trwa, nie chcesz sięgnąć przecież dna.

Klamstwo czyni spustoszenie
Ze wszystkich stron klamstwo, bardzo krotkie nogi
lecz kolejne odkryte i wkracza w twoje progi.
Ile mozna przyjac tych faktow kolejnych, ktore
nadchodza pod postacia biernych i czesto bezczelnych.
Klamstwo bowiem w swej istocie jest bardzo ulomne,
lecz ludzie to czynia bez obaw, bezwonnie, w koncu
jednak won dociera do ciebie spowrotem i dalej do innych
dochodzi z polotem, a ty juz biernie na to reagujesz,
czujesz wyraznie, ze zwymiotujesz, ze sie zmarnujesz.
Wprowadza to bowiem zmiany od srodka, pewne spustoszenie
i jak wielkie jest przy tym twoje oburzenie. Tyle sie zebralo,
ze juz ciezko strawic, nie da rady zupelnie, tego wywalic
bo pozostalosci pewne pozostana i nie znikna
bez powodu bo jest wciaz za malo,
klamstwo chce cie wiecej usidlic i splatac poki ludzie klamstwa beda wokol stapac, bez celu sie blakac aby we wszystko cie wplatac.
Juz sie odziwo odporny zrobiles i znowu w niczym sie nie
pomyliles, tyle doswiadczen bowiem juz przezyles...

Byc prawym znaczy najgorszym.
Cios za ciosem, jak tego nie znosze, ale wszystko zniose bo od zawsze znosze. Nie jestem kobieta wiec sie nie rozkleje tylko oliwy wiecej doleje. A jak juz doleje to sie wszystko grzeje i niejeden kogut na zewnatrz zapieje. W srodku zdusze i na czastki pokrusze. Bede szedl az koniec drogi ujrze i niewazne czy bedzie to dobre czy prozne. Chciec mozna dobrze ale gdy wokolo tyle jest glupoty to az sie zbiera na bezzwrotne wymioty. Niech mi jeszcze inni nogi podkladaja bo zawsze czlowiekowi wiecznie jest za malo. Nawet jesli tworzysz jakies szczytne cele to wiatr w dupe zawsze ci powieje. A jesli wokol ciebie ludzi takich masa, to niczym burzuazja, jakas wyzsza klasa, ale nie zamoznosc gra tu pierwsze skrzypce bo to co istotne, zamkniete jest w skrytce. Gdzies tam we wnetrzu kazdej osoby kryje sie destrukcja lub chec do ugody.

Klamstwo czyni spustoszenie.
Ze wszystkich stron klamstwo, bardzo krotkie nogi
lecz kolejne odkryte i wkracza w twoje progi.
Ile mozna przyjac tych faktow kolejnych, ktore
nadchodza pod postacia biernych i czesto bezczelnych.
Klamstwo bowiem w swej istocie jest bardzo ulomne,
lecz ludzie to czynia bez obaw, bezwonnie, w koncu
jednak won dociera do ciebie spowrotem i dalej do innych
dochodzi z polotem, a ty juz biernie na to reagujesz,
czujesz wyraznie, ze zwymiotujesz, ze sie zmarnujesz.
Wprowadza to bowiem zmiany od srodka, pewne spustoszenie
i jak wielkie jest przy tym twoje oburzenie. Tyle sie
zebralo, ze juz ciezko strawic, nie da rady zupelnie,
tego juz wywalic bo pozostalosci pewne pozostana i nie znikna
bez powodu bo jest wciaz za malo, klamstwo chce cie
wiecej usidlic i splatac poki ludzie klamstwa beda wokol
stapac, bez celu sie blakac aby we wszystko cie wplatac.
Juz sie odziwo odporny zrobiles i znowu w niczym sie nie
pomyliles, tyle doswiadczen bowiem juz przezyles...


Znowu swieta, wazne dni, wazne daty...
Ale nie ma milej lapy, ani odpowiedniej szaty.
Atmosfera z roku na rok jest ponura...
I nie przyjdzie zlota kura, nie przyjedzie zlota fura,
Burze, grady, sniegi, deszcze, cos ja czuje tutaj jeszcze?
Wokol tylko puste sciany, jakies stare brudne dzbany,
Wszyscy mysla o jedzeniu, a ja mysle o westchnieniu.
Chocbym chcial, nie zmienie tego, wybacz drogi mi kolego.
Kolezanko, siostro, bracie skaczcie sobie w tym klimacie.
Dla was wciaz muzyka gra, a mi gasnie tralala.
Wciaz mi ciasniej i nie bedzie wcale jasniej.
Iskra swieci w takie swieta i jest ona nie pojeta.
NIkt jej w stanie nie jest zglebic, ani takze jej wytepic.
Ale swieci sie w oddali, przyjdzie czas, ze sie wypali.
Ale zanim sie wypali jeszcze troche podpalamy.

Zgłoś jeśli naruszono regulamin
W ramach Chomikuj.pl stosujemy pliki cookies by umożliwić Ci wygodne korzystanie z serwisu. Jeśli nie zmienisz ustawień dotyczących cookies w Twojej przeglądarce, będą one umieszczane na Twoim komputerze. W każdej chwili możesz zmienić swoje ustawienia. Dowiedz się więcej w naszej Polityce Prywatności