Kazimierz Junosza-Stępowski bardzo poważnie traktował aktorstwo. Swoje znakomite rzemiosło zdobył oddaniem i skrupulatną pracą. Ostro spinał się w sobie, jeśli zadanie było trudne i wartościowe. A kiedy grał postać wysnutą z historycznej przeszłości, pasjonował się, przeprowadzał studia w ikonografii i w kronikach. Unikał tylko tekstów wierszowanych. Drażniła go rymowana fraza Szekspira i Goethego.
W pracy aktorskiej do ról, które go pasjonowały, zbierał ogromny materiał. Zdumiewał znakomitą znajomością tła historycznego epoki. I to nie w znaczeniu znajomości jedynie faktów historycznych, lecz miał przestudiowane liczne pamiętniki, korespondencje, znał koligacje wszystkich dworów panujących w Europie, był au courant plotek i anegdot kursujących w owym czasie. Jego niezwykła pamięć potrafiła ten materiał pomieścić i tak tworzyło się podglebie, z którego wyrastała pełna kreacja.
Stępowski w każdej roli zmieniał się całkowicie również zewnętrznie. Charakteryzował się mistrzowsko, precyzyjnie. Trudno było uwierzyć, że człowiek o portretowej twarzy cara Pawła, z charakterystycznym zadartym nosem, jest tym samym, co Szambelan o pięknie wymodelowanym, lekko garbatym nosie i ciężko opadających powiekach. Przychodził do garderoby o piątej (spektakl zaczynał się o ósmej) i charakteryzował się powoli, przetwarzał się na innego człowieka z satysfakcją. Mówił mi, że w czasie charakteryzacji „wchodzi w skórę postaci". W swojej garderobie na półpiętrze Teatru Polskiego, w pozie półleżącej, na dużym obracanym fotelu, dyrygował dwoma fryzjerami, którzy zmieniali jego twarz. podciągali na cieniutkiej gazie nos, cieniowali odpowiednio kości policzkowe, zakładali i czesali perukę. Junosza bowiem przywiązywał do charakteryzacji ogromne znaczenie. Miał cały komplet, tzn. dwa pudła szminek Leichnera, oraz pudełko pasteli. Ale do kolegi swego, Zygmunta Chmielewskiego, świetnego aktora Reduty i Teatru Jaracza, powiedział właśnie w czasie przedstawień Cara Pawła: „Wszystkie zewnętrzne efekty na nic, dopiero, gdy się ma postać tu - wskazał palcem na serce - wtedy wiesz, jak masz grać i wyglądać".
Miał wiele typowo aktorskich cech, na przykład nie lubił, gdy inny aktor, w sztuce w której on króluje, dostaje brawa; że jest przesądny, bo gdy mu raz za kulisami upadł maszynopis roli, nie pozwolił, bym mu podniósł i podał, ale przydeptał kartki nogą i sam szybko schwycił. W młodości przejawiał ton pychy aktorskiej i lekceważenia, dopóki w teatrze pozostał solistą. Gdy na przykład podczas gościnnych występów w Krakowie przygotowywał tytułową rolę w Papie Caillaveta i de Flersa, to na próbach zaledwie przemrukiwał tekst, trzymając siebie w izolacji, nawet przeglądając gazetę.
Sztuka "Ten, którego biją po twarzy", Wilno, 1931..
Premiera. Junosza, ucharakteryzowany na obywatela z mazowieckiej wsi, gra starego lowelasa zdradzającego ,,żonusię", noszącego krawaty w ,,pasecki" i w „klopecki". Każda jego odzywka wywołuje salwy śmiechu. Wreszcie na pytanie scenicznej żony, skąd ma krawat w kropeczki, odpowiada zdziwiony:
- W klopecki? Co? Byłem u niej i my sobie ten tego...
- Do kogo ty o tym mówisz, mężu?
- Do zonecki, do kochanej zonecki, ale żebym klawat w pasecki u niej zamienił na klopecki? - cytat ze wspomnień J. Lubicza-Lisowskiego
"Legendarny jego portret Stefana Batorego z Samuela Zborowskiego uderzał fenomenalną wiernością rysów. Gdybyśmy posiadali muzeum teatrologiczne, to w sali arcydzieł charakteryzacji głowy Junoszy-Stępowskiego na poczesnym by trzeba było umieścić miejscu" - A.Grzymała-Siedlecki
W żadnej innej sztuce nie pokazał tego w tak klasycznym wyrazie, jak to uczynił w "Wielkim kramie" Bernarda Shawa.
Grał tu rolę owego Króla, który przez Shawowską przekorność wygłasza mowę, pod którą jego autor podpisuje się obiema rękami lub udaje, że się z nią zgadza. Mowa ta zajmuje sobą całą niemal odsłonę i bodaj dwadzieścia minut z minimalnymi przerwami. Wygłasza tę mowę Król przed dość licznym gronem, mowa może jest stenografowana, może będzie podana przez radio, nie powinna więc być mówieniem „roznegliżowanym", musi mieć wyrazistość i elegancję retoryki. Tu Junosza pokazał, co to jest piękne mówienie!
A. Grzymała-Siedlecki
W żadnej innej sztuce nie pokazał tego w tak klasycznym wyrazie, jak to uczynił w "Wielkim kramie" Bernarda Shawa.
Grał tu rolę owego Króla, który przez Shawowską przekorność wygłasza mowę, pod którą jego autor podpisuje się obiema rękami lub udaje, że się z nią zgadza. Mowa ta zajmuje sobą całą niemal odsłonę i bodaj dwadzieścia minut z minimalnymi przerwami. Wygłasza tę mowę Król przed dość licznym gronem, mowa może jest stenografowana, może będzie podana przez radio, nie powinna więc być mówieniem „roznegliżowanym", musi mieć wyrazistość i elegancję retoryki. Tu Junosza pokazał, co to jest piękne mówienie!
A. Grzymała-Siedlecki
W "Carze Pawle I" Dymitra Mereżkowskiego Junosza przedstawił fascynujący obraz despoty i szaleńca.
W 1925 roku aktor wcielił się we wstrząsająco wykreowaną, uwikłaną w fatalizm losu postać Henryka z "Żywej maski" Luigi Pirandella. Był to moment przełomowy dla jego kariery. Wszyscy zgodnie podkreślali, że aktor objawił się jako perfekcyjny tragik.
Był oszalały z bólu, nosił w sobie jakiś wielki, wewnętrzny krzyk, ale ta burza uczuć znajdowała ujście jedynie w gryzącej ironii, gorzkim szyderstwie, jakim przesycał swe słowa, w smutnym, przygaszonym uśmiechu." - pisała Jolanta Kowalska - "Ale dramat wewnętrzny najpełniej wypowiadały oczy. Było w nich wszystko: pogarda dla dawnych przyjaciół i wzruszenie, niepokojąca przenikliwość i przedziwna, wizjonerska siła. Dopowiadały to, czego nie stało w słowach, dwuznaczność aluzji obracający w niemy wyrzut lub ukrytą groźbę. (J. Kowalska, "Kazimierz Junosza-Stępowski", Warszawa 2000)
Przedstawienie "Głupi Jakub" Tadeusza Rittnera na scenie Teatru im. Juliusza Słowackiego w Krakowie. Jedna ze scen sztuki. Widoczni Roma Pawłowska i Kazimierz Junosza-Stępowski.
Szambelan Stępowskiego to był wielki pan, którego może kiedyś i ciągnęło życie światowe, ale który zaciął się, aby rezygnując ze wszystkiego wyciągnąć majątek z długów i postawić na odpowiednim poziomie. Ta koncentracja na jednym celu staje się przyczyną jego oschłości i samotności. Kamiński w tej roli irytował się na swoją nieznośną, jęczącą siostrę i jej męża — Stępowski się nie tyle irytował, ile pogardzał tą parą darmozjadów. Czułam się sponiewierana każdym jego spojrzeniem, każdym odezwaniem, bo brzmiała w nich subtelnie cieniowana drwina. Zauważyłam już w próbach, że pan Kazimierz w tej roli ma zupełnie inną dykcję, bardzo wyraźnie wymawia „ę" i ,,ą" i ma jakiś nosowy przydźwięk w mowie. Wsłuchiwałam się, bo ten sposób mówienia coś mi przypominał... Ach, prawda! Tak właśnie mówili moi ziemiańscy wujowie i ich sąsiedzi z pobliskich majątków. Taka była maniera ziemiańskiego sposobu mówienia w niektórych okolicach. Oni też nie mówili „rządca" tylko „rząsa", silnie akcentując „ą" — tak jak Stępowski, gdy mówił: „Jakub to mój rząsa". Ten charakterystyczny sposób mówienia od razu sytuował Stępowskiego - Szambelana w środowisku ziemiańskim.
Rozmawiałam z nim o tej roli, o tym jak wychwycił tę odrębność mowy środowiskowej. Odpowiedział mi: „Chodziłem z tym Szambelanem przez jakieś sześć tygodni, zanim zobaczyłem, jaki on jest, i usłyszałem jak mówi. Dopiero wtedy na dobre mogłem się zabrać do roli". - wspomnienie Hanny Małkowskiej
Zażywnym już zaczynał być jegomościem, gdy się zabierał do odtworzenia Szambelana w Głupim. Jakubie, a którego to Szambelana widział jako wychudłe straszydło. Zamęczał teatralnego krawca, dopóki wspólnymi pomysłami nie skroili Szambelanowi takiego surduta, spodni itd., że sprawiał wrażenie wysokiego manekina, poruszającego się na patykach chuchra. - A. Grzymała-Siedlecki
Przedstawienie "Azais" w Teatrze im. Juliusza Słowackiego w Krakowie.
Kreacja dorównywała najświetniejszym karykaturom, jakie się po teatrach europejskich widywało.
Gdyby się uprzeć, to koncepcję Junoszową Wuertza można by nazwać amatorskim podejściem do roli, bo postać zbudowała się z jednego li tylko rysu — ale cóż z tego! Z jednego, ale genialnie dobranego; z jednego, ale rozhaftowanego w jakże ucieszne arabeski, jakże nieoczekiwane wykrętasy! Gra była tak porywająca, że Warszawa szalała za tym pokazem sztuki aktorskiej. Na ulicy znajomi witali się z zapytaniem: „Widziałeś już Junoszę w Azais. A po niejakim czasie w jednym z kabaretów skomponowano nawet rewię z dopisanym Baronem Wuertzem, by Junosza mógł znów ściągać tłumy. - A. Grzymała-Siedlecki
Warszawa, teatrzyk rewiowy "Złoty Ul" - rewia "Hocki-klocki".
Scena z rewii, od lewej: Kazimierz Junosza-Stępowski, Józef Węgrzyn.
Warszawa. Teatr Komedia - sztuka "Niebieski lis".
Od lewej widoczni: Kazimierz Junosza-Stępowski, Karol Benda, Halina Cieszkowska, Maria Malicka
Warszawa, Teatr Komedia - sztuka "Łatwiej przejść wielbłądowi".
Na zdjęciu od lewej: Zbigniew Rakowiecki, Ina Benita, Kazimierz Junosza-Stępowski.
Przedstawienie "Henryk IV" Luigi Pirandello na scenia Teatru im. Juliusza Słowackiego w Krakowie.
Przedstawienie "Henryk IV" Luigi Pirandello na scenie Teatru im. Juliusza Słowackiego w Krakowie.
Fragment przedstawienia "Azais" - na pierwszym planie od lewej: Krystyna Brylińska, Kazimierz Junosza-Stępowski.
Kreacja dorównywała najświetniejszym karykaturom, jakie się po teatrach europejskich widywało.
Gdyby się uprzeć, to koncepcję Junoszową Wuertza można by nazwać amatorskim podejściem do roli, bo postać zbudowała się z jednego li tylko rysu — ale cóż z tego! Z jednego, ale genialnie dobranego; z jednego, ale rozhaftowanego w jakże ucieszne arabeski, jakże nieoczekiwane wykrętasy! Gra była tak porywająca, że Warszawa szalała za tym pokazem sztuki aktorskiej. Na ulicy znajomi witali się z zapytaniem: „Widziałeś już Junoszę w Azais. A po niejakim czasie w jednym z kabaretów skomponowano nawet rewię z dopisanym Baronem Wuertzem, by Junosza mógł znów ściągać tłumy. - A. Grzymała-Siedlecki
Warszawa. Teatr Komedia - komedia "Znajda".
Od lewej widoczni: Kazimierz Junosza-Stępowski, Hanna Chodakowska, Ewa Stojowska i W. Wolińska.
- Pobierz folder
- Zachomikuj folder