Download: Wielki pochód narodowy 05-11-1905.jpg
Nawet Sokolnicki opisuje to z zaambarasowaniem: "Szeroką przestrzeń Krakowskiego Przedmieścia zaległo niebawem nieprzeniknione mrowie, poruszające się jak rojowisko czarnych owadów. [...] Im dalej szedłem, im głębiej wchłaniał mnie tłum, tym bardziej rosło moje zdziwienie, połączone niebawem z przerażeniem. [...] Czy [...] budzący się w tej chwili dziejowej mit Rosji rewolucyjnej, potężnej, przeogromnej, nie ogarnionej ani wzrokiem, ani umysłem siły, oddziałał tak dalece na stolicę Polski -- dość, iż wkrótce musiałem z niesłychanym zdziwieniem skonstatować, że tłum ten nie był polski. Wokoło mnie widziałem przede wszystkim zgromadzoną w niewiarogodnych masach ludność Nalewek, Gęsiej i Nowolipek, która jakby na dane hasło [...] przeniosła się w centra Warszawy. W wielu miejscach widziałem dużo Rosjan, wszędzie koło mnie słyszałem żargon żydowski, lub mowę rosyjską, najmniej języka polskiego. Na dużej przestrzeni, gdziekolwiek zwróciłem swe kroki, czy przez Senatorską, na Plac Teatralny, czy Trębacką i Krakowskim Przedmieściem koło pomnika Mickiewicza blisko kolumny Zygmunta -- wszędzie było to samo. Tu lub ówdzie co chwila podnosił się krzykliwie i niestrojnie śpiew Czerwonego Sztandaru -- zrywał się, to znowu milkł w stłoczonej gęstwie: ale odniosłem wrażenie, że tylko w niektórych miejscach śpiewano go polskimi słowami. Wśród tego ponurego, ciemną masą zalegającego wszystko tłumu, ustawiono prowizoryczne mównice, często po prostu wznoszono na rękach jakichś przygodnie wybranych czy przygotowanych z góry mówców, i gdziekolwiek taki mówca się ukazał, skądkolwiek słyszałem przemówienie, nad morzem głów wykrzykiwano hasła i agitowano słuchaczy -- prawie wszędzie po rosyjsku. Z trudem starałem się odnaleźć towarzyszy: rozsypani garstkami, pogubieni jednostkami trudni byli do zgrupowania. [...] Czułam się chorym z przeżytych ciężkich wrażeń. [...] Warszawa zobaczyła w dniu 1 listopada socjalizm. Dla wielu socjalistów, dla mnie między innymi, dzień ten pozostał jak ciemny koszmar. Warszawa jakimś instynktem zbiorowym, nieobliczalną i niezrozumiałą siłą reakcji musiała się z tego koszmaru otrząsnąć. [...] W krótkim ciągu paru dni wypłynęła na wierzch partia narodowo-demokratyczna. [...] Reakcja Warszawy [...] wlała się w kolej wyżłobioną przez ruch wszechpolaków. Z instynktu Warszawy więcej niż z woli jakiejkolwiek organizacji powstał jako protest przeciwko niepolskiej manifestacji 1 listopada zamysł pochodu polskiego w dniu 5 listopada. [...]