Download: 222.jpg
Na motocyklu, który za mną się jeszcze wcisnął, przyjechało młode małżeństwo z Litwy. Motocykl to jakaś sportowa Honda, ale co to za Honda to nie wiem, bo już malowana i żadnych emblematów nie miała, a po samym wyglądzie to za cienki jestem, żeby prawidłowo zidentyfikować. Trochę sobie pogadaliśmy łamaną angielszczyzną o podróżowaniu. Zrobili ładne kółko i właśnie wracają do domu. Przejechali przez Polskę, Słowację Węgry, Rumunię, Mołdawię i Ukrainę. Wracając w Polsce spędzą jeszcze jeden nocleg i jutro planują dotrzeć do swojego domu. Są jeszcze bardziej zmęczeni niż ja i upał też daje im popalić. Najpierw zgodnie leżeliśmy, ja na jednej ławeczce a oni na drugiej, dopiero później zaczęliśmy rozmawiać. W Rumunii mieli małego ślizga i urwało im stelaż od bocznego kufra. Na szczęście im się nic nie stało a kufer dało się przymocować taśmami. Mieli więcej kilometrów do nawinięcia to puściłem ich przed siebie.
Zeszło ze 40min, zanim odzyskaliśmy paszporty. Przy odprawie celnej też nieco zeszło. Ich potraktowali ulgowo a mi trochę przetrzepali bagaże. Pewnie dlatego, bo nie miałem żadnego przemycanego alkoholu. Obserwując ruch na przejściu, przekonałem się, że dzisiejszego dnia najszybszą odprawę mają wycieczkowe autobusy. W czasie gdy trzymany był Jelon razem z osobówkami, na pasie dla autobusów odprawione zostały całe dwa autokary. Było to zrobione w prosty sposób, wszyscy wychodzili z autobusu i zabierali swoje bagaże i szli na zapewne klimatyzowaną odprawę indywidualną. Celnik sprawdzał tylko czy autobus został zupełnie pusty i autokar czekał aż wszyscy podróżni wrócą z odprawy. Całość szła sprawniej niż na przejściu dla osobówek.
Upał sprawił, że wszyscy są dzisiaj mocno podirytowani, łącznie ze strażnikami. Nie chcę nawet myśleć ile musiałbym się tu męczyć, gdybym przekraczał to przejście samochodem? Pewnie jeszcze czekałbym w kolejce po stronie ukraińskiej. Motocyklem przedostanie się do kraju, zajęło mi bite trzy godziny. Z moimi nowymi znajomymi z Litwy, pożegnałem się już z dziesięć minut wcześniej.
Jadąc odczuwam ulgę, że mam to przejście graniczne za sobą, lecz temperatura powietrza jest nadal nie do zniesienia. Przed Tomaszowem Lubelskim na pierwszej lepszej stacji benzynowej bez problemu uzupełniłem niedobór powietrza. W mieście wstąpiłem na cmentarz, zmówić modlitwę za Lucjana. To kolega motocyklista z którym swego czasu dane mi było spędzić sporo niezapomnianych, motocyklowych chwil. Dawno nie odwiedzałem jego grobu i miałem trochę kłopotu z przypomnieniem sobie lokalizacji. Po wypiciu sporej części z wwiezionego do Polski zapasu kwasu, pamięć wróciła i odnalazłem grób Lucjana.
Po chwili zadumy ruszyłem w stronę domu. Teraz to już tylko nawijam kilometry na koła i staram się jak najmniej zatrzymywać. Jestem już mocno zmęczony i chcę jak najszybciej dotrzeć na łono rodziny.
Przed Biłgorajem zrobiło się wściekle parno a na horyzoncie pojawiły się chmury z piorunami. Nie czekając aż rozpada się na dobre, zaatakowałem miejscową Biedronkę.