papuaski wojownik.bmp
-
☺ Jestem przy tobie -2cd +lektor -
☺ Nigdy nie mow zegnaj -2cd +lektor -
☺ Ta Ra Rum Pum -2cd +lektor -
☺ To właśnie przyjaźń -2cd +napisy -
☻ Bajki Disneya -
☻ Filmy i Bajki Świąteczne -
☻ Filmy Komedie -
☻ Filmy Przygodowe -
• Najlepsze Filmy Akcji +lektor -
• Najlepsze Filmy Komedie +lektor -
1939-1944 -
1979. Papierz z Polski -
Antyczne sekrety Biblii -
Barbarzyńcy -
Bylo sobie zycie -
Dzika Arabia -
Dzika Skandynawia -
filmy krótkie -
filmy napisy PL -
filmy RMVB -
Gry do 500 mb -
Ja bym z takim papieżem nie wytrzymał -
Jan Paweł II i jego przyjaciel -
Jan Paweł II powiedział(...) -
Jan Paweł II w Hiszpanii i świecie -
Jan Paweł II w Ziemi Swiętej -
JEROZOLIMSKIE -
komplet -
Kraków - Błonia - 18 sierpnia 2002 r -
Natasza Zylska -
Papieskie okno - Franciszkańska 3 -
PI0SENKI JP.II -
Scooby Doo -
Smerfy -
Smerfy 2 3D chomikuj -
Starożytne Cywilizacje -
Syberyjskie domy drewniane -
TAJEMNICE NATURY -
Tapety na pulpit -
Tom i Jerry -
Widziane na Ziemi -
W-wa zdjęcia -
Wybrzeże Europy z lotu ptaka -
Z archiwum FN - Kresy -
Z archiwum FN - Zabytki kinematografii -
Zaczęło się od Iluzjonu -
Złota kolekcja cz.1 -
Złota kolekcja cz.2 -
Złota kolekcja cz.3 -
Złota kolekcja cz.4
6 kontynentów, 60 krajów w 20 lat
Drink z bijącym sercem gada " W Azji poznaliśmy specyfik, nieporównywalny z niczym innym na świecie - wietnamską wężówkę . Butelki wypełnione zwiniętymi gadami znaleźć można na każdym bazarze . W restauracjach trudno ustrzec się od poczęstunku wężówką, zachwalaną jako wietnamska viagra . W okolicach Hanoi serwuje się snakes drink - wino ryżowe wymieszane pół na pół ze świeżą krwią gada . Miejscem wyspecjalizowanym w tym trunku jest położona na obrzeżach wietnamskiej stolicy wioska nieoficjalnie zwana Snake Village . Słynie z przydomowych restauracji, w których klient sam wybiera sobie żywego gada, przy czym za najbardziej pożądane uchodzą te najgroźniejsze, głównie kobry . Wybrany okaz jest na oczach klienta zabijany, a upuszczona z niego krew mieszana z alkoholem . Dla odważnych zamiast kostek lodu dorzuca się do szklanki bijące serce gada . Resztę stworzenia serwuje się w postaci zupy i grillowanych kawałków mięsa . Proceder nie jest do końca legalny, bo polowania na węże doprowadziły do zachwiania równowagi biologicznej w regionie, w wyniku czego pozbawione naturalnych przeciwników szczury opanowały Hanoi oraz osady północnego Wietnamu . Snakes drink to jednak magiczny dla Wietnamczyków trunek - przedłuża życie, zapewnia męskiego potomka, wygładza skórę, poprawia apetyt, wzmacnia kości, wspomaga porost włosów, łagodzi ból, usuwa stres ".
Bush toilet " W okolicach Key Afer ( co po hamersku znaczy Czerwona Ziemia, bo taka jest w rzeczywistości ) trafiam do toalety wybudowanej w szczerym polu, na tyłach restauracji . Tworzy ją barak zbity z kawałków blachy falistej . Wewnątrz podzielony na kilka przepierzeń . Każde z własna wykopaną w klepisku dziurą . O ile na zewnątrz temperatura sięga 40 stopni Celsjusza, o tyle w blaszanej toalecie jest co najmniej kilkanaście stopni więcej . Blaszane ściany i dach działają jak piekarnik . Wypiekający niemiłosierny fetor . Już w progu odechciewa mi się wszystkiego, ale blaszane drzwi zatrzaskują się za mną złowrogo . Czuję się uwięziona w gorącym smrodzie na wieki . Czuję, jak oblepia mnie on i dusi . Dostaję ataku paniki . Mój profesor na studiach mawiał, że od smrodu jeszcze nikt nie zginął, a od zimna całe armie, ale ja w etiopskiej toalecie jestem przekonana, że jeśli natychmiast nie uwolnię się z tej pułapki, to umrę właśnie do smrodu . Zaczynam krzyczeć i szarpać blachę, jak oszalała . Zamiast drzwi wyrywam z konstrukcji całą futrynę i niczym wystrzelona z procy wylatuję z nią na zewnątrz . Miejscowi przyglądają mi się ze zdziwieniem ".
Pola Śmierci w Kambożdży " Wyprawa na Pola Śmierci zaczyna się w muzeum Tuol Sleng . Kiedyś - liceum w środku miasta przekształconym w latach 1975-1979 przez reżim Pol Pota na więzienie . Z 20 tysięcy przetrzymywanych tu ludzi przeżyło zaledwie trzech . Na ścianach wciąż widać ślady krwi i dziury po kulach . Lekcyjne sale podzielone są na prowizoryczne cele, tak małe, że więźniowi trudno w nich nawet usiąść . Mógł tylko stać . Z Tuol Sleng jedzie się na Pola Śmierci . To był następny przystanek dla więźniów . Pola mordu i kaźni, których w Kambodży było 350, a dziś jako miejsce pamięci pokazywane jest jedno . Przy wejściu stoi dwunasto piętrowa szklana pagoda wypełniona od parteru po strop czaszkami i kośćmi wykopanych w okolicy ofiar . Więźniów zabijano z reguły uderzeniem kija zakończonego gwoździem, bo czerwonym Khmerom szkoda było amunicji . Dzieci zabijano, uderzając o drzewo, które rośnie do dziś . Podobnie jak drzewo, na którym wieszano głośniki zagłuszające jęki mordowanych ludzi . Ciała zakopywano w dołach tak płytkich, że w porze deszczowej woda wymywała zwłoki i okoliczni rolnicy znajdowali je na ryżowiskach . W ten sposób w ciągu niespełna pięciu lat wymordowano ponad dwa miliony ludzi ".
Tunele Wietkongu " W Wietnamie postanowiliśmy dotrzeć do słynnych tuneli Wietkongu . Z blisko 200 kilometrów podziemnego labiryntu wybudowanego w czasie wojny z USA, którym bojownicy komunistycznej północy przedzierali się w południowym Wietnamie, dla turystów przystosowano 60 m . Przystosowano, czyli poszerzono tunel niemal dwukrotnie, bo w oryginalnym przejściu nie mieści się Europejczyk, o Amerykaninie nie wspominając . Większość wchodzących do podziemia zwiedzających nie jest w stanie przejść nawet i tych 60 metrów . Wychodzą na powierzchnię po 20 metrach, wypchnięci błotnym zaduchem, który pozwala poczuć koszmar, jakiego doświadczali żołnierze Wietkongu . A przecież niektórzy z nich spędzili w tunelach po kilka lat . W tunelach urodziła się Tranh Thi Hien . Przyszła na świat w 1967 roku w podziemnej dziurze wyłożonej nylonem z amerykańskiego spadochronu . Jej matka z ledwością przecisnęła się przez poszerzony do metra średnicy tunel wiodący do szpitala . Mdlała z gorąca i braku powietrza, choć nie należała do wątłych kobie t. Jeszcze w przeddzień porodu kopała motyką podziemny tunel i dała występ dla ukrywających się w tunelach żołnierzy ".
Karo jak malowani " Karo to jeden z najmniej licznych ludów doliny Omo . Szacuje się, że zostało ich nie więcej niż dwa tysiące . A jednak to właśnie Karo, choć do ich wiosek trzeba tłuc się przez wiele godzin po bezdrożach, przyciągają najliczniej białych przybyszy . A właściwe przyciąga ich to, co Karo robią ze swoim ciałem . Sztuka malowania białym wapnem, czerwoną ochrą i czarnym węglem w kropki, fale, gwiazdki, odciski dłoni pokrywające ciała od stóp do głów, znana jest w całej dolinie . Plemiona doliny Omo trwają w tym zastanym świecie, ale jak ostrzegają działacze Survival International, organizacji walczącej o prawa pierwotnych ludów do własnej ziemi i właściwych im sposobów życia, nie potrwa to już długo . Dolinę Omo czekają w najbliższych latach odwierty Amerykanów poszukujących tu ropy naftowej . Małe samolociki przywożące naftowych speców już teraz lądują na prowizorycznie wyrąbywanych w buszu pasach startowych ".
Człowiek po śmierci jest tylko padliną " Niewielkie, a właściwie żadne przywiązanie do ciała po śmierci przejawiają kenijscy Masajowie . Podczas wizyty w wiosce w samym sercu Serengeti zapytałam, jak wygląda ceremonia pogrzebowa . - Ceremonia pogrzebowa ? - masajski przewodnik patrzy zaskoczony . - Co robicie, gdy ktoś umiera ? - Wystawiamy ciało za palisadę . Wieczorem, by nocą zajęły się umarłym dzikie zwierzęta - odpowiada . Hieny, lwy, lamparty, sępy . Tu, na afrykańskiej sawannie, daleko od miast, człowiek jak wszelkie inne stworzenia jest po śmierci tylko padliną . Ziemia w Afryce jest za twarda, by kopać w niej groby . Drewna jest za mało, by układać z niego stosy . Opał służy tu ludziom, nie zmarłym . Gdy pobędzie się parę dni na odludziu Serengeti, zaczyna się rozumieć, że zmarły jest tu tylko tym, dla którego nie ma miejsca wśród żywych ".
Samochody widma " Na indyjskich drogach widzieliśmy coś, czego nie było nigdzie indziej w świecie - samochody widma . Gdy zobaczyliśmy je pierwszy raz, przecieraliśmy oczy ze zdumienia i byliśmy przekonani, że przypadkiem znaleźliśmy się na planie bollywoodzkiej wersji " Mad-Maxa ". Mijała nas kolumna nowiuteńkich podwozi na kołach, bez kabiny, a jedynie z siedzeniem kierowcy i wystającą z podwozia kierownicą . Twarze kierowców narażonych na pęd wiatru przesłaniały bandanki, a koszule łopotały na ramionach jak napompowane balony . - Co to jest, u diabła ? - pytamy naszego kierowce Tonye'go . - To transport z fabryki podwozi do fabryki nadwozi . Tak jest taniej - odpowiada ze stoickim spokojem i dodaje : - To tutaj normalne . Normalne . Półgotowe ciężarówki widma gnające z prędkością 80 kilometrów na godzinę, zostawiające za sobą ogony pyłu i zdziwienia ".
Tybetański dry toilet "Toaletowe zaskoczenia czekają na podróżnych na całym świecie . W Tybecie toaletowy wynalazek zwie się " traditional dry toile t" ( tradycyjna sucha toaleta ). Pierwszy raz zetknęłam się z nim w Potali - pałacu Dalajlamy w Lhasie . Podróż Wyżyną Tybetańską wymaga ciągłej profilaktyki chroniącej przed chorobą wysokościową lub przynajmniej minimalizującej jej skutki . Ważnym jej elementem jest picie minimum trzech litrów płynów dziennie . To w połączeniu z zimnem oznacza, że trzeba często stawać na sikanie . Tybetański dry toilet to podłoga, w którą wpasowane są ( wmurowane, przybite, wyciosane w skale ) dwa prostokątne podwyższenia na nogi . Na nich trzeba po prostu stanąć . Jedno stanowisko od drugiego odgradza niekiedy niski murek, ale częściej nie ma żadnych przepierzeń . Między prostokątnymi podwyższeniami wyrąbane są dziury, a pod nimi już nic, tylko himalajska przepaść . Nasz znajomy, z którym podróżujemy po Tybecie ma ulubione powiedzenie na coś, co go nie zachwyca : - dupy nie urywa . Tybetański dry toilet dupę urywa - od samego patrzenia w dziurę ".
Psie smutki " Wjeżdżając do Wietnamu, postanowiliśmy zostać wegetarianami . Przeżyć na ryżu i warzywach, no, może z wyjątkiem słynnej zupy pho, czyli rosołu z zieleniną, ryżowymi kluskami i kawałkami wołowiny . Traf chciał, że w Sajgonie natrafiliśmy na garnek, z którego kucharka wyciągnęła z dumą wielkimi szczypcami kaczkę gotowaną w całości, z łbem, dziobem, oczami, łapkami, o wnętrznościach nie wspominając . Apetyt na pho straciliśmy w tej chwili . Wyruszyliśmy na samą północ Wietnamu, gdzie w górach na granicy z Chinami czekał nas trekking w towarzystwie kobiet z plemienia Hmong . Urocze Hmnożki, znające kilka obiegowych pytań po angielsku, próbowały nawiązać z nami kontakt . Nasz dialog wyglądał mniej więcej tak : - Jak się nazywasz ? - Ola . A ty ? - Hiu . Masz męża ? - Mam . Idzie z tyłu, robi zdjęcia . - A masz dzieci ? - Mam, dwóch synów, a ty ? - Piątkę . A masz psa ? - Mam. - A jesz psa ? - Co ? Hiu jest zaskoczona moim zaskoczeniem . Gdy dochodzimy do jej domu, pierwsze, co robi, pokazuje zagrodę pełną brązowych szczeniaków . Tak pięknych, że każdego od razu chciałoby się przytulić . Hiu mówi tymczasem, że to najlepsza mięsna rasa . Okropność ".
Bara-bara "Podczas pierwszego safari w Kenii nie miałam jeszcze aparatu cyfrowego i gdy zobaczyłam pierwszego w życiu lwa, to natychmiast wypstrykałam 36-klatkowy film . Po wywołaniu okazało się, że udało mi się zarejestrować bardzo dokładnie, sekunda po sekundzie oddawanie moczu przez króla zwierząt . Także wtedy dowiedzieliśmy się, co oznacza bara-bara . Kierowca wciąż powtarzał te dwa słowa, co szybko stało się przedmiotem naszych dowcipów. Wiedzieliśmy, co znaczy w języku suahili simba ( lew ) czy pumba ( dzika świnia), bo oglądaliśmy film " Król lew ", ale bara-bara ? Dopiero pod koniec safari okazało się, że to po prostu polna droga i w ten sposób kierowcy nawołują się na walkie - talkie do miejsca, w którym wytropili dziką zwierzynę . Nauka nie idzie w las . Gdy wracaliśmy nocą z safari do Mombasy nasz młodszy syn udowodnił, że dokładnie pojął europejskie znaczenie bara-bara . Przy drodze - głównej, interkontynentalnej trasie łączącej północ kontynentu z południem - jak zresztą przy większości dróg w Afryce, rozstawione były na przedmieściach stragany . Za dnia służą do handlowania tym, co kto ma, nocą zastępują dach nad głową . Małe ogniska oświetlają leżących pod stołami ludzi, czasem całe rodziny . Dwunastoletni wówczas syn krzyknął nagle na cały samochód : - Bara-bara . - Co ? - zapytaliśmy równocześnie . - No, mamo, nie widzisz ? Oni robią seks ! Na stole, pod którym leżało kilka osób, rzeczywiście leżała w miłosnym uścisku para kochanków ".