-
21 -
838 -
2115 -
4096
11427 plików
600,83 GB
Wymagania sprzętowe:
Pentium 4 3 GHz,
1 GB RAM,
karta grafiki 256 MB (GeForce 7600GT lub lepsza),
2 GB HDD,
Windows XP SP2/Vista
Na pytanie o najlepszą część Settlersów, odpowiedź jest prosta: ostatnio wydana. Nim jednak złapiecie za pochodnie i widły, zważcie, że była to odświeżona dwójeczka, która ukazała się na rynku z okazji dziesięciolecia serii. Zastrzeżeń nie można mieć też do części trzeciej i w zasadzie czwartej. Natomiast to, co zrobiono z piątką, kazało mi bardzo poważnie przemyśleć kwestię, czy Rise of an Empire jest w ogóle wart zachodu.
Poważniejszą przygodę z Osadnikami zacząłem dopiero od trzeciej części, co nie przeszkadzało mi nazywać siebie fanem serii. Po traumatycznych przeżyciach z piątką zastanawiałem się, jaką drogę obiorą twórcy. Powrót do korzeni był mało prawdopodobny, ale zawsze można sięgnąć do klasycznych rozwiązań. Tak zresztą uczyniono, w związku z czym w Settlers VI: Rise of an Empire sporo podobieństw do… Age of Empires.
Przywołanie tego tytułu może być nieco zaskakujące, ale nie jest bezpodstawne. Wiąże się bowiem z uproszczeniem settlersowej ekonomii oraz z podobieństwem graficznym. Z przykrością stwierdzam, że Osadnicy w wyniku zmian zatracają gdzieś swój niesamowity klimat, który wyróżniał serię z tłumu innych strategii.
Początek jest niewinny – rozpoczęcie kampanii pozwala na wybór jednego z dwóch bohaterów (ich ilość wzrasta z czasem, a każdy dysponuje innymi bonusami, nie mają one jednak wielkiego wpływu na grę). Następnie przenosimy się z sali tronowej na pole walki. Początkowe misje są sielanką i nie ma nawet wielu okazji do potyczek. Każdy, kto grał w poprzednie części, wie jednak, że seria do prostych nie należy i tutaj jest podobnie. Z czasem misje stają się bardzo wymagające, a wyzwania czasowe dodają im jeszcze dramaturgii. Fabuła skomplikowana nie jest – głównym przeciwnikiem jest zły Czerwony Rycerz, któremu musimy utrzeć nosa. Powiedzmy sobie jednak szczerze: kto by zwracał uwagę na fabułę w strategiach? W zasadzie potrafił nią przykuć tylko Warcraft, zaś reszta produkcji zadowala się naiwnymi, lepiej lub gorzej opowiedzianymi historyjkami, jakie można wymyślić w kilka minut.
Główna atrakcją Settlersów było patrzenie na rozwój osady. Stawianie domków, wyznaczanie dróg, szukanie minerałów i dbanie o odpowiednie zaopatrzenie oraz ilość pracowników. Wszystko okraszone śliczną grafiką: grubiutkie postacie przenoszące z miejsca na miejsce sztabki, broń i inne dobra, malutkie domki i ołtarze tudzież knajpki. Żołnierze z wyraźnie rozwiniętym mięśniem piwnym, również wyglądali dość zabawnie, więc mimo że armia była ważnym elementem, grając nie myślało się w kategoriach: palić-gwałcić-niszczyć.
Obecnie rozwijanie osady nie jest już tak zabawne i przyjemne samo w sobie. Z pewnością brakuje rozwiniętego łańcuszka zależności. Kiedyś, by pozyskać drewno, trzeba było postawić chatkę drwala, tartak, a do tego zapewnić mu jedzenie oraz odpowiednie narzędzia. Teraz wystarcza jeden domek, a drewno będzie znoszone do magazynu. Jeżeli już pojawiają się jakieś zależności, to są one skonstruowane bardzo prosto i dwuetapowo, przykład? Proszę bardzo: by zrobić kiełbasę wystarczy myśliwy oraz masarnia. Tyle. Wszystkie chatki da się rozbudować tak, by wydajność pracy została zwiększona. Domki stają się dzięki temu coraz większe, co sprawia, że miasto rośnie (i to dosłownie).
Niestety, obserwowanie pracy naszych małych podopiecznych nie sprawia zbytniej frajdy. Centralnym elementem wioski nadal jest zamek (z którego co jakiś czas wyskakują poborcy podatkowi!), ale na spółkę z magazynem. W nim to trzyma się wszystkie wyroby (przetworzone i nieprzetworzone). Problemem jest pojemność. Magazyn pomieścić może określoną ilość rzeczy i trzeba dbać, by się nie zapchał. Towary da się bardzo łatwo sprzedać do innych wiosek, których podczas misji odkryjemy nawet kilka. Zarówno ulepszanie budynków oraz dbanie o wolne miejsce w magazynie, to sztuczne komplikowanie życia, tak by gracz musiał na coś uważać. Zamiast więc przejmować się tym, iż nasi geolodzy nie mogą znaleźć odpowiednich złóż (teraz kamień i żelazo pozyskuje się w ten sam sposób - stawiając obok „źródła” odpowiednią chatkę), a górnikom brakuje ulubionych ryb, zajmujemy się pilnowaniem, by drewno nie zawalało miejsca dla kiełbas.
Również słupki graniczne pozostawiono w przyjętej konwencji nieco na siłę. Z jednej strony są one nadal, z drugiej wioska początkowo ma dość duży „zasięg”. Nie ma też potrzeby stawiania takiej ilości wież strażniczych. Trzeba to robić jedynie w przypadku znacznie oddalonych złóż – w takim wypadku wysyłamy bohatera (rycerz wybrany przed misją) i zajmujemy nowy obszar. W trakcie misji dbamy też o jego awans, co wiąże się z dostępem do większej ilości budynków czy możliwością organizowania festynu zwiększającego zadowolenie mieszkańców.
Otoczenie owszem, jest ładne, ale nie w ten sam bajkowy i zabawny sposób. Na przykład wojsko wygląda już jak w każdej innej grze. Koniec z grubiutkimi postaciami wydającymi zabawne odgłosy. Co gorsze – jednostki są tworzone w grupach po kilku żołnierzy. W ogóle warstwa strategiczna nieco kuleje, bo podczas starć występuje wielki chaos. Zaatakowanemu oddziałowi natychmiast z pomocą ruszają wszystkie pobliskie i tworzy się walcząca masa, nad którą nie sposób zapanować. Pozostałe elementy otoczenia nie są tak dopieszczone, jak to bywało w Settlersach. Osadnicy chodzą sobie tu i tam, piłują drewno, wyprawiają skóry i budują domki, ale bez tego uroku, którzy towarzyszył im kiedyś. Po części wina leży w tym, że gra jest bardziej dorosła i stylistyką przypomina wspominane już Age of Empires (a dokładnie część trzecią).
Czy to źle? Cóż, na pewno tak, jeśli spojrzeć z punktu widzenia fana serii. Poziom grafiki jest bardzo wysoki, ale przy maksymalnych ustawieniach gra potrafi czasem nieco przyciąć, szczególnie, gdy szybko przemieszczamy się po mapie. Jeżeli zaś chodzi o muzykę to jest przyjemna i niezbyt wpadająca w ucho, co z reguły jest zaletą, w tym przypadku jednak nieco przesadzono i momentami jest ona zbyt nijaka.
Grywalność nowych Settlersów stoi na poziomie średnim. Zapewne gdyby nie tytuł uznałbym grę za podróbę słynnej produkcji. Tych kilka rozwiązań nie nadaje odpowiedniego klimatu, a ekonomia jest zbyt uproszczona. Wątek militarny nie został rozbudowany, co w przypadku zrezygnowania z innych elementów jest dość niezrozumiałe. W zasadzie nie ma tu niczego, może poza poziomem trudności niektórych misji, co wybijałoby Rise of an Empire ponad przeciętność. Jeżeli więc jesteś fanem serii, sięgnij po starsze części. Najlepiej trójeczkę, bądź odświeżoną dwójkę. W pozostałych przypadkach – wyznam szczerze, że są strategie lepsze.
- sortuj według:
-
0 -
0 -
0 -
0
1 plików
2,96 GB