-
1441 -
2613 -
1247 -
2183
8572 plików
996,05 GB


„Generał Nil” – recenzja
„Przed generałem Nilem, baczność!” – krzyczy jeden ze współwięźniów, gdy gen. Fieldorf jest wyprowadzany na egzekucję. Opowieść o jego życiu jest tak poruszająca, że widz ma ochotę skoczyć na równe nogi razem ze skazanymi.
Generał August Emil Fieldorf „Nil” jest jednym z najbardziej zapomnianych bohaterów Polskiego Państwa Podziemnego z okresu II wojny światowej. Jako szef KeDywu (Kierownictwa Dywersji) Armii Krajowej dowodził największymi akcjami bojowymi i należał do najważniejszych ludzi w strukturach podziemia. Po wojnie osądzony i skazany na śmierć za współpracę z faszystami, został zamordowany i skazany na zapomnienie przez komunistów. Do dziś nie znamy miejsca jego pochówku, choć IPN podejrzewa, że może spoczywać gdzieś na Powązkach.
Film „Generał Nil” skupia się na latach 1947-1952, choć w retrospekcjach obserwujemy też kilka scen z lat okupacji. Generała Fieldorfa poznajemy, gdy wraca z Syberii, gdzie trafił pod fałszywym nazwiskiem. Przez cały film będzie starał się żyć normalnie, jednocześnie unikając zaciskającej się pętli UB.
Głównym atutem obrazu jest jego narastająca dramaturgia. Początkowo może się wydawać, że wszystko potoczy się dobrze. Generał sam zgłasza się do UB, który puszcza go wolno. Chce żyć normalnie, nie daje się wciągnąć w antykomunistyczne podziemie, a swoim dawnym żołnierzom radzi iść na studia, a nie do lasu. Jego jedynym marzeniem jest bycie z rodziną i praca stolarza.
Jednak widz świetnie wie, że „Nil” w końcu trafi do ubeckich katowni. Obserwujemy cały proces śledztwa, podczas którego Fieldorf nie daje się złamać. Widzimy proces, na którym zeznają jego dawni towarzysze broni, okrutnie skatowani przez bezpiekę. To już nie jest tylko historia Fieldorfa. Obserwujemy wielu bezimiennych więźniów okrutnie torturowanych. Szczególnie przeraża widok młodych chłopaków w celi śmierci, których jedynym przewinieniem była walka z Niemcami w niewłaściwej partyzantce. A co gorsza siedzą w jednej celi i z tym samym wyrokiem co zbrodniarze wojenni z SS.
Warto przy tym zauważyć, że akcja jest bardzo spójna i zrozumiała, w przeciwieństwie do wielu innych polskich obrazów.
Największe brawa za film należą się Olgierdowi Łukaszewiczowi, który zagrał tytułową rolę. Popularny Albert z „Seksmisji” tym razem fantastycznie kreuje postać dumnego i twardego, ale trzeźwo myślącego wojskowego. To dzięki jego aktorstwu dostrzegamy dramat człowieka, który marzy o życiu w Polsce, w której nie ma dla niego miejsca. Łukaszewicz tchnął w tą postać ogromną godność i powoduje, że widz czuje do generała „Nila” wielki szacunek.
Łukaszewicza wspiera cała plejada drugoplanowych postaci, często dwuznacznych moralnie, często zagubionych, ale wiarygodnych. Nie mamy najmniejszych powodów, by nie wierzyć w opowiadaną historię.
Znakomita jest również muzyka, świetnie uzupełniająca coraz mroczniejszy nastrój. Zapada w pamięć zwłaszcza ostatnia scena, gdy z brzmiącego w tle żałobnego requiem można wyłowić nuty Mazurka Dąbrowskiego. Jaki to kontrast z pierwszą sceną, gdy wracających do kraju repatriantów wita Międzynarodówka.
„Generał Nil” należy do filmów, które po prostu trzeba zobaczyć. Żaden naród nie może patrzeć w przyszłość bez rozrachunku z własną historią. A ten film to bardzo ważna część dyskusji o wczesnym PRL.
Nie ma plików w tym folderze
-
0 -
0 -
0 -
0
0 plików
0 KB
