Download: 217.jpg
Wytężam wzrok a raczej mieszanka kawy i kwasu, poprawia moje pole widzenia i ot tak płynnie zaczynam czytać po ukraińsku. To jednak nie ja nagle nauczyłem się świetnie czytać po ukraińsku a te literki są jakoś tak dziwnie po polsku.
Nie wiem czy będzie na tej fotce dobrze widać, ale na kościele widnieje napis w języku polskim; Parafia Rzymskokatolicka Miłosierdzia Bożego, czyli najprawdopodobniej sporo Polaków tutaj mieszka.
Dopiłem kawkę, idę zapłacić i widzę, że pani kelnerka dopiero co pościerała moje poprzednie ślady. Drugi raz przecież nie wejdę w buciorach i wołam od progu, że już chcę zapłacić. Wróciłem do stolika i grzecznie czekam. Lepiej niech teraz sama sobie zaciapie podłogę.
Chyba jej przeszło, bo teraz nawet się uśmiechnęła, przynosząc rachunek. Dorzuciłem jeszcze conieco za straty moralne, wynikłe z zabrudzenia podłogi, podziękowałem i ruszyłem w dalszą drogę.
Było już niedaleko, więc szybko dotarłem do miasteczka Żowkwa. Teraz tylko muszę dojechać do drogi głównej i odbić w lewo w stronę granicy. Zabudowań jakoś tak szybko przybywa, pojawiają się całkiem spore fabryki, zakłady, kilka przecznic kolejowych.
Całkiem spora ta Żowkwa. Dotarłem jednak do drogi głównej z całkiem sporym ruchem i tak jak miałem w planach, odbiłem w lewo. Miasteczko jednak się nie kończy i robi się coraz większe i większe i jest też coraz więcej samochodów. Co jest grane, na mapie to miasteczko nie wyglądało, że jest aż tak duże? Coś mi tu nie gra, jednak jadę dalej przed siebie, bo za bardzo innej opcji nie mam. Zobaczyłem samochód na polskich blachach, więc w swojej naiwności założyłem, że na pewno jedzie w stronę granicy i ruszyłem za nim.
Minęliśmy kilka sporych krzyżówek ze światłami i skręcił w zupełnie nieoczekiwanym kierunku. Zgłupiałem teraz do reszty. Nie ma rady, zatrzymałem się na poboczu i odpalam GPS w komórce. GPS coś jednak nie chce zaskoczyć i cały czas pokazuje, że jestem we Lwowie. Potrząsam komórką, klepię po facjacie, bo czasem robi mi takie figle. Nic to jednak nie dało, więc schowałem ją do kieszeni.
Chcę zawrócić, jednak dwa pasy prowadzą w jedną stronę i dwa w drugą a środkiem są barierki. No i potem to już dojechałem do torów tramwajowych i w oddali zobaczyłem znany mi już budynek Wogzał. Faktycznie jestem znowu we Lwowie, ale jakim cudem?
No teraz to się nieco zdenerwowałem na moją własną głupotę i ignorancję. W mieście zrobił się już upał i jazda w tych korkach daje popalić. Tylko jak teraz wydostać się z tego piekielnego miasta? Coś nie chce ten Lwów mnie wypuścić…