Download: jezioro2.jpg
Nie był to jednak koniec tej historii. Kiedy baj mężczyźni wznowili energiczne wiosłowanie, znów pojawiła się osobliwa muzyka. Zamierała, ilekroć przestawali wiosłować, Eksperymentując stwierdzili, że jej początek biegał się z nabraniem określonej prędko-ci przez łódkę, a koniec ze zwolnieniem poniżej wyraźnego progu prędkości. Zain-trygowani, szukali dalszych wskazówek:
Badanie przyczyny dźwięku doprowadziło do odkrycia następujących uwarunkowań... woskowana jedwabna linka (bambusowej wędki na łososie, dotykającej burty łódki) była zwinięta, ale około metr ze sztuczną muchą na końcu był owinięty kilka razy wokół przegubu bambusa, a ołowiany ciężarek o wadze kilkuset gramów... zwisał z końca wędki około pięciu centymetrów pod powierzchnią wody. Kiedy łódka sunęła po wodzie, fragment linki, naprężonej przez ciężarek, wibrował gwałtownie zgodnie z ruchem wody. Za pośrednictwem bambusa drgania przenosiły się na łódkę, której cienkie, zaokrąglone, sztywne burty i dno działały jak pudło rezonansowe i wzmacniały dźwięk, który zdawał się skupiać wysoko, nad naszymi głowami. Połączenie istotnych elementów wchodzących w grę w tym przypadku to gładka powierzchnia wody, wibrująca linka, pudło rezonansowe, któremu udzielały się drgania i bezwietrzna pogoda, a nawet inne, przychylne warunki klimatyczne. Choć rozwiązano tę zagadkę, Smith przyznaje otwarcie, że taką kombinacją różnorodnych elementów nie można wyjaśnić wszystkich przypadków tajemniczej muzyki na wodzie. Rzadko wyprawiano się na wody tych jezior w canoe, a jednak nie brak doniesień o melodyjnych dźwiękach.Zagadka osobliwych dźwięków pozostaje do dziś nierozwiązana. Popularna teoria głosi, że prawdopodobnie wiatr, wiejący wśród górskich szczytów otaczających jeziora, tworzy takie efekty muzyczne wywołując fale dźwiękowe. Nie wyjaśnia to jednak tych przypadków, kiedy muzykę słyszano w spokojne i bezwietrzne dni. Wysunięto również hipotezę sejsmicznego pochodzenia fal emitowanych przez okoliczne góry w wyniku naporu rozżarzonej magmy na skorupę ziemską w tym rejonie.
Mniej znanym niż tajemnicza muzyka znad jezior Shoshone i Yellowstone, lecz równie intrygującym zjawiskiem jest wyjący wodopój Wilga, stanowiący część kanału wodnego Barcoo w pobliżu Rutłwen Station, prowadzącego do Isisford w środkowo-zachod-niej części prowincji Queensland w Australii. Doniesienia osadników z Europy o tym zadziwiającym zjawisku sięgają lat siedemdziesiątych XIX wieku. Jedno z doniesień pochodzi od dwóch postrzygaczy owiec, którzy rozbili obozowisko w pobliżu niezwykłego wodopoju pewnego pięknego, letniego wieczoru w latach dziewięćdziesiątych XIX wieku. Jak pisze Bili Beatty w zbiorze australijskich legend i podań, nagle martwą ciszę przerwał nieziemski dźwięk:
... z dala rozległo się ciche wycie, które z każdą chwilą stawało się coraz głośniejsze i bliższe. Zdumionym mężczyznom wydawało się, że odgłosy były bardzo zróżnicowane, niczym diabelski wrzask nie z tej ziemi, wręcz nieludzki. Jedno było pewne. Ogłuszający wrzask, który dzwonił im w uszach, dobiegał z wodopoju. P ostrzyga-czom owiec wydawało się, że pękną im bębenki. Byli jednak zbyt przerażeni, by się poruszyć. Po chwili, ku ich wielkiej uldze, wrzask